Wiktor Lach Wiktor Lach
138
BLOG

Sztuka odzyskana

Wiktor Lach Wiktor Lach Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 0


Rzymianie dumni z osiągnięć własnej kultury, a właściwie kultury ściągniętej od Greków, z wyjątkiem komiksowych płaskorzeźb i fresków, uważali, że człowiek cywilizowany widzi więcej niż barbarzyńca. Obserwując dzisiejszy świat można dojść do wniosku ze zdecydowanej większości ludzi oczy służą wyłącznie do rozpoznawania zawartości talerza oraz nominału banknotu. Podział między Rzymem a Barbarią wciąż trwa. Dlatego warto być Rzymem, przepustką do obywatelstwa jest nauka dyscypliny, jaką jest Historii Sztuki.

Pierwszym moim wrażeniem było spostrzeżenie, że początkujący adepci dyscypliny potrafili nazwać rzeczy ich otaczające, lecz nie potrafili ich opisać. Cisza panująca w zimnej muzealnej sali w na pierwszych zajęciach, gdy padło pytanie „co przedstawia” krzyczała o tym, jak długa jeszcze droga przed nami zanim posiądziemy cenne umiejętności logicznego opisywania przedmiotów światła i stanów rzeczy. Gdy już jako tako potrafiliśmy rzeczy opisać nadeszła pora odpowiedzieć na pytanie „dlaczego” dzieła są takie a nie inne, przedstawione tak a nie inaczej, wtedy okazało się między innymi, że nasze odczucia względem prymitywizmu sztuki średniowiecznej były tylko ignorancją, pokłosiem prawd ogólnych zasłyszanych w szkole lub w mediach.

Zdarza się, że historycy sztuki będąc sami naukowcami nie potrafią zachować dystansu i dokonać wyboru wiedzy, której chcą uczyć studentów i chcąc przekazać jak najwięcej nie uczą niczego. Najcenniejsze spostrzeżenia i najwartościowszą wiedzę w moim odczuciu pozyskałem, gdy wykładowca wyrażał swoje wątpliwości, wahanie w jednoznacznej ocenie i potrafił zdefiniować ich źródło. W moim odczuciu sukcesem dydaktycznym wykładowców nie jest przyswojenie przez studentów dyscyplinarnej wiedzy katalogowej, a poznanie jej. Jest to bowiem warunek niezbędny do otwarcia oczu i umysłu na sztukę, wykształcenia u studenta specyficznego sposobu pojmowania świata i opisywania go. Wymaga to od adepta zarówno dystansu jak i zbliżenia się do tematu. Wykształca się specyficzna umysłowość i sposób pojmowania świata, również w sferze społecznej, niechęć do krzykliwych form, zbytnich uproszczeń, emocjonalnych uniesień. Grozi to wykształceniem stoickiej postawy wobec świata i rzeczy. Filtr postrzegania świata poprzez właściwość proporcji i stosowność form, piękno idei, grę barw, wzbogaca życie niezmiernie, lecz może być także przekleństwem.

Elitarność wiedzy oznacza osamotnienie i brak zrozumienia W szpetnej codzienności przypadkowych kształtów ubiorów i form powstałych bez cienia disegno, będziemy czuli się nieswojo. Nie spotka nas raczej szaleństwo ślepoty Lomazza, co najwyżej wpadniemy pod rozpędzony samochód kontemplując belkowania fasad. Zyskamy za to możliwość bezbłędnego rozpoznawania, po poziomie wrażliwości estetycznej kabotyństwa, gdyż te persony, choć starć się będą, nigdy przybiorą dla nas „pełnoplastycznej” formy człowieka. Zabrakło im czasu, możliwości lub właściwych wyborów i nieociosany pień przykrywają pomadą wyuczonej z telewizora ”kindersztuby”. Owa przemiana postrzegania oczywiście nie dokona się poprzez jednorazowy błysk oświecenia, równe epifanii doznanie, które na zawsze narzuci na nasz umysł okulary percepcji. Zmiana dokona się powolnie, wymagać będzie pracy nad sobą i porzucenia dotychczasowych modeli postrzegania na rzecz świata złożonego z niedostrzeganych dotąd desygnatów. Z mgły chaosu miasta zamiast prostej „ulicy” wyłonią się pierzeje, fasady i osie widokowe zwieńczone kopułami, naczółkami i szczytami iglic kierujących nasz wzrok nieodmiennie w niebo, z dala od krzykliwych reklam, rozklekotanego tłumu, czkawki sznura pojazdów czy błysków sygnalizacji świetlnej starającej się nadać rytm naszym krokom.

 

Błędne ogniki

Historia sztuki jest jak kapryśna dziewczynka zawsze pożądająca akurat tej sukienki, której nie nosi. Mam szansę dostrzec to porównując ten sam instytut na tym samym uniwersytecie, gdyż studiowałem tutaj sześć lat wcześniej. Jakież inne podejście, jak inaczej dopracowany zasób sposobów recepcji sztuki. Miast pobieżnego przeglądu student otrzymuje klucz do galerii sztuki. Studiując współczesne przypisy do książek wielkich lecz wydanych lat temu kilkanaście czy kilkadziesiąt widać jak zmienia się postrzeganie niedocenionego manieryzmu czy „stylu międzynarodowego” Znów powróciła doktryna z lat sześćdziesiątych, aby odejść od nazewnictwa stylowego, a odnosić się jak najbardziej do formy, konkretnego dzieła, Jednak znów powracają te same wątpliwości, czy dyscyplina nie zabrnie w ślepy zaułek stając się niezrozumiała dla odbiorcy a nawet dla własnych dzieci różnych pokoleń.

Potrafię tak opisać budynek, że kolega student naszkicuje go kompozycyjnie wiernie umieszczając odpowiednie elementy we właściwym miejscu. Cóż z tego, skoro, gdy mówię do menadżera czy turysty, muszę mówić językiem zrozumiałym dla odbiorcy, językiem wulgarnym, który kaleczy sens i treść. W tym momencie moja wiedza ze względu na ograniczenia semantyczne spada do poziomu odbiorcy a nawet niżej, gdyż jest to język mi obcy i zmusza mnie do nieustannych poszukiwań adekwatnych określeń, które odpowiadają temu to, co chcę wyrazić i które pozostaną zrozumiałe dla słuchacza.

 

Nowy Renesans

Leone Battista Alberti we wstępie do wstęp swojej pracy skierował do Brunelesciego utwierdzając, że to właśnie na artystach spoczywa obowiązek odrodzenia sztuki, zawarł to także w jednym z rozdziałów twierdząc, że artysta powinien dążyć do sławy nie zysków. Jednak odejście od klasycznego mecenatu wielkich instytucji kościelnych na rzecz mieszczaństwa firm widoczny już we Florencji Medyceuszy nie sprzyja artystom, którzy muszą ulegać płaskim gustom mieszczaństwa. W XIX wieku ambitni artyści pozostają często bez środków do życia, ich sztuka i poszukiwania są niezrozumiałe dla odbiorcy. Przyczynia się to do powstania archetypicznego wizerunku biednego na wpół szalonego twórcy oraz stworzenia naiwnych i szkodliwych powiedzonek, że „dobry artysta to głodny artysta”.

