Vanat Vanat
1842
BLOG

Ocena hipotez dotyczących zamachu w Smoleńsku

Vanat Vanat Polityka Obserwuj notkę 45

Postanowiłem prześledzić rozpowszechnione w Internecie hipotezy zamachu i ocenić ich słabe i silne strony. Starałem się oceniać je z punktu widzenia sprawców, czyli tego czy akcja taka jest łatwa do przeprowadzenia, jej przeprowadzenie gwarantuje założony skutek oraz czy sprawcy pozostają trudni do zdemaskowania. Oto wynik mojej pracy:

 
A. Hipoteza NDB2010
Hipoteza celowego wprowadzenia w błąd pilotów, co do prawdziwej pozycji samolotu w ostatniej fazie lądowania w Smoleńsku. Hipotezę tę pozwoliłem sobie odtworzyć głównie z zapisów znajdujących się na blogu NDB2010, dlatego też będę nazywał ją hipotezą NDB2010
 
Zgodnie z tą hipotezą zamach musiał być przeprowadzony w następujący sposób:
- Sprowadzono do lasu przed pasem lotniska fałszywą mobilną radiolatarnie NDB oraz urządzenia fałszujące odczyty GPS.
- Zmieniono żarówki w reflektorach APM na mocniejsze, które we mgle sugerowały, że pas startowy znajduje się bliższej.
- Zbudowano bezpieczny kanał łączności pomiędzy wieżą kontroli lotów a operatorami urządzeń fałszujących odczyty, w celu koordynacji działań.
- W ostatniej fazie lotu prezydenckiego samolotu, wieża kontroli lotów celowo zaczęła podawać fałszywe odczyty urządzeń, mówiących o odległości od pasa startowego.
- W newralgicznym momencie odłączono zasilanie do jednej z prawdziwych radiolatarni.
- W tym samym momencie włączono fałszywą radiolatarnię NDB oraz urządzenia fałszujące odczytu GPS.
- W chwili, gdy nastąpiła katastrofa wycofano fałszywą radiolatarnię NDB i urządzenia zakłócające GPS.
- Powtórnie zmieniono żarówki na słabsze.
 
Mocne punkty:
1. Akcję taką można przeprowadzić w stosunkowo prosty sposób, przy zaangażowaniu stosunkowo niewielkich środków technicznych (mobilna radiolatarnia NDB i GPS - zakładam, że Rosja dysponuje takim sprzętem) oraz przy wtajemniczeniu niewielkiej grupy osób (operatorzy fałszywej radiolatarni i GPS, osoba wyłączająca zasilanie do radiolatarni, operatorzy na wieży kontrolnej, osoby wymieniające żarówki w reflektorach, oficerowie koordynujący i zarządzający akcją na miejscu, ich bezpośredni zwierzchnicy, szefowie służb specjalnych, kierownictwo państwa). Wszystkie urządzenia pozostają w gestii armii Rosyjskiej a wykonawcy są żołnierzami.
2. Akcja jest trudna do zdemaskowania w razie niepowodzenia planu. Urządzeń fałszujących nie można wykryć bez specjalistycznego sprzętu i łatwo je zamaskować. Gdyby samolot się nie rozbił, akcji nikt by zapewne nie zauważył, a nawet gdyby zauważono nieścisłości, to łatwo byłoby wytłumaczyć je w konwencjonalny sposób.
3. Przed przeprowadzonym zamachem należało przeprowadzić przynajmniej kilka prób fałszowania odczytów i koordynacji całej akcji. Próby takie mogły być prowadzone bez przeszkód i zwracania na siebie uwagi, gdyż cała akcja odbywała się na lotnisku wojskowym.
 
Słabe punkty w kolejności od najbardziej do najsłabiej przemawiającego przeciw hipotezie:
1. Zostają ślady w zapisach czarnych skrzynek samolotu, co narzuca konieczność ich sfałszowania. By móc przeprowadzić taki zamach trzeba mieć pewność, że śledztwo będzie kontrolowane przez Rosję. Wynika z tego, że sprawcy musieli mieć pewność, że premier Tusk odda śledztwo w całości Rosji. To z kolei implikuje fakt, że musi on być Rosyjskim agentem lub Rosjanie mają inne narzędzia by go do zmusić do realizacji swoich planów. Nawet pomimo przekazania Rosji śledztwa, zamachowcy nie mogli mieć pewności, że fałszerstwa nie zostaną wcześniej czy później odkryte. Techniki rozpoznawania fałszerstw cały czas się rozwijają a metody fałszowania mogą okazać się zawodne.
Od dobrego planu zamachu oczekiwać należałoby, że nie będzie potrzeby ukrywania lub fałszowania tak znaczących dowodów jak czarne skrzynki.
2. Plan może powieść się jedynie w sytuacji, gdy panuje mgła. Oznacza to, że w wypadku gdy mgły nie ma lub jest zbyt słaba, wszystkie przygotowania zawodzą. Zwolennicy hipotezy zamachu sami podają, że w latach wcześniejszych, w Smoleńsku mgły zdarzają się średnio raz na cały kwiecień. Tak więc szansa na to, że mgła zdarzy się przypadkowo w dniu przeprowadzania zamachu jest 1/30. Nie znam dokładniejszych danych na temat np. pory najczęstszego występowania mgieł i czasu ich utrzymywania się, co najprawdopodobniej jeszcze bardziej obniża szanse koincydencji mgły i lądowania. Z punktu widzenia sprawców zamachu wynik taki musi być wysoce niezadowalający. Implikuje to konieczność stworzenia sztucznej mgły. Teorię sztucznej mgły opisałem jako osobny punkt.
Od dobrego planu zamachu należałoby oczekiwać, że nie będzie zależny od czegoś tak kapryśnego jak pogoda i że szanse zaistnienia odpowiednich warunków będą odpowiednio wysokie.
3. Plan może się powieść jedynie, gdy piloci zdecydują się na lądowanie w Smoleńsku pomimo mgły. Zamachowcy nie mogli mieć pewności, że kapitan podejmie taką decyzję. Jedyne naciski na lądowanie mogły pochodzić od osób zagrożonych śmiercią w wypadku katastrofy, gdyby naciski takie miał prowadzić agent, musiałby być samobójcą. Jednak pośrednie naciski na lądowanie, mogły być wynikiem takiego a nie innego sposobu organizacji wizyty: na przykład brak zabezpieczonego transportu z lotniska innego niż Smoleńskie może być uznane za formę nacisku na lądowanie w Smoleńsku, ale znów implikuje to współpracę strony polskiej w przygotowaniu zamachu.
Dobry plan zamachu nie powinien uzależniać powodzenia akcji od decyzji osób zagrożonych zamachem, na którą to decyzję zamachowcy mają mały wpływ.
4. Konieczność wtajemniczenia i użycia do akcji kontrolerów ruchu z lotniska w Smoleńsku. Wszystkie inne osoby zaangażowane w realizację zamachu mogą być anonimowymi agentami, przeszkolonymi do prowadzenia tego typu akcji. Jednak wprowadzenie na czas realizacji zamachu zewnętrznych kontrolerów ruchu musiałoby wzbudzić podejrzenia. Dlatego zamachowcy musieli użyć kontrolerów pracującego w Smoleńsku, lub choćby za ich wiedzą zastąpić ich w newralgicznych minutach odpowiednim agentem. Oczywiście jest możliwe, że pośród kontrolerów ruchu jest wielu wystarczająco zaufanych i sprawdzonych żołnierzy, którzy mogą zrealizować aż tak newralgiczną akcję, jednak zdawanie się na „przypadkowe” osoby może rodzić niebezpieczeństwo ujawnienia zamachu, choćby podczas śledztwa.
Dobry plan zamachu, nie powinien zakładać oparcia się o osoby pozostające w kręgu podejrzanych oraz ogólnie zbyt dużej ilości osób. Zwiększa to niebezpieczeństwo zdrady przez podwójnego agenta, „wysypania” się podczas śledztwa itp.
5. Konieczność koordynacji trzech wydarzeń – fałszywych wskazań wieży kontroli lotów, wyłączenia zasilania i włączenie fałszywej radiolatarni NDB. Wyłączenie zasilania i uruchomienie radiolatarni musiało nastąpić dokładnie w momencie, gdy samolot wchodził w zasięg fałszywej radiolatarni. Nie jest trudne skoordynować takie działania, ale w wypadku jakiegoś niepowodzenia lub nawet 30 sekundowego opóźnienia cała akcja ponosi klęskę. Nie byłoby tego utrudnienie, gdyby w spisek wtajemniczona była obsługa prawdziwej radiolatarni. Twórcy hipotezy upierają się jednak, że zamiast tego odłączono do niej zasilanie. Jeżeli operatorzy radiolatarni nie są wprowadzeni w spisek, to podczas śledztwa opowiedzą o zaniku prądu w newralgicznej chwili, co zdradzi, że w tym czasie samolot odbierał sygnały fałszywej radiolatarni. Jeżeli operatorzy są w spisku, to nie trzeba odłączać zasilania, po prostu wyłączą oni radiolatarnie w odpowiednim momencie. Zwiększa to jednak krąg wtajemniczonych w spisek o kolejne osoby.
Ten element został włączony do hipotezy moim zdaniem jedynie by wytłumaczyć dziwną koincydencję pomiędzy krótkotrwałym wyłączeniem prądu a przelotem samolotu prezydenckiego. Element ten nie jest krytycznym elementem hipotezy. Pokazuj natomiast pewien sposób myślenia jej twórców, którzy starają się połączyć w całość jak najwięcej znanych sobie faktów, zamiast budować hipotezę jak najprostszą.
6. Z niezrozumiałych dla mnie przyczyn autorzy tej teorii zwracają także uwagę na to, że samolot był prowadzony obok właściwego toru lotu. Lot złą ścieżką w chwili katastrofy musi pozostawić ślad – szczątki maszyny w niewłaściwym miejscu, zdradzając w ten sposób, że samolot był prowadzony błędnie. Zamachowcy powinni fałszować tylko odległość od pasa startowego, minimalizując w ten sposób szanse na zdemaskowanie.
Myślę, że twórcy hipotezy wprowadzają do niej ten element z przyczyn podobnych do tajemniczego wyłączenia prądu - ich zdaniem są przesłanki by sądzić, że Rosjanie mataczą w sprawie sposobu, w jaki samolot się rozbijał. Szukają więc przyczyn mataczenia, pomimo, że komplikuje to ich hipotezę i czyni ją mniej prawdopodobną.
 
 
B. Hipoteza sztucznej mgły
Wyłączyłem ją poza opisywaną powyżej hipotezę, gdyż wątek sztucznej mgły pojawia się także jako całkowicie niezależna hipoteza oraz element innych hipotez. Hipoteza sztucznej mgły jest sposobem na obejście niskiego prawdopodobieństwa zaistnienia warunków do przeprowadzenia zamachu. Bez sztucznego wywołania mgły, prawdopodobieństwo to spada przynajmniej do 1/30. Silnym punktem tej teorii jest fakt, że w przededniu katastrofy było kilka mglistych dni w Smoleńsku, co może wskazywać na próbne wywoływanie sztucznej mgły w celach przetestowania skuteczności planu zamachu. Jest też wiele relacji dotyczących tajemniczego pojawienia się i zniknięcia mgły, ale mają one charakter anegdotyczny. Nie spotkałem się z relacjami, że mgła w dniach poprzedzających rzekomy zamach także pojawiała się i znikała w sposób tajemniczy. Nie spotkałem się także z relacjami dotyczącymi obserwacji maszyn, które można by podejrzewać o wytworzenie takiej mgły. Niektórzy internauci zwracają uwagę na obecność dziwnych ich zdaniem urządzeń na filmach z miejsca katastrofy, ale byłoby wysoce dziwnym, gdyby zamachowcy nie wycofali ich momentalnie po katastrofie.
 
Twórcy hipotezy sztucznej mgły nie przedstawiają jednego konkretnego sposobu, w jaki miałby być ona stworzona. Wskazują na kilka możliwości:
1. Rozpylenie sztucznej mgły z samolotu.
Skuteczności takiego działania zależy od trudnych do przewidzenia czynników, takich jak wilgotność powietrza, kierunek i siła wiatru itp. Skuteczność takiej akcji spada wraz z czasem pomiędzy rozpyleniem mgły a przylotem prezydenckiego Tu154, dlatego też rozpylanie musiałoby być skoordynowane z przylotem samolotu prezydenckiego, o co nie jest specjalnie trudno, bo zamachowcy mieli wszelkie informacje o jego locie.
Samolot rozpylający mgłę musiałby przeprowadzać swoją akcję latając na niewielkiej wysokości, z małą prędkością i być może kilkakrotnie przelatując nad tym samym terenem. Nie było to problemem, gdyż mógłby symulować podejścia do lądowania, lub faktycznie lądować. Wszystko to jednak sprawia, że zamachowcy musieli liczyć się ze zdemaskowaniem – wykryciem takich lotów przez postronnych obserwatorów, a nawet nagrania ich np. przez ekipę filmową czekającą na przylot samolotu prezydenckiego. Samolot rozpylający mgłę musiałby mieć zainstalowaną aparaturę do rozpylania aerozoli. Dysze takiej instalacji są zazwyczaj bardzo charakterystyczne, choć należy brać pod uwagę, że zamachowcy mogliby spreparować specjalny samolot z zamaskowanymi dyszami (np. wbudowanymi w skrzydło). Trudno sobie jednak wyobrazić, że nie byłoby widać za samolotem chmury rozpylanej cieczy. Istniało ryzyko zarejestrowania takiego zrzutu na zdjęciach satelitarnych, choć świadomi tego zamachowcy mogli skoordynować zrzut z brakiem przelotów nad miejscem akcji znanych satelitów fotografujących ziemię. Zakładając wysoką możliwość całkowitego braku mgły w dniu zamachu, zamachowcy musieli liczyć się z tym, że lot rozpylający mgłę odbędzie się przy doskonałej widoczności a więc z wysokim ryzykiem wykrycia rozpylającego ją samolotu. Najbezpieczniejszą formą byłoby więc rozpoczęcie akcji w nocy, gdy wykrycie takich działań jest prawie zerowe i kontynuowanie jej nad ranem, już we mgle. Przeczą temu jednak relacje, które upierają się, że mgła pojawiła się w „tajemniczy” sposób na godzinę lub dwie przed katastrofą.
Dodatkowo zwolennicy hipotezy sztucznej mgły powołują się na zapisy z kabiny pilotów Tu154, w których pojawia się dialog pomiędzy pilotem nieznanego samolotu a najprawdopodobniej wieżą kontrolną, w którym raportowane jest „zakończenie zrzutu i zniżanie na wschód”. Mało jednak prawdopodobne wydaje się, by samolot wykonujący tak newralgiczną misję raportował jej zakończenie w niezaszyfrowany sposób, standartowymi kanałami łączności, dostępnymi także dla pilotów prezydenckiego Tu154.
 
2. Rozpylanie sztucznej mgły z samochodów.
Istnieje możliwość, że mgła była rozpylana z urządzeń zamontowanych na zaparkowanych w lesie samochodach, przystosowanych do takich działań. Ze względu na ilość rozpylonej cieczy musiałoby to być kilka samochodów ciężarowych lub gdyby rozpylano jedynie wodę, jeden, ale mogący korzystać z lokalnego, wydajnego źródła wody (pobliski hydrant połączony z maszyną ciągiem węży strażackich, staw, itp.)
Rozpylanie mgły z samochodu umożliwiałoby prowadzenie akcji w sposób bardziej dyskretny. Akcja prowadzona w lesie nie będzie tak widoczna dla postronnych obserwatorów jak rozpylanie jej z samolotu. Akcja taka mogłaby trwać dłużej. Samolot przelatuje z pewną minimalną prędkością, co ogranicza możliwość rozpylenia odpowiedniej ilości cieczy nad danym miejscem, samochody mogłyby pozostawać tam dowolnie długo. Mogłyby dokonać poprawki, gdyby okazało się, że mgły jest zbyt mało, lub wiatr zbyt szybko ją rozwiewa. Samolot nie miałby takiej szansy w krótkim czasie. Samochody takie i ich ślady mogłyby być trudniejsze do zamaskowania dla satelitów szpiegowskich.
Dłuższy czas pracy niż w wypadku samolotu zwiększa możliwość wykrycia ich z ziemi. Samochody trudniej błyskawicznie wycofać, gdy pojawia się niebezpieczeństwo zdemaskowania. Praca maszyn tworzących sztuczną mgłę nie może generować niepokojących hałasów, bo w lesie zwracałyby na siebie uwagę.
 
3. Wyrzut dużej ilości pary wodnej przez pobliską elektrociepłownie.
Nie jest to metoda produkcji sztucznej mgły samej w sobie, ale sposób na zwiększenie wilgotności powietrza, niezbędnego do przeprowadzenia akcji ze sztuczną mgłą w niektórych wariantach. Trudno ocenić racjonalność i skuteczność przeprowadzenia takiej akcji, szczególnie, gdy elektrociepłownia taka znajduje się w pewnym oddaleniu od lotniska, występują takie zjawiska pogodowe jak np. wiatr, itp. Taką metodę należy uznać za niegwarantującą powstania odpowiednich warunków do zamachu.
 
Osobnym problemem jest technologia tworzenia samej mgły. Zdaniem zwolenników tej hipotezy mogły być tu, wykorzystane różne techniki:
 
1. Środki kondensujące parę wodną w powietrzu o wysokiej wilgotności.
Ich zaletą jest to, że nie powodują mgły natychmiast, czyli nie pojawią się w postaci chmury za rozpylającym je samolotem. Są jedynie katalizatorem do powstania mgły, więc nie trzeba rozpylić ich ogromnej ilości.
Konieczna jest jednak wysoka wilgotność powietrza. Nie jest to więc metoda, która zagwarantuje skuteczne tworzenie mgły, zwiększa jedynie prawdopodobieństwo, że warunki będą odpowiednie do przeprowadzenia zamachu. Środki takie, szczególnie rozpylane na niskiej wysokości mogą pozostawić ślady fizykochemiczne w glebie i na szczątkach po katastrofie. Rozpylane wysoko nad ziemią utworzą raczej chmurę, niż mgłę. 
 
2. Mgiełka wodna.
Rozpylanie wody przez dysze o wysokiej skuteczności rozpylania i wydajności. Zabieg taki nie pozostawia śladów fizykochemicznych. Wymaga jednak rozpylenie ogromnych ilości wody. Samolot nie może rozpylić wody za jednym przelotem, gdyż przypominałoby to raczej zrzut wody jak przy gaszeniu pożarów, co oczywiście nie wytworzyłoby mgły. Sposób ten może być zastosowany raczej z wykorzystaniem urządzeń zamontowanych na samochodach. Nie wymagałby on przywiezienia na pojazdach cieczy, w wypadku możliwości korzystania z lokalnych źródeł wody.
 
3. Tworzenie zasłony dymnej
Wywoływanie dymu, który symulowałby mgłę. Dym jest łatwy do wykrycia organoleptycznie, ale po katastrofie samolotu nikogo nie zdziwiłby dym, czy zapach oleju wykorzystywanego do tworzenia takiego dymu. Problemy mogłyby się pojawić gdyby ktoś stwierdził obecność dziwnych zapachów na miejscu katastrofy, jeszcze przed katastrofą. Dym zachowuje się inaczej niż mgła, szczególnie w suchym powietrzu. Przy wysokiej wilgotności oraz przy występowaniu zjawiska inwersji temperaturowej mógłby być skutecznym zastępstwem mgły. Trudno byłoby postawić taka zasłonę dymną z samolotu: ciężko jest wytworzyć odpowiednie ilości dymu podczas jednego przelotu. Poza tym byłoby to bardzo widoczne dla postronnych obserwatorów. Trudno także założyć, że taki dym opadałby na ziemię - raczej wznosiłby się ku górze, jako cieplejszy od otoczenia (zakładam, że byłby efektem spalania jakiegoś paliwa) szczególnie w zimny kwietniowy poranek.
 
4. Suchy lód
Rozpylenie proszkowanego suchego lodu opisane zostało jako osobna hipoteza.
 
Żadna z powyższych technik tworzenia sztucznej mgły nie jest idealna. Wymagają zaangażowania dodatkowych osób i dodatkowych środków technicznych. Żadna z technik nie jest łatwa do ukrycia a wykryte w przypadkowy sposób byłby czytelnym dowodem na próbę zamachu. Nie jest możliwe wytłumaczenie obecności działających urządzeń do tworzenia sztucznej mgły, w inny sposób niż chęcią sprowadzenia poważnego zagrożenia na lądujący samolot z głowa obcego państwa. Wykrycie takich urządzeń nie wymagało specjalistycznego sprzętu, można je wykryć wzrokowo, szczególnie w wypadku gdyby tego dnia nie było mgły, lub chmur, które ukryłyby maszyny rozpylające lub zrzucające ciecze / produkujące dym.
Żadna z przedstawionych technik nie daje też gwarancji skuteczności, to znaczy nie może zagwarantować, że bez względu na warunki pogodowe wypełni obszar lądowania w sposób umożliwiający przeprowadzenie zamachu. Pojawienie się mgły lokalnie, tylko w feralnym jarze, szczególnie w wypadku warunków atmosferycznych, w których mgła nie występuje, byłoby bardzo dziwne. Mgła musiała więc pokryć okolice lotniska na rozległym obszarze i to na jakiś czas przed przylotem samolotu prezydenckiego. Jest to możliwe tylko w wypadku rozpylania takiej mgły przez nisko latające samoloty, sukcesywnie „obsiewające” mgłą cały obszar lub przez sporą ilość mobilnych stanowisk do tworzenia mgły rozstawionych po całym obszarze. Obie te wersje wydatnie zwiększają prawdopodobieństwo wykrycia takiej akcji. Wszystko to sprawia, że uzyskanie efektu mgły, który gwarantuje warunki do przeprowadzenia zamachu jest pracochłonne oraz obarczone wysokim ryzykiem niepowodzenia jak i wykrycia.
 
 
C. Hipoteza bomby
Część zwolenników teorii zamachu, opowiada się za możliwością zdetonowania w samolocie bomby. Rzadko jednak jest to niezależna hipoteza, opisująca eksplozję jako przyczyna katastrofy. Zwolennicy hipotezy eksplozji uważają, że bomba wybuchła jedynie po to, by zamachowcy mieli gwarancję śmierci wszystkich pasażerów. Zamachowcy według tej teorii zakładali, że samolot mógł przyziemić w miarę bezpiecznie nawet w lesie. Dlatego podczas przeglądu samolotu w Smarze zamachowcy umieścili w nim bombę w sposób niemożliwy do wykrycia standardowymi metodami. Ładunek odpalono zdalnie w chwili katastrofy, lub mógł też zadziałać zapalnik uruchamiany automatycznie podczas uderzenia.
Hipoteza ta powstała głównie by wyjaśnić niezwykłe zdaniem jej zwolenników efekty wypadku: całkowite zniszczenie samolotu i fatalny stan szczątków ofiar. Głównymi dowodami na poparcie tej hipotezy są jednak nie same szczątki, ale niedopatrzenia podczas sekcji zwłok przeprowadzonych w Rosji, niechęć do przeprowadzenia powtórnej sekcji zwłok ofiar, rzekome niszczenie szczątków samolotu przez ich cięcie i wystawienie na działanie złych warunków atmosferycznych oraz niechęć do przekazana ich do Polski.
 
Słabe punkty hipotezy:
1. Eksplozja musi pozostawić bardzo widoczne ślady fizykochemiczne tak na szczątkach samolotu jak i szczątkach ofiar oraz charakterystyczny sposób rozrzucenia szczątków samolotu. Implikuje to konieczność fałszowania lub ukrywania nie tylko czarnych skrzynek, co jest jeszcze w miarę łatwe, ale praktycznie wszystkich dowodów. Szansa na wykrycie takiego zamachu jest praktycznie pewna, także przez rodziny ofiar, których nikt nie może przecież pozbawić prawa do przeprowadzenia ekshumacji zwłok swych bliskich.
2. W tym wypadku konieczne jest wprowadzenie do spisku praktycznie wszystkich badających wypadek. Nie ma żadnej gwarancji, że pośród badających zamach prokuratorów i ekspertów nie znajdzie się choćby jeden, który zdecyduje się ujawnić prawdę lub jest np. podwójnym agentem.
3. Zamachowcy musieli się liczyć z możliwością przypadkowego wykrycia bomby, gdyby Polacy zdecydowali się na dodatkowe badania samolotu po przylocie z przeglądu technicznego lub gdyby samolot uległ przypadkowej katastrofie przed zamachem a jego szczątki spoczywałyby w Polsce. Musiano się także liczyć z ewentualnością wcześniejszej przypadkowej eksplozji, nie wywołanej przez zamachowców. W takiej sytuacji prowadzący przegląd byliby zdemaskowani, jako zamachowcy i nie byłoby żadnego planu awaryjnego tłumaczącego ten fakt.
4. Bombę na pokład można by wnieść także przed startem samolotu, zakłada to jednak współpracę kolejnych zamachowców po stronie Polskiej. Szansa na wykrycie takiego ładunku, także przez funkcjonariuszy BOR zagrożonych katastrofą byłoby wysokie. Efektem zdemaskowania bomby byłoby uniemożliwienie przeprowadzenie zamachu właściwego.
5. W wypadku umieszczenia bomby w samolocie sensowniejsze wydaje się zdetonowanie ładunku podczas lotu trans oceanicznego, co zagwarantowałoby ukrycie dowodów na zamach.
 
 
D. Hipoteza suchego lodu
Hipoteza ta zakłada, że bezpośrednio przed lądowaniem Tu154 rozpylono nad miejscem katastrofy duże ilości suchego lodu, co wytworzyło mgłę, oraz stworzyło niskotlenową atmosferę. Suchy lód jako cięższy od powietrza, w sposób naturalny ścielił się przy ziemi i wypełniał feralny jar, co stało się bezpośrednia przyczyną osłabienia sprawności silników Tu154 i jeżeli nawet nie spowodowało katastrofy, to uniemożliwiło samolotowi „odejście”, gdy piloci zorientowali się, w jakiej sytuacji się znajdują. Suchy lód jest nie do wykrycia organoleptycznie ani nie pozostawia śladów fizykochemicznych w glebie czy na szczątkach samolotu.
Trudno oszacować, jakie ilości suchego lodu należałoby rozpylić by wystarczająco obniżyć wysycenie tlenem przestrzeni, w której lądował samolot oraz by spowodować mgłę, jaka miała miejsce w Smoleńsku. Przeprowadzenie takiej akcji ma wszelkie wady akcji rozpylania sztucznej mgły.
 
=============================================================
 
Każdy planowany zamach na życie głowy państwa musi być robiony przy kilku założeniach:
- maksymalizować szansę na powodzenie zamachu
- wtajemniczać tak mały krąg osób, jak to tylko możliwe
- pozostawiać jak najmniej śladów swojej aktywności
- mieć możliwość wytłumaczenia zaistniałych faktów w sposób odsuwający wszelkie podejrzenia zamachu, w wypadku niepowodzenia lub zdemaskowania.
Wszystkie zaprezentowane hipotezy łamią te zasady. Hipoteza NDB2010 wydaje się pośród nich najbardziej prawdopodobna, ale szansa na jej przeprowadzenie był a jak 1 do 30. W chwili, gdy wzbogacamy ją o hipotezę sztucznej mgły, traci swoje pierwotne walory, dalej nie dając 100% pewności, że zaistniałyby warunki do przeprowadzenia zamachu zgodnie z jej opisem. Trudno sobie wyobrazić by mocarstwo takie jak Rosja uzależniało skuteczność swojej polityki zagranicznej od czegoś tak kapryśnego jak obecność mgły.
Hipoteza ta także zakłada, że Rosja ma narzędzia wpływania na decyzje premiera Tuska i wielu urzędników. Można postawić pytanie, czy mając tak doskonałe możliwości sterowania polską polityką, Putin ryzykowałby uczynienie z prezydenta Kaczyńskiego męczennika. Gdyby Rosja miała aż takie wpływy na Polskich polityków i byli oni aż tak cyniczni i okrutni jak zakłada teoria zamachu, można sobie wyobrazić wiele innych sposobów na uśmiercenie prezydenta Kaczyńskiego. Choćby otrucie go, czy sztuczne wywołanie zawału serca. Wykonanie takiego planu angażuje o wiele mniej osób, jest wiele bardziej bezpieczne i praktycznie niemożliwe do wykrycia. Tym bardziej, że zwolennicy hipotezy zamachu zakładają, że antyprezydencki spisek dysponuje wpływem praktycznie na każdego znaczącego specjalistę z każdej dziedziny.
Vanat
O mnie Vanat

Willard: Mówili, że pan kompletnie oszalał a pańskie metody uległy... wypaczeniu. Pułkownik Kurtz: I co, uległy? Willard: Prawdę mówiąc nie widzę w tym żadnej metody, sir.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka