Klub Vade Mecum Klub Vade Mecum
1684
BLOG

KUL nie musi być cool

Klub Vade Mecum Klub Vade Mecum Polityka Obserwuj notkę 2

 

KUL niepostrzeżenie stał się atrakcyjnym kąskiem dla lewicowo-liberalnych elit. Sądzą one, że pod presją mainstreamowych mediów władze KUL-u zrezygnują z obrony jego konserwatywnej tożsamości i pozwolą, żeby – jak w dowcipie – zostało z niego tylko L.
Cezary Łazarewicz w „Polityce” (24/2011) wylewa krokodyle łzy nad tym, że KUL już nie jest cool. Czytając artykuł, widać jednak, że dziennikarz „Polityki” nigdy nie studiował na KUL-u, wiedziałby bowiem, że najstarszy uniwersytet w Lublinie nigdy nie był cool. Nigdy nie musiał. Zawsze przyciągał swą ukształtowaną od ponad 90 lat marką uniwersytetu katolickiego.
 
Radykalizm?
 
Środowisko martwiące się o wykluczonych ma zadziwiającą łatwość wykluczania. Już w pierwszym akapicie określono działający na KUL-u studencki Klub „Vade Mecum” mianem „prawicowych radykałów”, choć gdyby autor przeczytał deklarację programową Klubu (którą obficie cytuje) do końca, wyczytałby tam, iż w naszej działalności staramy posługiwać się nie radykalizmem, a realizmem. Nie interesują nas chwalebnie przegrane bitwy. Staramy się przykładać odpowiednią miarę do wyzwań, które na nas czekają. Nie warto się tym jednak przejmować, bo w „Polityce” za radykalizm może zostać uznane także to, że co niedzielę chodzi się do kościoła.
Mimo wszystko nie można przejść obojętnie, gdy szydzi się z poważnej analizy współczesnej Polski. Byłoby to zapewne łatwe, gdybyśmy wznosili hasła w emocjonalnym amoku, będąc jednocześnie ogolonymi na łyso prostakami, a nasze urojenia próbowali z nami rozwikłać publicyści „Naszej Polski” (do momentu wzmianki w „Polityce” nie wiedziałem nawet, że taki tygodnik istnieje). Jest jednak trudniej, bo razem z nami, właśnie na KUL-u, rozważania nad tym, jaki jest stan „duszy polskiej”, nad tym, „czy Polacy wyginęli?” prowadzili jedni z najwybitniejszych współczesnych polskich naukowców i publicystów: prof. Ryszard Legutko, prof. Mieczysław Ryba oraz red. Rafał Ziemkiewicz. Całość nagrania z konferencji jest zresztą dostępna w Internecie absolutnie za darmo, wystarczy kliknąć.
Nie wiem, prawdę mówiąc, co byłoby w stanie przekonać o umiarkowaniu Klubu, ale nie jest też tak, że jesteśmy zamknięci na dyskusję. Dlatego w tym kontekście warto wspomnieć, że kiedy próbowaliśmy zorganizować spotkanie na temat rynku medialnego w Polsce, nagle wszystkie salonowe osobistości przestały odbierać pocztę, a cała redakcja lubelskiej „Gazety Wyborczej” rozjechała się na urlopy. Trudno prowadzić dyskusję, gdy druga strona nie chce, boi się lub kompletnie nie jest do niej przygotowana.
Aby zakończyć już analizę zagadnień związanych z „Vade Mecum” (ponoć dominującym na uniwersytecie środowiskiem), warto napomknąć jeszcze, że autor ”Polityki” nie wspomniał –  prawdopodobnie dlatego, iż kolidowało to z koncepcją „nacjonalistycznego zaścianka” – choćby o tym, że nasz „syzyfowy kamień” pomagał nam ostatnio wtaczać np. red. Konrad Schuller, korespondent „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Zaprosiliśmy go do dyskusji i zjedliśmy wspólny obiad prawdopodobnie dlatego, że chcieliśmy zaprezentować naszą nienawiść wobec Niemiec. Czy naprawdę ponad poszukiwaniem prawdy musi stać pragnienie obalania wrogów?
 
Autonomia Uniwersytetu
 
Ciekawe jest także to, jak autor próbuje powiązać tworzenie rankingów uczelni z głoszonymi na nich poglądami. Nie trzeba być ekspertem, żeby wiedzieć, że w tego typu rankingach nie ocenia się poglądów głoszonych przez studentów czy wykładowców, a zwraca uwagę na rozwój kadry własnej czy nadane stopnie naukowe. Czy nie chodzi aby o zwiększenie presji?
No właśnie i w tym miejscu zbliżamy się do istoty rzeczy. Do presji. Największa aula KUL-u nosi imię Stefana Kardynała Wyszyńskiego, Prymasa Tysiąclecia, który na próby podporządkowania Kościoła władzom świeckim odpowiedział non possumus. Jeżeli dziennikarz byłego największego polskiego tygodnika myśli, iż na KUL-u zapomniano już o tym, czym jest autonomia uczelni, to z pewnością jest w błędzie. KUL, tak jak i Kościół – którego uczelnia jest przecież własnością – w swej historii mierzył się ze znacznie poważniejszymi przeciwnikami niż Cezary Łazarewicz.
I choć „Polityka” chciałaby decydować, jakie poglądy nie powinny być już na KUL-u tolerowane, to z pewnością jej się to nie uda. Poglądy katolickie oczywiście nie muszą oznaczać konserwatywnych, prawicowych czy narodowych, ale z całą pewnością nie oznaczają liberalnych, lewicowych czy antynarodowych, jak zdaje się chcieliby rozumieć to słowo niektórzy. Szczególnie, że pod płaszczykiem ładnych słówek zazwyczaj kryje się rezygnacja ze sprzeciwu wobec aborcji i eutanazji, czy łagodzenie stanowiska w sprawie zapłodnienia in vitro bądź obrony rodziny.
 
Groźba – zwykła uczelnia peryferyjna
 
Zastanówmy się jednak nad tym, co byłoby, gdyby KUL wyrzekł się swej tożsamości, gdyby porzucił pozycje „cywilizacji życia” na rzecz mirażu bycia ulubieńcem salonu. Oczywistością jest, że w takiej sytuacji grozi mu, iż stanie się zwykłą, peryferyjną uczelnią bez wizerunku. Nierozpoznawalną szkołą wyższą z Polski B. Dzięki temu pozycja w rankingach uniwersytetów nie wzrośnie. Wie o tym także p. Łazarewicz, a nie wspomina zapewne tylko dlatego, że bardzo się istnieniem i rozwojem KUL-u przejmuje.
Z nami, studentami KUL-u, jest zupełnie inaczej. Nam naprawdę zależy na tym, aby nasza uczelnia się rozwijała i była w rankingach jak najwyżej. Poświęcamy swój czas i energię całkowicie za darmo, właśnie po to, by KUL miał w Polsce pozycję taką, na jaką zasługuje, czyli wiodącego polskiego uniwersytetu. I zajmujemy się tym przez cały rok, a nie tylko przez tydzień, gdy piszemy o nim artykuł.
 
Dusza harda
 
Na końcu chciałbym poruszyć jeszcze jedną myśl, niezmiernie smutną. Wszystkie te antykulowskie kampanie, najpierw „Gazety Wyborczej”, a teraz „Polityki”, w istocie są próbą zniszczenia charakterów. Są groźbami kierowanymi do młodych ludzi wchodzących w dorosłość: musicie być konformistami, bo inaczej zostaniecie okrzyknięci radykałami i wypchnięci na margines. To bardzo groźne, bo młodzi ludzie, wbrew pozorom, są często krytyczni wobec współczesnego świata i mają wręcz buntowniczą naturę. Tymczasem chce nam się wmówić, żebyśmy – jak w piosence Jacka Kaczmarskiego Postmodernizm – niczym się nie przejmowali, nie wyznaczali sobie zadań i abyśmy nie próbowali rozróżniać dobra od zła. Byśmy nie próbowali zmieniać świata.
Cóż, nie jesteśmy zakompleksionymi, bojącymi się wszystkiego studencikami, a bywamy wręcz dumni i hardzi. Nie zrezygnujemy z obrony cywilizacji życia czy toczenia boju o samodzielny w myśleniu i podmiotowy naród (choćby przez odkłamywanie historii). Nie staniemy się piewcami socjalizmu. Być może niektórych to boli. Z całym szacunkiem, ale to nie jest powód, dla którego należałoby się wycofać. Nasza sprawa słuszna, a ideały szczere. Energii do działania dodaje nam nie nienawiść, jak się nam zarzuca, czy „środowiskowe interesy”, o co można posądzić naszych przeciwników, ale szczera miłość do Boga i ojczyzny.
KUL ma i będzie miał „to coś”, wspaniały dziedziniec, na którym prowadzi się żywe dyskusje, wiecznie aktywne duszpasterstwo akademickie czy niepowtarzalnych wykładowców, za którymi nie ciągnie się peerelowska, przaśna poświata. Nikt tutaj nie marzy, by być cool.
 
Jan Bondyra
9 czerwca 2011
 
Jan Bondyra (ur. 1988r) – student V roku Zarządzania, prezes Akademickiego Klubu Myśli Społeczno-Politycznej „Vade Mecum” przy KUL JPII ( http://www.kul.pl/vademecum ).

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka