Marek Budzisz Marek Budzisz
1073
BLOG

Najpierw broń na stół a potem rozmawiajmy – o metodzie negocjacji z Moskwą.

Marek Budzisz Marek Budzisz Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

Prezes rosyjskiego giganta gazowego Gazprom, Aleksiej Miller udzielił wywiadu Agencji Reuters. Powiedział w nim, między innymi, iż po oddaniu do eksploatacji dwóch budowanych rosyjskich gazociągów, nazywanych „potokami” – północnego i południowego, firma, którą kieruje zmniejszy wolumen gazu przesyłanego tranzytem przez Ukrainę. Proszę zwrócić uwagę – zmniejszy, nie zaś zakręci kurek, jak wcześniej ten sam Miller twierdził. Jest to niewątpliwie odpowiedź na stanowisko Niemiec formułowane już w trakcie marcowej wizyty Gabriela, niemieckiego ministra spraw zagranicznych w Moskwie.

Niemcy formułowali wówczas swój punkt widzenia dość jasno – poprzemy Nord Stream 2, ale tranzyt przez Ukrainę musi być utrzymany. Przy czym nie chodzi w tym wypadku o poparcie ekonomiczne, te Rosjanie już mają wraz z podpisanym kilka dni temu porozumieniem w sprawie sfinansowania kredytem 50 % koniecznych na budowę gazociągu nakładów. Przy czym rosyjska firma nadal jest 100 % udziałowcem firmy, która będzie operatorem. Niemiecki rząd uważa, że jest to z punktu widzenia interesów jego kraju niekorzystne – podmioty gospodarcze finansują budowę, a nie są akcjonariuszami firmy i niewiele mają w niej do powiedzenia. Utrzymywanie akcjonariatu operatora Nord Stream 2 w niezmienionej formie jest też sprzeczne z unijnym prawodawstwem i jakieś ruchy w tym zakresie będą musiały być poczynione. Chyba, że Bruksela przyjmie interpretację wykluczającą spod jej jurysdykcji (w tym i antymonopolowej) rurociąg, zlokalizowany na wodach międzynarodowych. Ale tu już wkraczamy w domenę polityki. I słowa Millera trzeba traktować politycznie. 2 maja rozpocznie się oficjalna wizyta Angeli Merkel w Moskwie i trudno inaczej ocenić wystąpienie prezesa Gazpromu niźli w kategoriach przygotowywania pola do mających mieć miejsce negocjacji. Co jeszcze powiedział Miller? Otóż tranzyt przez Ukrainę zostanie utrzymany, ale na poziomie nie wyższym niźli obecnie – maksymalnie 15 mld m³, w miejsce 80 – 85 mld m³. (Techniczne możliwości przesyłowe – 120 mld m³). I nastąpić ma to w sytuacji, kiedy rosyjska firma planuje zwiększyć do 2032 roku dostawy do Europy o co najmniej 100 mld m³. Argumentacja jest też typowa – ukraiński gazociąg, w związku z brakiem inwestycji a nawet regularnych napraw, funkcjonuje tylko w wyniku „entuzjazmu pracowników”, zaś transport za jego pośrednictwem jest po prostu droższy – gazociąg jest o 2000 km dłuższy. Ukraina za swój upór i anty rosyjskość, podobnie jak Polska zostaną ukarane – nie będą mogły liczyć na opłaty tranzytowe. Tradycyjna postawa Rosjan – najpierw twardo, straszymy, prężymy muskuły, a jak się nie uda, to ewentualnie ustępujemy.

Dyplomacja europejska, w tym i niemiecka, zupełnie tego nie rozumie. I stara się zapewnić „dobry klimat” zbliżających się rozmów. Sabine Fischer, analityk prestiżowego berlińskiego Instytutu Bezpieczeństwa i Spraw Międzynarodowych, opublikowała kilka dni temu materiał poświęcony antyrosyjskim sankcjom po trzech latach od ich wprowadzenia. I choć ocenia je generalnie pozytywnie, tym nie mniej w sytuacji „rosnących w Unii Europejskiej napięć, co do ich przyszłości” (praca z Putinem węgierskiego ministra spraw zagranicznych) proponuje „elastyczne podejście”. Cóż to miałoby oznaczać? Pomińmy milczeniem to, iż w materiale nie mówi się o konsultowaniu ewentualnych kroków z Waszyngtonem, o stolicach państw Unii nie wspominając. A mianowicie znoszenie kolejnych ich stopni ( a przypomnijmy, że sankcje wprowadzane były w trzech krokach, przy czym najbardziej dla Moskwy dolegliwy ich kształt – tj. utrudnienia w finansowaniu i dostępu do technologii wydobycia i przetwarzania ropy, to ostatni najwyższy poziom) począwszy od najmniej dolegliwego – w zamian przestrzeganie rozejmu, następny za dopilnowanie wycofania ciężkiego sprzętu, i tak kolejno aż do szczęśliwego finału. Dodatkowo na zachętę Unia Europejska powinna wznowić działanie w Rosji Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, oraz wywrzeć presję na Kijów. Zwróćmy uwagę, że o Krymie nic się w tej konstrukcji nie mówi. Osobnym zagadnieniem jest odpowiedź na pytanie, po co Rosjanie mieliby się na to wszystko godzić i jak ewentualne negocjacje z Moskwą mogłyby wyglądać, jeżeli „na dzień dobry” dajemy im to, na czym najbardziej jej zależy (kredyty EBOiR)?

Zwróćmy uwagę na metodę rosyjskiej dyplomacji, stosowaną z regularnością rozkładu jazdy pociągów w II Rzeczpospolitej. Przed ważnymi z ich punktu widzenia rozmowami zaostrzają pod byle pretekstem swoje stanowisko, po to, aby mieć, z czego ustąpić. Podobnie stało się przed rozpoczynającą się jutro w Moskwie wizytą japońskiego premiera Abo. Wiadomo, że Tokio nie uznaje aneksji Wysp Kurylskich, ale Rosjanom bardzo zależy na gospodarczej współpracy na Dalekim Wschodzie – chcą eksploatować złoża gazu w szelfie Sachalinu, ale przede wszystkim mają zamiar równoważyć rysującą się dominację Chin. I co robią? Premier Miedwiediew całkiem niedawno, dosłownie kilka dni temu, podpisuje rozporządzenie, które powiększa obszar morskiego portu Niewielsk, włączając doń terminale zlokalizowane na spornych wyspach Kunashiri, Szikotan, Introp. Będzie, od czego zaczynać negocjacje. Rosjanie też wysyłają do Tokio czytelny sygnał – z naszymi interesami w rejonie trzeba się liczyć. A te interesy to też sytuacja na półwyspie koreańskim.

W sprawach, na których Rosjanom rzeczywiście zależy, lub które budzą ich zaniepokojenie działają oni bez rozgłosu, po cichu, metodą faktów, bo wiedzą, że w ten sposób można odczytać ich nadzieje, obawy i słabe strony. Weźmy np. Koreą Północną. Kilka dni temu brytyjska gazeta Daily Mail poinformowała, że Rosja potajemnie przerzuca niemałe siły wojskowe w swe nadgraniczne (z Koreą) rejony. Zaobserwowano transporty kolejowe przemieszczające się przez Chabarowsk w stronę Primorska wypełnione sprzętem wojskowym – artylerią, wozami bojowymi i czołgami. Towarzyszy temu większa niźli zwyczajnie aktywność lotnictwa i helikopterów. Rosjanie oficjalnie twierdzą, że to normalne przegrupowania w związku z nastaniem wiosny i zmianami w miejscu rozlokowania wojsk, ale wystarczy spojrzeć na mapę, aby wiedzieć, iż chodzi raczej o ochronę, krótkiego,   kilkunastu kilometrowego odcinka granicy i znajdującego się 100 km na północ portu Władywostok. Przy czym raczej obawiają się masowego exodusu uciekających Koreańczyków i budują swoisty kordon sanitarny. Podobnie zresztą jak Chińczycy, którzy wysłali w nadgraniczne rejony ponad 150 tys. żołnierzy.

Jurij Fielsztinski, znany emigracyjny historyk i publicysta, przeciwnik Putina i FSB, jest zdania, iż ewentualne uderzenie Stanów Zjednoczonych na Koreą Pn. to „scenariusz marzenie” dla obecnych władców Rosji. Taki rozwój wydarzeń dałby Kremlowi dodatkowy atut w ręce. W zamian za neutralność, czy choćby zamknięcie linii kolejowej łączącej Koreę Płn. z Władywostokiem mógłby uzyskać usankcjonowanie swoich zdobyczy na Ukrainie i wzmocnić pozycję w Syrii. Nawet, jeśli oddałby Asada, którego, jak ostatnio powiedział premier Erdogan, Putin w czasie ich ostatniego spotkania na Kremlu wcale tak mocno nie wspierał, to w Syrii i płn. Iraku zapewne powstałoby niepodległe państwo Kurdów. A taki rozwój wydarzeń tylko wzmocniłby pozycję Rosji, osłabił zaś Turcji.

Amerykanie zdają się wiedzieć, iż niezależnie od sytuacji militarnej na półwyspie koreańskim w razie ewentualnego konfliktu, sytuacji wcale nie prostej, politycznie musieliby zapłacić zarówno Rosji, jak i Chinom. Nie mając na to ochoty, na razie wzmagają presję. Zwróćmy też uwagę, że odmiennie niźli Unia wcale nie chcą się przypodobać, tylko zaczynają od mocnego uderzenia. Nawet, jeśli okazuje się, jak obecnie, że decyzja o wysłaniu w rejon Półwyspu Koreańskiego lotniskowca, zapadła sporo wcześniej, zanim sytuacja się zaostrzyła, to tym nie mniej zdają się działać w myśl zasady – najpierw broń na stół a potem negocjujmy.  I to w przypadku Rosji, ale nie tylko, działa. Do wydarzeń o podobnym charakterze zaliczyć trzeba też zapowiedź próbnego wystrzelenia z Kalifornii rakiety balistycznej Minuteman III, właśnie dziś we środę 26 kwietnia.

Analitycy wojskowi kreślą zaś scenariusze ewentualnego konfliktu zbrojnego na półwyspie koreańskim. Opierają się przy tym na przeświadczeniu, że arsenał jądrowy nie zostanie użyty. Jak w takiej sytuacji wojna mogłaby wyglądać? Przede wszystkim Koreańczycy z północy wykorzystaliby swoją przewagę mobilizacyjną – ich główne siły skoncentrowane są nad granicą i w ciągu maksymalnie 3 dni gotowe są do walki na pełną skalę. Jaka ich część znajduje się w podziemnych schronach i sztolniach wydrążonych w pobliżu strefy zdemilitaryzowanej nie wiadomo. Ale to właśnie po to, aby ich przestrzec Amerykanie zrzucili w Afganistanie ostatnio „matkę wszystkich bomb”, przeznaczoną do likwidowanie podziemnych instalacji. Bo chyba nikt nie wierzy, że chcieli zabić 32 Talibów, i to właśnie teraz. Ale niezależnie od tego impet ewentualnego natarcia konwencjonalnego Korei Płn. byłby, zdaniem analityków na tyle silny, że trzeba liczyć się z opanowaniem części, albo całości Seulu. W dłuższej perspektywie przewaga sił koalicji jest miażdżąca i Północ nie ma szans, ale właśnie na taką okazję może zachować w odwodzie siły nuklearne. A zatem, zdaniem analityków wojskowych pierwsza faza wojny może być dla koalicji stworzonej przez USA, co najmniej trudna, ofiary będą szły w dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy, również po stronie żołnierzy amerykańskich. I taka ewentualność powoduje, że do drugiej fazy, fazy zwycięskiej może nie dojść. Ale nawet, jeśli dojdzie i reżim północnokoreański upadnie, to trzeba będzie usiąść do stołu. Z Chińczykami i Rosjanami. I co w takiej sytuacji Ameryka może wygrać? Chyba, że inny scenariusz jest możliwy – Fielsztinski jest zdania, że obecny lokator Białego Domu nie do końca jest, nazwijmy to eufemistycznie, stabilny, zaś Tillerson, to człowiek Putina. Ale to będziemy mogli chyba niedługo sprawdzić. Jego zdaniem amerykańskie uderzenie na Koreą Pn. to scenariusz marzenie Putina.

 

Jestem byłym dziennikarzem (TVP - Puls Dnia, Życie, Radio Plus) i analitykiem. Z wykształcenia jestem historykiem. Obserwuję Rosję i świat bo wiele się dzieje, a Polacy niewiele o tym wiedzą. https://www.facebook.com/Wie%C5%9Bci-z-Rosji-1645189955785088/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka