Waldka Górskiego poznałam nie tak dawno w Ośrodku Kultury w Rucianem. Podczas jakiejś koszmarnie nudnej, przedwyborczej nasiadówy poszliśmy sobie na zaplecze, na papierosa. Waldek jest akustykiem w Ośrodku i wszystkie te bzdety nagłasniał. Po chwili poczułam, jakbym znała tego faceta od 100 lat. Gada sie z nim po prostu rewelacyjnie.
Kilka dni temu naciągnęłam Waldka na opowieść o hicie weselnym Biały Miś. Przyznam, że nie cierpię tej piosenki, ale wiedziałam, ze napisał ją brat Waldka, a on był jej pierwszym wykonawcą, i to przed czterdziestu laty. Wywiad ukazał sie w Obserwatorze, ale chciałabym, żebyście i Wy Waldka poznali.
Waldku, jak to było z tym Białym Misiem?
Mój brat – Mirek - był wtedy w wojsku, w Olsztynie. To było chyba w 70 roku. Nie pamiętam, ale chyba w nogę sobie coś zrobił, w każdym bądź razie leżał i nudził się jak mops. Dorwał gdzieś gitarę i zaczął brzdąkać. I tak powstał Biały Miś.
Biały miś kojarzy mi się wyłącznie z pijanym pluszowym niedźwiedziem na Krupówkach.
Mirek w domu zostawił żonę i małego synka - mówiliśmy na niego Biały Miś, bo miał niesamowite, mlecznobiałe włosy. Biały Miś tak naprawdę jest o dziecku i żonie Mirka.
Byłeś pierwszym wykonawcą?
Jakoś tak się złożyło - pojechałem do Mirka do Olsztyna, on mi to zgrał. Wiesz, to był czas zespołu Breakout, takie ostre, lekko akustyczne bluesrockowe brzmienie, a on mi takie pitu pitu serwuje. Niezbyt mi się podobało, ale pomyślałem, że dziewczyny się będą przytulać. Tak pościelówa. Grałem wtedy w zespole Korniki.
Fajna nazwa.
To była kapela przy klubie Sęk w Piszu. Mieliśmy czeskie Jolany… Dawne czasy.
Popularność przyszła błyskawicznie?
Chałturzyliśmy w różnych miejscach - graliśmy w Myśliwskiej. Pamiętasz Myśliwską? Tam gdzie teraz jest urząd skarbowy w Piszu.
No jasne! To taka „knajpa z fasonem” była. Lorneta, meduza i tatar. Nawet świeży, z tego co pamiętam.
Graliśmy też w Wiartlu.
Sosnowa?
Pamiętasz tę knajpę?
Jasne! Rodzice prowadzili Jabłoń pod Piszem - jeździliśmy tam na ryby. Taka wiata - drzewa z dachu wyrastały, stąd chyba nazwa. Teraz jakiś straszny bunkier betonowy tam postawili.
Tam daliśmy nasz ostatni wspólny koncert. Potem nasze drogi się rozeszły. Ale ludzie melodyjkę podłapywali i poszło w świat. Był Biały Miś, to i podryw szedł. Łatwo wpada w ucho, słowa każdy zapamięta. Taka jest recepta na hit. Niewiele czasu minęło, aBiały Miśbył wszędzie. My z tego nic nie mieliśmy, a zarabiać trzeba było.
Zarabiałeś grając na statkach?
Za dużo powiedziane - pływałem na promach, takich, które krążyły po Zatoce Gdańskiej. Różnie zresztą w życiu bywało - nie tylko graniem zarabiałem na życie. Na tych statkach kombinowaliśmy, jakby tu do Szwecji dać nogę, ale jakoś nam nie wychodziło. W końcu ja się zakochałem – w mojej obecnej żonie zresztą - i zszedłem na suchy ląd, a kolegom się udało. Wyjechali. Część została na Zachodzie. Stąd zresztą mam to wiosło - widzisz?
Ten Denzel?
Dokładnie. Rysiek, kumpel z zespołu został w Stanach i się dorobił. Obiecał mi kiedyś, że kupi mi dobre wiosło, ale wiesz jak to jest - przy wódce to człowiek wszystko obieca. I patrz - nagle przywozi mi gitarę. Droga jak cholera, bo w katalogu ze 2000 bagsów kosztuje, tylko kolor mi nie pasuje. Kiedyś wszyscy grali na czerwonych gitarach, teraz z kolei na czarnych. A mi czarna nie leży.
Możesz mi wyjaśnić, co w składzie zespołu robi starosta Nowicki?
Andrzej? Nic nie robi. Na basie gra. W podstawowym składzie grał jego starszy brat Leszek. Zmarł kilkanaście lat temu. Od czasu do czasu gramy jeszcze jakieś charytatywne koncerty i wtedy uzupełniamy skład o Andrzeja. Andrzej na basie zasuwa całkiem nieźle, no i nazwisko się zgadza.
Czyli jak rozumiem - zespół się nie rozpadł?
On już praktycznie nie istnieje. Leszek nie żyje, Rysiek jest w Stanach, Mirek jest ciężko chory… Kilka lat temu Mania, żona Mirka, wpadła na pomysł, żeby zagrać koncert dla TV Olsztyn. Właściwie to była taka reaktywacja z jedną piosenką. Dobraliśmy do składu Andrzeja i jeszcze jedną osobę, zagraliśmy. Potem jeszcze parę razy graliśmy na jakieś szczytne cele.
Lubisz Białego Misia?
Nie cierpię. Wkurzają mnie przeróbki disco-polo. Tego się nie da słuchać. Gdzie się nie pojawię, słyszę tego poharatanego Białego Misia. Ileż można?
Z tego wynika, że powinniśmy teraz rozmawiać w wypasionej willi z basenem, a nie na zapleczu Ośrodka Kultury…
O tantiemach mówisz? Jakoś nikomu z nas to do głowy nie przyszło, a teraz to raczej na to za późno jest. Nie zrobiliśmy na Białym Misiu żadnego interesu. Pamiętaj, że Biały Miś powstał na początku lat 70. wtedy o tantiemach nikt jeszcze nie słyszał.
A co teraz robisz?
Jestem akustykiem w Domu Kultury w Rucianem. I dobrze mi z tym.