Varia Varia
245
BLOG

Kryzys kalifornijski w Polsce, czyli niekonsekwentna liberalizac

Varia Varia Polityka Obserwuj notkę 27

Najważniejszy wniosek, który należałoby wyciągnąć z lekcji w Kalifornii to taki, iż niezależnie od tego jakim złym rozwiązaniem jest rynek w pełni regulowany, to jeszcze gorsza sytuacja powstaje przy częściowej deregulacji.

Wówczas po kryzysie kalifornijskim w 2001 r. wszyscy czołowi eksperci i znawcy rynku energetycznego wspólnie jednym głosem twierdzili, że taki scenariusz Polsce nie grozi. Widocznie myślenie krótkookresowe zaraziło nawet tą grupę, która nie ma w tym interesu politycznego. Głównym powodem wówczas przytaczanym było to, iż Polska miała duże rezerwy mocy zainstalowanej, a zapotrzebowanie na energię elektryczną utrzymywało się praktycznie na tym samym poziomie przez kilka lat.

Jak widać dzisiaj sytuacja diametralnie się odwróciła. Wzrost zużycia energii elektrycznej, brak ruchów modernizacyjnych oraz coraz nowsze wymagania Unii Europejskiej – tak wygląda sytuacja zewnętrzna rynku elektroenergetycznego. Wewnątrz natomiast mamy częściowo zderegulowany rynek, czyli zniesienie systemu taryfowego dla odbiorców hurtowych, a jednocześnie pozostawienie zatwierdzania taryf przez URE dla odbiorców indywidualnych. Można też wspomnieć o wprowadzeniu 1 lipca 2007 r. możliwości samodzielnego wyboru dostawcy energii elektrycznej, co do tej pory uczyniło niespełna 200 osób w całym kraju.

Mamy obecnie w Polsce więc, bardzo podobną sytuację jaka zaistniała w Kalifornii, gdzie utrzymywano blokadę administracyjną na cenie dobrego produktu, jakim jest energia elektryczna. Główną role odgrywa tutaj Prezes URE, jako urząd centralny, podległy bezpośrednio Ministrowi Gospodarki i który w każdej chwili może być odwołany. Do jego najważniejszych kompetencji zalicza się właśnie taryfowanie cen energii elektrycznej.

Pojawiały się opinie, że kryzys kalifornijski to wynik głębokiej prywatyzacji sektora energetycznego w tym stanie. To z gruntu fałszywy wniosek. Kryzys niedoboru energii elektrycznej w Kalifornii to efekt niekonsekwentnie prowadzonych procesów liberalizacji sektora.

W Kalifornii sprywatyzowano system produkcji i dostaw energii oraz zrezygnowano z ustawowych ograniczeń hurtowych cen elektryczności. Niestety, jednocześnie decyzją polityczną zamrożono do marca 2002 r. ceny detaliczne energii dla odbiorców finalnych. Przy rosnącym popycie na energię elektryczną i równocześnie ograniczonej podaży (ostre normy ekologiczne zahamowały budowę nowych elektrowni), ceny sprzedaży oferowane przez wytwórców zaczęły gwałtownie wzrastać. Te wzrastające koszty energii ponoszone przez dystrybutorów nie znalazły pokrycia we wpływach ze sprzedaży, co doprowadziło dystrybutorów do katastrofalnego zadłużenia.

