Rakoczy Rakoczy
383
BLOG

Test odwagi dla rządu

Rakoczy Rakoczy Polityka Obserwuj notkę 2

Kościół nie przestaje naciskać w sprawie wprowadzenia religii na maturę. Głuchy pozostaje na argumenty, że jest to niewykonalne, gdyż to on sam (a także inne związki wyznaniowe, które uczą swoich religii w szkołach) układa program, więc państwo nie miałoby możliwości przeprowadzenia z tego przedmiotu egzaminu. Religia musić być - walą pięścią w stół biskupi.

W świetle tego, jak wygląda nauka religii w szkołach - wkuwanie na pamięć paciorków oraz oglądanie głupkowatych filmów, nawet ciekawie przedstawiałaby się kwestia egzaminowania z nabytej w ten sposób wiedzy. Maturzysta miałby udowodnić, że homoseksualista czy ateista pójdą do piekła? A może matematycznie dowieść, że Krk otrzymuje od państwa za mało? Bądź też, dokonując historycznej analizy dziejów papiestwa, wykazać, że na stolcu piotrowym zasiadali sami święci, wskazani przez Ducha św? Ewentualnie, wykazać wyższość tzw. inteligentnego projektu nad ewolucją, bazując na dziełach Macieja Giertycha, który udowadnia współistnienie ludzi i dinozaurów na podstawie legendy o smoku wawelskim.

Nie wierzę, aby biskupi byli tak głupi (bezczelni - owszem), by nie wiedzieć, że wprowadzenie religii na maturę nie odbędzie się na zasadach przedwojennych, kiedy faktycznie była ona obowiązkowa, a ksiądz-nauczyciel mógł z niej zwolnić ucznia wedle własnego widzimisie. Dla wielu była to rzecz niebanalna, zwłaszcza, że lista lektur obejmowała wówczas ok. 60 pozycji. Dziś wprowadzenie tam religii oznaczałoby państwowy nadzór nad egzaminem oraz, co niemniej istotne, nad samą nauką religii. Skończyć by się mogło radosne puszczanie filmów, na których gry RPG przedstawiane są jako wstęp do satanizmu (coś takiego pt. "Znamię Szatana" puszczano u nas, gdy chodziłem do liceum), a religia stałaby się normalnym przedmiotem, z klasówkami, pracami domowymi i odpytywaniem. Tego boją się zarówno katecheci - którzy nagle dostaliby do ręki sporo roboty, jak i uczniowie, których liczba na takich lekcjach pewnie jeszcze bardziej by zmalała - i to byłby chyba jedyny pozytywny aspekt wprowadzenia tego przedmiotu na maturę.

Przy obecnym wyglądzie lekcji religii nie jest możliwe przygotowanie ucznia do jakiegokolwiek egzaminu - przyzna to każdy, kto chodził na religię w szkołach. Uczniowie traktują ją jako godzinkę na kanapki czy przepisanie prac domowych. Katecheci są zadowoleni, bo zgarniają kasę i męczyć się nie muszą (czym budzą niechęć u innych nauczycieli, którzy za takie same pieniądze normalnie pracują).

Znając sprawę i majac na głowie ważniejsze rzeczy, MEN odrzucało dotychczas rządania klery w tej materii. Biskup tymczasem deklarują, że nie odpuszczą w tej sprawie. Rząd Tuska nie był wobec kleru szczególnie twardy. Podobnie jak wszystkie rządy III RP, ulegał mu w niemal wszystkim, dokładając pieniędzy, przywilejów itd. Nic dziwnego, skoro składa się w sporej części albo z ludzi bezideowych albo katolików. Czy chociaż w tej sprawie wykaże się jakąś stanowczością? Jeśli Tusk chce odzyskać poparcie bardziej lewicowo nastawionych wyborców, którzy ostatnio coraz częściej deklarują poparcie dla SLD czy RP, to musi się zastanowić, czy naprawdę opłaca mu się spełnianie zachcianego biskupstwa?

Rakoczy
O mnie Rakoczy

Racjonalista, antyklerykał i polski patriota, choć brzmi to dla niektórych pewnie egzotycznie. Proszę nie mylić mnie z użytkownikiem "Jacek Rakoczy".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka