Podział na Polskę A i Polskę B jest coraz bardziej wymierny. Mieszkaniec Warmii i Mazur jest dla urzędników ze stolicy wart o 400 zł mniej niż Warszawiak czy Ślązak. Na statystycznego pacjenta z naszego regionu NFZ przeznacza rocznie 1070 zł. Średnia krajowa to ponad 1400 zł.
Niewielkie to pocieszenie, że do regionów gorszej kategorii NFZ zaliczył także inne na wschód od Wisły, Podlasie, Lubelszczyznę, Podkarpacie. Koszty leczenia, leki i pensje medyków są w całej Polsce takie same. Biednemu zawsze wiatr w oczy: jedyny na Warmii i Mazurach szpital dziecięcy w Olsztynie swój kontrakt z funduszem wykorzystał już w maju. Właśnie kończą się pieniądze w Poliklinice, jedynej onkologicznej placówce w regionie. Media regularnie donoszą, że szpitale coraz częściej odmawiają leczenia, bo wykorzystały pieniądze. Dziś o życiu czy zdrowiu człowieka decydują limity, procedury i algorytmy.
Kryterium niefortunnego podziału pieniędzy na służbę zdrowia jest algorytm, który NFZ wymyślił jeszcze w 2005 roku, za czasów prezesa Jerzego Millera i ministra zdrowia Marka Balickiego. Lekarze z mojego regionu robią wiele, żeby go zmienić. Na czele batalii stanął Marek Michniewicz, prezes Związku Pracodawców Szpitali Warmii i Mazur. Sam jest lekarzem, dyrektorem szpitala powiatowego w Szczytnie i nie kryje, że właśnie małe szpitale są w najgorszej sytuacji finansowej. Jeśli nic się zmieni, niebawem mogą ograniczyć przyjęcia pacjentów. Czyli zasada Hipokratesa kontra zasada ekonomii NFZ.
Rząd w osobie minister Ewy Kopacz zapewnia, że widzi problem i obiecuje, że zajmie się nim po wakacjach. Szkopuł w tym, że plan NFZ na 2010 rok ma być przyjęty do połowy sierpnia, a prezes Andrzej Sośnierz jest mniej skłonny do rozmów z przedstawicielami służby zdrowia z biednych regionów. Na razie nasi medycy łączą siły z kolegami z Podkarpackiego, Świętokrzyskiego i Lubelskiego, czekając na rozwój wypadków. Stawka jest wysoka- zdrowie, a nawet życie niejednego człowieka.
Inne tematy w dziale Polityka