Może nie w 100% przekładając to na grunt polski, zauważyć jednak można pewne podobieństwo powstałej sytuacji w Polsce. Zacząć należy od konsolidacji pionowej grup energetycznych, w wyniku czego powstały 4 koncerny energetyczne i zaistniały takie podmioty prywatne jak Vattenfall oraz RWE. Następnie uwolnienie cen energii nastąpiło tylko dla odbiorców przemysłowych. Ceny energii dla odbiorców indywidualnych nadal podlegają zatwierdzeniu przez Prezesa URE. Ofiarą próby zmiany takiego stanu rzeczy padł Adam Szafrański poprzedni Prezes URE. Rok temu po ujawnieniu chęci o całkowitym uwolnieniu cen energii elektrycznej został on odwołany z tego stanowiska po miesiącu sprawowania urzędu. Lęk polityczny, spowodowany dużym prawdopodobieństwem podwyższenia cen energii po dokonaniu takiego zabiegu, wziął górę nad racjonalnością i zasadnością takich działań. Następcą został Mariusz Swora, który oczywiście nie kontynuował polityki swojego poprzednika, zrezygnował ze sztandarów liberalizacji rynku na rzecz ochrony tzw. odbiorców wrażliwych. Po roku sprawowania urzędu nie udało się Prezesowi jeszcze stworzyć takiej ochrony najbiedniejszych indywidualnych klientów, co miało być pierwszym krokiem ku liberalizacji, za czym w parze miało iść uwolnienie cen. Sytuacja więc się nie zmieniła i mamy obecnie do czynienia z rynkiem częściowo zderegulowanym. Różnica na tym poziomie między Polską a Kalifornią polega jedynie na tym, że w Kalifornii wtedy ustawa z góry narzucała cenę, a my mamy państwowego regulatora, bez zgody którego cena i tak nie zostanie podwyższona przez przedsiębiorstwa energetyczne (jak w jednym tak i w drugim przypadku zawężamy tok rozważań do odbiorców indywidualnych).

Skutkiem takiego stanu rzeczy jest to, iż w przypadku nie zatwierdzenia takiej ceny jaką wymaga przedsiębiorstwo energetyczne przez URE, jest ono zmuszone do podwyższenia ceny dla odbiorców przemysłowych. Dzisiaj pojawiła się informacja, że Prezes URE rozważa powrót do całkowitego taryfowania cen energii, czyli de facto cofamy się do tyłu. W takiej sytuacji nie możemy mówić nawet o niekonsekwencji liberalizacji rynku energetyki, ponieważ jest to powrót do gospodarki odgórnie sterowanej.

Kluczowym elementem przy całej tej sprawie jest proces prywatyzacji sektora elektroenergetycznego. Jesteśmy dopiero po częściowym upublicznieniu Eneii, natomiast inne przedsiębiorstwa pozostają państwowe. Jest to często podawany powód dlaczego nie można uwolnić cen energii elektrycznej, albowiem bez konkurencyjnego, wolnego, sprywatyzowanego rynku będzie to tylko nieszczęściem dla odbiorców. Nie ma więc tu też zastosowania uruchomiony mechanizm dowolności wyboru dostawcy przez gospodarstwo domowe.

I tu tkwi właśnie owa niekonsekwencja, która za chwilę może doprowadzić Polskę do podobnego kryzysu w jakim znalazła się Kalifornia. Brak prywatyzacji (a w konsekwencji brak środków na inwestycje), częściowe uwolnienie cen, wzrost cen dla odbiorców przemysłowych, znowu chęć powrotu do całkowitej regulacji…

Do tego wszystkiego trzeba też dodać wielką rolę UE, która pomaga nam w osiągnięciu takiego kryzysu poprzez stworzenie coraz nowszych wymogów. Oprócz obowiązku zakupu na giełdzie nadwyżek emisji CO2 (w Polsce 95% energii pochodzi z węgla) - co prawdopodobnie zostanie za chwile przyjęte – to UE już zaczęła pracę nad dyrektywą wprowadzającą obowiązek budowy instalacji CCS (wychwytywanie i wtłaczanie CO2). Jeśli do tego dodamy wzrost ceny węgla i potrzebne inwestycje w modernizacje elektrowni, to trudno się dziwić, że przedsiębiorstwa energetyczne chcą podwyżek cen energii. Do tego też trzeba dodać koszty na rozwinięcie sieci przesyłowych do farm wiatrowych, których powstaje coraz więcej i też dlatego że mamy obowiązek zwiększenia o 20% OZE do 2020 r.

Cofanie się od częściowej regulacji do rynku w pełni regulowanego jest drogą w złym kierunku. Jest to myślenie krótkookresowe i niedbające o bezpieczeństwo energetyczne, jakim jest zapewnienie stabilności na dłuższą metę, a nie jedynie na krótki okres. A utrzymywanie ceny energii na niskim poziomie doprowadzi jedynie do kryzysu Kalifornijskiego bis.  

 

Varia
O mnie Varia

Napisz do mnie: varia.energetyka@op.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (27)

Inne tematy w dziale Polityka