Tzw. sprawa Camerona w ogóle mnie nie zbulwersowała. Nie zbulwersowały mnie jego poglądy, a tym bardziej krytyka wygłaszania ich na publicznej uczelni. Poglądy Camerona są bowiem tak kretyńskie, że gdy przeczytałem wywiad w Rzeczpospolitej wybuchnąłem śmiechem. Użycie epitetu: „kretyński” nie może być w tym wypadku inwektywą tylko jest diagnozą. Jedyne co mnie w tej sprawie bulwersuje to upór z jakim niektóre osoby, również poważni publicyści, starają się przedstawić tę, w istocie śmieszną sprawę, jako „zamach na wolność słowa”. O groteskowości tej sytuacji pisał już Michał Wiśniewski na blogu Europy21. Ale upór, o którym już wspomniałem skłania mnie jeszcze raz do zajęcia się tą sprawą.
Publicyści i blogerzy oburzający się na uniemożliwienie występu Camerona na UKSW twierdzą, iż jest to blokowanie wolności badań naukowych, zamach na wolność słowa i last but not least przejaw terroru politycznej poprawności nie dopuszczającego do jakiejkolwiek „krytyki homoseksualizmu”. A dalej „dyskusja” (czytaj wzajemne wyzwiska obu stron) koncentruje się na domniemanych związkach między homoseksualizmem a pedofilią. A ja nie będę o tym pisał, bo wystarczy sięgnąć do wywiadu Camerona w Rzeczpospolitej żeby wyczytać ciekawsze rzeczy. Bo nie tylko tego dotyczą poglądy tego osobnika.
Zacznijmy więc od następującego „poglądu naukowego”: na stwierdzenie dziennikarki, iż Cameron wzywał do „eksterminacji homoseksualistów” ten nie przeczy tylko stwierdza, że jego pogląd uległ ewolucji – teraz chce tylko pozamykać wszystkich w ramach „kwarantanny”. Brawo, to naprawdę jest pogląd „naukowy”, którego głoszenia na uniwersytecie należy bronić w ramach „wolności słowa”. Może tak jeszcze zrobić debatę z jakimś islamskim mułłą na temat tego czy lepiej egzekucji dokonywać poprzez przecięcie mieczem na pół czy zrzucenie z wieżowca? Tak, tak… prawnicy islamscy mają właśnie taki dylemat naukowy, a przecież musimy bronić wolności słowa i badań naukowych.
Ale przejdźmy do następnego pomysłu Camerona. Otóż twierdzi on, że homoseksualiści mniej dają społeczeństwu niż od niego biorą i dlatego należy na nich nałożyć specjalny podatek. Ja naprawdę nie rozumiem jak można nie parsknąć śmiechem w tym momencie. Jeżeli ktoś mi wytłumaczy jaki może być związek między sposobem zaspakajania popędu seksualnego, a Produktem Krajowym Brutto to uznam jego boskość. Co więcej, jeżeli odniesiemy to nie do PKB lecz podatków i budżetu państwa to jest dokładnie odwrotnie. Zaznaczam że nie dokonuję aksjologicznej oceny ale nie ulega wątpliwości, że rodzina, zwłaszcza wielodzietna, więcej uzyskuje z budżetu niż do niego wnosi podatkowo. Dzieci bowiem podatków nie płacą, a szkoła, opieka medyczna – to idzie z podatków innych osób. Podkreślam – stwierdzam tylko fakt i nie dokonuję oceny aksjologicznej. Oczywistą bzdurą jest też twierdzenie, że na emerytury homoseksualistów pracują dzieci heteroseksualistów, gdyż ten schemat (odnoszący się do każdego emeryta, bez względu na to z kim sypia) wynika tylko i wyłącznie z wcześniejszego okradzenia przez budżet podatnika. W istocie każdy podatnik, czy to homoseksualista, heteroseksualista, dzieciaty czy nie dzieciaty, więcej wnosi na swoją emeryturę niż potem jej dostaje. Jeszcze „co więcej” – skoro geje nie mają potomstwa to więcej wydają na konsumpcję, a przecież to paleoprawica obecnie głosi że popyt napędza podaż. Więc geje są kołem zamachowym gospodarki – przynajmniej według tej teorii. Ha, ha, ha ….. Ale znów „co więcej” – skoro Cameron twierdzi, że homoseksualiści krócej żyją (bo popełniają samobójstwa, częściej są ofiarami wypadków komunikacyjnych i inne „teorie naukowe”) to przecież ich emerytury nie trafią do ich rąk tylko do rąk zasiłkobiorców, dzieci pobierających naukę w publicznej oświacie, babć wysiadujących w przychodniach publicznych, matek na urlopach macierzyńskich, kobiet na porodówkach etc. Znów nie oceniam czy tak ma być czy nie tylko piszę jak jest.
Przezabawne jest więc to, że Cameron postuluje jakiś specjalny „podatek od bycia gejem”. Przy czym w tej chwili kwestia orientacji seksualnej zgodnie z porządkiem prawnym w naszym kraju jest prywatną sprawą każdej osoby. Zdaję sobie sprawę, że cameroidy mają w zamachu na tę zasadę sojuszników wśród skrajnych „działaczy gejowskich”. Nie chce mi się tego komentować ale jest rzeczą oczywistą, że jeżeli miałby być podatek od bycia gejem to obowiązkiem byłoby deklarowanie (zapewne pod odpowiedzialnością karną) tego czy jest się gejem czy nie. To tak jak z byciem Żydem w III Rzeszy. Piękne wzorce godne walki z „zamachem na wolność słowa i badań naukowych”. Przezabawne jest również to, iż doprawdy nie jestem w stanie pojąć z czego gej będzie płacił ten specjalny podatek jak się go zamknie w tej kwarantannie? Zapewne inspiracją dla tego pomysłu była dla Camerona Biała Królowa z Alicji w Krainie Czarów. Krzyk spowodowany ukłuciem, którego nie było spowodował ukłucie. I tak samo jak już się zamknie w kwarantannie gejów to Cameron będzie mógł pokazać, że ma rację że gej nie płaci podatków tylko żyje na koszt podatników. Logika absurdu tez jest jakąś logiką.
Końcowa refleksja jest taka: Cameron to nie Miss California. Wystarczy spojrzeć, che, che, che.. I te dwie sprawy nie mają ze sobą nic wspólnego. Kretyni są wszędzie – kretynem był pajac zadający pytanie o związki gejowskie w czasie wyborów miss California. Ale fakt, że Miss California ma pełne prawo mieć takie czy inne poglądy na temat małżeństwa bynajmniej nie powoduje, ze tak samo należy traktować „poglądy” Camerona na temat eksterminacji, kwarantanny i specjalnego opodatkowania. Faktem jednak jest to, że wspomniani już działacze gejowscy przyczyniają się do takiego spojrzenia na rzeczywistość wybuchając takim samym oburzeniem na schizy cameroidalne jak i na jakąkolwiek krytykę legalizacji związków homoseksualnych.
Ponadto w tej całej sprawie umyka jeden bardzo ważny aspekt, który został wyrażony przez jednego z paleoprawicowych blogerów w słowach „jedyna nadzieja w turbanach”. Otóż nie ulega wątpliwości, że cameroidy to wąska grupka wymierających sklerotyków, bredzących dyrdymały we własnym gronie. Ale lewica (w tym gejowscy działacze) nie dadzą hydrze zdechnąć. Karmią bowiem nową bazę dla takich poglądów – owych „turbanów” walcząc z mityczną islamofobią. O sojuszu dinozaurów i lewaków już dawno pisałem, więc się nie będę powtarzał.
Reasumując – w normalnej sytuacji Cameron, będąc karykaturą jakiejkolwiek „krytyki homoseksualizmu” powinien budzić zażenowanie wśród krytyków legalizacji małżeństw homoseksualnych i radość wśród radykalnych działaczy gejowskich. Niestety żyjemy w świecie postawionym do góry nogami, żyjemy już w Krainie Czarów, po drugiej stronie Lustra.
Liczy się dla mnie przede wszystkim człowiek, jednostka, która ma prawo do wolności dopóty dopóki nie narusza wolności drugiego człowieka.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka