To pewien paradoks. Rozgłos, jaki nadano w Polsce 70-leciu rzezi wołyńskiej wybudził te wydarzenia z ukraińskiej niepamięci na Wołyniu. Myślę tu o publicznej niepamięci związanej z konfliktem jako takim. Bo na Wołyniu przez lata nie mówiono nie tylko o polskich ofiarach, ale o ukraińskich też. Teraz to się zmienia. I na Wołyniu tamtejsi Ukraińcy zaczynają pisać swoją własną historię 1943 roku. I nijak nie pasuje ona do tej, do której przyzwyczaili nas w Polsce prawicowi publicyści.
W lipcowym wydaniu czaspisma "Wołyń" czytam tekst o pacyfikacji wsi Krasny Sad, gdzie w kwietniu 1943 niemieccy i polscy policjanci zamordowali 104 Ukraińców. Autor chce aby zamiast enigmatycznej informacji na pomniku, że mieszkańcy wsi zginęli śmiercia tragiczną napisać kto konkretnie ich zamordował.
W tymże tekście autor przypomina, że w pracy "Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945.", której ustaleń w Polsce nikt nie śmie podważać Ewa i Władysława Siemaszkowie podali, że na terytorium dzisiejszego rejonu wlodzimierz-wołyńskiego z polskich rąk zginęło 80 Ukraińców. Tymczasem imienny spis sporzadzony przez historyka Jaroslawa Caruka liczy 1244 nazwiska. Wg. Siemaszków Ukraińcy zabili tam 1915 Polaków.
Inne tematy w dziale Polityka