Stwierdzenie Albertiego, że aby nazywać kogoś architektem, musi on poznać rzeczy najlepsze i najdoskonalsze odnosi się właściwie do wszystkich kategorii sztuki. Współczesny upadek i komercjalizacja przestrzeni prowadzi do zatracenia form i treści przestrzeni miejskiej burzy jej funkcję, Nie próbują sięgnąć do doskonałości, wielkich mistrzów, przewyższyć ich. Być równi bogom, ambicja architektów podporządkowana jest coraz bardziej ograniczeniom przestrzennym i finansowym narzuconym przez wykonawcę lub w przypadku dzieł finansowanych ze źródeł publiczny wybrednej masie społecznej. Choć jest to warunek przynależny demokracjom, recepcja sztuki poprzez formy architektonicznie jest dla masowego odbiorcy ściśle powiązania z paletą oczekiwań odnoszących się do znanych wzorców. Te niestety często nie są najwyższych lotów. Wartościowość architektury popularnej w społeczeństwie wyjałowionym z klasycznego wychowania jest proporcjonalna do mnogość i skomplikowanie form, odniesienia pałacowe i barokowej stiuków najmocniej dostrzegalne są wśród klasy średniej, próbującej zniekształconym oszczędnością klasycznym bryłom budynków dodać szlachetności, często przesadnie monumentalnym detalem. To typowa próba nadrobienia ilością i zarzucenie zasady decorum – stosowności utrzymania proporcji funkcji budynku i statusu jego właściciela. Podobne zjawisko mogliśmy obserwować w imperialnej Rosji w końcu XVIII i XIX wieku. Niewątpliwe kompleksy powodują wynaturzenia, podczas gdy dopiero zrozumienie istoty form i wartości proporcji prowadzi do powstania dzieł, które w sposób bezpośredni oddziałują estetycznie na widza. Po latach nierównowagi gdzie utilitas było nadrzędną wartością, architekci zgrzytając zębami operowali bryłami w przestrzeni, gdyż monumentalizm pozwalał przemycić im sztukę w tkankę coraz bardziej nieludzkich miast.

 

Echinus, abakus i uszaki

Patrzeć tak, aby widzieć więcej: skąd dana rzecz wynika, co oznacza, kiedy powstała i dlaczego, poznanie czym jest kot Leonarda, który nawet najmniejszy jest dziełem natury i dlaczego leży na parapecie, chcąc złapać mysz w pułapkę wykonaną przez św. Józefa na tryptyku z Merode.

Przeciętny odbiorca pozbawiony podstaw wiedzy o przedmiocie, opierający wiedzę o sztuce na historiograficznych dramatach telewizyjnych, utwierdzony jest w dwóch błędnych przekonaniach symbolizmu sztuki, jak i przekazu emocjonalnego artysty zakodowanego pędzlem na płótnie. Jednak większość artystów tworzyło świadomie poszukując doskonałości i nie myśląc o przekazywaniu jakichkolwiek emocji poza tymi treściowymi. Podobnych błędów nie unikali także wykładowcy i historycy sztuki. Ferdynand Ruszczyc podczas jednego z wykładów usłyszał niesamowitą interpretację symbolizmu patriotycznego zawartego w pejzażu autorstwa swojego dziadka. Obraz przedstawiał ścieżkę wśród drzew rozdzieloną partiami światła i cienia. Gdy wrócił do domu zajrzał do pamiętnika dziadka, gdzie Ruszczyc pod tą datą lakonicznie odnotował: „Wstałem rano, świetne światło w ogrodzie, rozstawiłem sztalugi”. Potrzeba nadawaniu przedstawieniom malarskim dodatkowej treści była jedną z przywar i efektów cenzury w czasach carskich jak i okresie PRL, choć nie bezpodstawnie – artyści próbowali często ukryć pod pozornie niewinnym przedstawieniem czy pejzażem treści zaangażowane politycznie. Zasadniczo, wbrew powszechnym oczekiwaniom, warsztat historyka sztuki nie powinien dotyczyć dociekań interpretacji i poszukiwań dróg duchowych inspiracji artysty, tylko zajmować się winien suchą analizą faktów, kształtów, poszukiwaniem rzeczywistych wzorców wśród dzieł sztuki. W powszechnym mniemaniu historyk sztuki to taki gość, który ciekawie opowiada nie o sztuce, ale o życiu artystów, podrzucając pikantne anegdoty. Takie są oczekiwania i słuchacze chętnie uwierzą w każdą opowieść. Jednak, gdy opisałem ornamenty we wnętrzu barokowego kościoła datując je zgodnie z wyniesiona z instytutu wiedzą, z dokładnością do kilkunastu lat, patrzyli na mnie podejrzanie, nie wierząc w moje „nadprzyrodzone” ich zadaniem umiejętności.

Wiktor Lach
O mnie Wiktor Lach

wyzuty ze skłonności do autoanaliz

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie