Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność
279
BLOG

Jałowiczor: Jak krystalizowała się sól

Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność Rozmaitości Obserwuj notkę 0

-W nocy była straszna ulewa i potem przez całą mszę wszyscy suszyliśmy ubrania albo wymienialiśmy się ostatnimi suchymi skarpetami. Dlatego nie słuchałam homilii papieża. Wydrukowałam ją sobie już po powrocie do Polski. – Tak wspomina Światowe Dni Młodzieży w Toronto 15-letnia wówczas Olga.

Gdy w marcu 1985 r. Jan Paweł II podczas spotkania z młodzieżą na placu św. Piotra ustanowił Światowe Dni Młodzieży, jedynie kurtuazja powstrzymywała komentatorów przed stwierdzeniem, że papież strzela bramkę samobójczą. Teraz, gdy od tamtej chwili mija ćwierć wieku, owocem Dni Młodzieży są powołania zakonne, małżeństwa, a dzieło Jana Pawła II kontynuuje Benedykt XVI.

Wyjazd z kraju octu i pustych haków
Podróż rozklekotanym jelczem do Hiszpanii trwa tydzień. Za klimatyzację służą okna. Jest sierpień, upał niewyobrażalny.
Paweł Budziak pracuje w Instytucie Upraw, Nawożenia i Gleboznawstwa w Bygdoszczy. Ma 26 lat. Dotychczas podróżował jedynie po demoludach, teraz zobaczył Wiedeń, północne Włochy, Francję i Hiszpanię. Jest rok 1989, więc wyjazd na zachód to ciągle podróż do innego świata. Puszka coli kosztuje tu tyle, ile wynosi połowa pensji Pawła. Większość ludzi z autokaru jest w podobnym, co Paweł wieku. Szukają powołania, zastanawiają się, nad wyborem drogi życiowej.
Dniom Młodzieży w Santiago de Compostela przyświeca hasło: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem”.
Położone na północy Hiszpanii Santiago to najsłynniejsze na świecie sanktuarium św. Jakuba, miejsce corocznych pieszych pielgrzymek. Tym razem wiernych jest więcej niż zwykle – pół miliona. Na polach wokół Monte de Gozo, czyli Wzgórzach Radości rozpoczyna się czuwanie.
–Tutaj, w Santiago, każdy powinien usłyszeć to wezwanie i w nie uwierzyć: „Bóg mnie wzywa, Bóg mnie posyła” – mówi do młodzieży Jan Paweł II.
Teren, na którym odbywają się uroczystości, specjalnie na tę okazję zaorano i obsiano trawą. Trawa nie wzeszła, wszędzie unosi się czerwonawy ilasty pył. Rano osiada rosa i pył zamienia się w błoto. Spodnie Pawła nadają się do wyrzucenia.
– Trudy nie były tak duże, jak radość z wyjazdu – wspomina Paweł. – Szybko się zżyliśmy. Paru chłopaków trafiło potem do seminariów, powstało kilka par. Większość z nas pierwszy raz wyjechała za żelazną kurtynę. W Polsce właśnie upadła komuna, dlatego Hiszpanie wiwatowali na nasz widok.
Pawłowi utkwiły w pamięci słowa z katechezy o św. Piotrze, który szedł po falach i nie tonął, dopóki patrzył na Jezusa.
Droga powrotna okazała się wygodniejsza od jazdy do Hiszpanii. Jelcz zepsuł się nieodwracalnie i trzeba go było na miejscu wymienić na nowszy model.

Papież? U nas?
Sierpień 1991 r. 17-letni Jarosław Kuśmierczyk idzie z pielgrzymką z rodzinnych Starachowic na Jasną Górę.
– Pod koniec trasy dowiedziałem się, że przewidziana jest msza z papieżem – mówi. Wcześniej nie miał pojęcia, że w Częstochowie odbywają się Światowe Dni Młodzieży.
Do popeerelowskiej szarzyzny zjeżdżają młodzi pielgrzymi z 92 krajów. W sumie 1,7 mln ludzi. Dla Jarosława to szok.
– Aleja Najświętszej Marii Panny była pełna tańczących ludzi z gitarami i bębnami. Nie do końca jeszcze wtedy wiedziałem, o co w tym chodzi, ale wrażenie było niesamowite – wspomina.
Organizacja trochę szwankuje. Są sprowadzone z Włoch telebimy, ale brakuje toalet.
Do grupy Jarosława dołączają goście z Rosji. Niektórzy są nieochrzczeni i nie wiedzą jak zachować się w czasie mszy. Jakoś dogadują się z Polakami.
– Przybywacie na Jasną Górę z tą świadomością, że „otrzymaliście ducha przybrania za synów” – mówi w homilii Jan Paweł II. – Wy jesteście młodością Kościoła, który stoi wobec wezwania nowego milenium. Jesteście Kościołem jutra, Kościołem nadziei.
Jarosław pamięta, że podczas częstochowskich uroczystości przyszedł mu do głowy pomysł zostania księdzem.

Katolicy w stolicy ateizmu
Ania Habas była już kiedyś w Jugosławii, ale bez rodziców nigdy wcześniej nie jeździła za granicę. Ma 13 lat, więc nie jest najmłodsza w grupie. Po trzech dniach podróży autokar dociera do położonych pod Paryżem hal. Ania, tak jak inni pielgrzymi, nocuje na karimacie. W halach rozlokowano tysiące ludzi. Wszędzie słychać niezrozumiałe języki, na okolicznych trawnikach i parkingach odprawiane są msze, kuchnie polowe wydają posiłki, wolontariusze z obsługi technicznej jeżdżą na rolkach. Francuscy gospodarze pytają organizatorów, czy dostarczyć młodzieży środki antykoncepcyjne. Są zdziwieni, gdy słyszą, że nie ma takiej potrzeby.
Przed uroczystościami niechętna papieżowi francuska prasa na ogół bagatelizowała znaczenie Dni Młodzieży. Spodziewano się najwyżej 300 tys. osób. Przyjechało 1,2 mln.
– Było widać, że Dni Młodzieży to ogromne dzieło. Wszyscy mówili, że dla mieszkańców Paryża to ogromny znak, że w Kościele jest tylu młodych ludzi – relacjonuje Ania.
Na hipodromie Longchamp, gdzie odbywają się główne obchody pod przewodnictwem Jana Pawła II, brakuje miejsca. Grupie Ani nie udaje się dotrzeć do wyznaczonego sektora. Na obrzeżach hipodromu trudno choćby o dobrze widoczny telebim.
Wieczorem rozpoczyna się czuwanie. Papież chrzci 10 dorosłych osób. Jarosławowi Kuśmierczykowi najbardziej utkwiły w pamięci słowa psalmu, ktoś recytował chropawym głosem po francusku: Jak łania pragnie wody ze strumienia, tak moja dusza pragnie Ciebie, Panie.
Po spędzonej pod gołym niebem nocy, pielgrzymi uczestniczą we mszy.
– Wasza droga nie kończy się tutaj – mówi do nich Jan Paweł II. – Czas nie zatrzymuje się dzisiaj. Idźcie na drogi świata, na drogi ludzkości, pozostając zjednoczeni w Kościele Chrystusa!
Jarosław jest na Zachodzie pierwszy raz. Wielkie wrażenie robią na nim paryskie zabytki: wieża Eiffla, katedra Notre Dame. Jego grupa chodzi po mieście ze śpiewem.
– Darliśmy się w metrze ile wlazło – opowiada.
Chłopak przyjechał do Paryża jako aspirant do seminarium misyjnego. Dwa tygodnie po pielgrzymce ma się rozstrzygnąć, do którego miasta trafi. W perspektywie jest około 40 seminariów w Europie, Ameryce Południowej czy Japonii.

Błogosławieni, którzy mokną
Góra Błogosławieństw spływa błotem. Według podanej przez megafony informacji, największa burza przeszła obok, nad Jeziorem Tyberiadzkim, ale i tak jest zimno i mokro. 55 tys. ludzi zebranych na zboczu kuli się pod foliowymi płaszczami przed deszczem, który jako biblijny znak błogosławieństwa jest tu jak najbardziej na miejscu. Papieski ołtarz przykryto wielkim namiotem, symbolizującym podróż Żydów do Ziemi Obiecanej. Jest marzec 2000 r. Spotkanie stanowi preludium do Dni Młodzieży, które latem odbędą się w Rzymie.
Kilkudziesięcioosobową grupę Polaków, w której znalazła się 15-letnia Marysia Wierzbowska, umieszczono w wojskowych namiotach nad brzegiem Jeziora Tyberiadzkiego. Oprócz nich są tu Rosjanie, Amerykanie, Filipińczycy. Przez prawie cały czas panuje chłód. Co dzień zdarzają się ulewy, podczas których namioty podpływają wodą. Mokną materace i śpiwory.
Papieska pielgrzymka przypadła na stosunkowo spokojny okres, jak na izraelskie warunki. Można to poznać po tym, że stojący na każdej ulicy żołnierze noszą karabiny bez magazynków. Oczywiście nie ci, którzy pilnują granicy. Kiedy grupa jedzie w miejsce chrztu Jezusa, eskortuje ją jeep z cekaemem. Jordan oddziela w tym miejscu Izrael od Jordanii. Rzeka jest tak wąska, że ze stojącymi na drugim brzegu żołnierzami można rozmawiać bez podnoszenia głosu. Grupa Marysi dociera także do Tabgha, gdzie miało miejsce rozmnożenie chleba, do sanktuarium na górze Tabor, pływa statkiem po Jeziorze Tyberiadzkim. Na koniec odwiedza jerozolimski kościół Grobu Bożego.
Na Górze Błogosławieństw papież wzywa do głoszenia Ewangelii w świecie.
– Dziesięć przykazań i błogosławieństwa mówią o prawdzie i dobroci, o łasce i wolności: o wszystkim, co jest niezbędne, by wejść do Królestwa Chrystusowego. Teraz przynagla was, abyście byli odważnymi apostołami tego Królestwa! – woła do pielgrzymów ojciec święty.

Slumsy w miasteczku uniwersyteckim
Pielgrzymka do Rzymu to dla Pawła Budziaka ciągły pobyt w szpitalach. Paweł od roku jest księdzem, prowadzi stuosobową grupę pielgrzymów. We włoskim upale Polacy mdleją albo doznają poparzeń słonecznych. Mdleje nawet kleryk z Hondurasu.
Czuwanie i msza z papieżem odbywają się na terenie miasteczka uniwersyteckiego Tor Vergata. Gromadzi się tu ponad dwa miliony pielgrzymów. Dla ochrony przed słońcem pielgrzymi budują prowizoryczne zasłony z ubrań i śpiworów. Zgromadzenie wiernych przypomina slumsy.
16-letnia Patrycja miała pojechać z kolegami na łódki, ale w końcu wybrała Dni Młodzieży.
– Miałam wtedy wątpliwości, ale potem widziałam, że lepiej było pojechać tam, zamiast cały dzień chlać albo gadać o głupotach – ocenia dziś. – Byłam zagubiona, szukałam pokoju i poczucia, że jestem kochana. Wiedziałam, że prawdziwej miłości nie dadzą mi rodzice ani nikt inny. Kiedy papież mówił, że jesteśmy silni, dobrzy, czułam, że taka mogę być. Wracałam z Rzymu z nadzieją. Było mi to bardzo potrzebne, bo po roku spędzonym w szkole katolickiej miałam kryzys wiary.
Anię Habas dotykają słowa z Ewangelii: „Wy jesteście solą ziemi, wy jesteście światłem świata”. Zaczyna chodzić jej po głowie myśl, żeby wstąpić do zakonu.

Ulewa nad jeziorem Ontario
– Kiedy chodziliśmy z krzyżami po ulicach, oglądały nas hinduskie dzieci. Łapaliśmy je do zdjęć, bo fajnie wyglądały z plamkami na czołach, ale rodzice je odciągali, żeby się nie katolicyzowały – wspomina Olga. W 2002 r. lecący do Toronto pielgrzymi nie wyjeżdżają już z peerelu, ale wizyta w Kanadzie i tak jest szokiem kulturowym. Domy miejscowej Polonii, w których nocują, wyglądają jak w amerykańskich serialach. W podziękowaniu za gościnę, młodzi Polacy pracują na rzecz parafii.
– Gospodarze byli zdziwieni naszą zaradnością. Dali nam pięć godzin na wysypanie żwirem drogi krzyżowej, a myśmy skończyli w półtorej. Nie wiedzieli, co z nami zrobić – śmieje się Jarosław Kuśmierczyk.
Tak jak przed dwoma laty w Izraelu, podczas czuwania nad Ontario na pielgrzymów spada ulewa.
– Przygarnęliśmy jakieś Belgijki, żeby nie mokły – opowiada Jarosław. – Niesamowite było to, że mimo pogody, stary i schorowany papież potrafił porwać młodzież.
Uroczystości w Toronto okazują się ostatnimi poprowadzonymi przez Jana Pawła II.

Czas prostego robotnika w winnicy
Obok katedry kolońskiej, gdzie według tradycji znajdują się relikwie Trzech Króli, odmawia laudesy grupa prowadzona przez księdza Jarosława Kuśmierczyka, absolwenta warszawskiego seminarium Redemptoris Mater. Dni Młodzieży odbywają się w ojczyźnie Benedykta XVI, który przed kilkoma miesiącami objął tron Piotrowy. Hasło obchodów: „Przyszliśmy oddać Mu pokłon” nawiązuje do historii Mędrców ze Wschodu. Ks. Jarosław otwiera na chybił trafił Biblię i zaczyna głośno czytać: „Gdy zaś Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy”.
– Pan Bóg wszystko perfekcyjnie przygotował – stwierdza po prostu.
Podczas kończącej uroczystości mszy papież mówi o oddaniu młodego życia Bogu.
Kolońskie spotkanie gromadzi 1,2 mln osób. Nie potwierdzają się przypuszczenia, że po odejściu Jana Pawła II Dni Młodzieży umrą naturalną śmiercią. Trzy lata po Kolonii, Benedykt spotyka się z młodymi pielgrzymami w Sydney. W 2011 r. Dni Młodzieży odbędą się w Madrycie.
Ks. Jarosław Kuśmierczyk chciałby wziąć w nich udział. Od 1997 r. nie odpuścił pielgrzymki ani razu. Ks. Paweł Budziak, który od kilku lat posługuje w parafii Wszystkich Świętych w Warszawie, też zamierza pojechać, o ile tylko będzie to możliwe. Ani, która nosi obecnie nazwisko Kaaroud, byłoby trudno. Jako wolontariuszka pojechała jeszcze do Kolonii, teraz musiałaby zabrać ze sobą dwójkę dzieci. Mężatką jest też Marysia, która słuchała papieża na Górze Błogosławieństw.

Jakub Jałowiczor

 

niezależny magazyn społeczno-polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości