Witold Sokała Witold Sokała
47
BLOG

Tak sobie marzę

Witold Sokała Witold Sokała Polityka Obserwuj notkę 11

A co, nie wolno - w niedzielny wieczór? Marzy mi się, że nasi politycy, z różnych partii, zachowują się jak ludzie rozsądni i przyzwoici...

No to, po kolei.

Pan Prezydent się odobraził, wystąpił w telewizorze z orędziem i powiedział, że choć jego zdaniem rządy PiS zostały przez wyborców ocenione niesprawiedliwie - to jednak on wybór rodaków szanuje, ma nadzieję na udaną współpracę z nowym rządem dla dobra Polski - i że liderowi zwycięskiej PO gratuluje sukcesu oraz życzy wytrwałości i mądrości w pracy rządowej. I że choć w przeszłości padło pomiędzy Platformą a PiS i Prezydentem wiele słów za mocnych i nie zawsze sprawiedliwych, z obu stron zresztą, to jednak ważniejsze jest to, co łączy, a nie to co dzieli. I że o tym, co łączy - z chęcią z nowym premierem pogada, przy czterech winach.

W odpowiedzi Tusk przesłał Panu Prezydentowi list, w którym przeprosił za wszelkie wypowiedzi, które mogły głowę państwa osobiście dotknąć - pogratulował klasy - podziękował za zaproszenie do współpracy i wyraził do niej gotowość. Po czym podobny tekst wygłosił w telewizorze, do narodu.

Miliony Polaków oglądały ten spektakl ze wzruszeniem, zastanawiając się, ile w tym kurtuazji, ile cynicznej kalkulacji, a ile prawdziwej woli zmieniania Polski na lepsze... ale wkrótce okazało się, że liderzy obu obozów stają na wysokości zadania.

W prywatnej rozmowie Tusk i bracia Kaczyńscy zgodzili się, że kochać się nie pokochają - ale przyjmują do wiadomości, że póki co są na siebie wzajemnie skazani, że bez siebie wzajemnie nie zrobią nic - i że ta gra nie ma sumy zerowej, czyli można zrobić tak, żeby wszyscy coś zyskali, a i Polska przy okazji.

Tusk powściągnął antykaczystowską krucjatę, na tyle, na ile się dało. Niesiołowski oberwał na zarządzie klubu za jakieś zbyt mocne słowa, zaś w rewanżu Kaczyński utemperował nieco Kurskiego. W zakamarkach Pałacu Prezydenckiego narodził się wtedy cichy deal (żeby nie powiedzieć "układ", tfffu, na psa urok!) który PO i PiS-owi gwarantował realizację wspólnego minimum programowego, PiS-owi dodatkowo dawał bezpieczeństwo nierozliczania niektórych jego błędów, PO zaś uwalniał od kłopotliwego poszukiwania wsparcia LiD-u. W efekcie, zarysowała się nowa, zupełnie sensowna, acz dość ograniczona co do zasięgu ustawa lustracyjna i dekomunizacyjna, speckomisja ds działań CBA i ABW nie powstała, ale i Prezydent nie wymachiwał codziennie groźbą veta, zaś PiS-owskiemu klubowi w Sejmie zdarzało się wesprzeć PO, albo przynajmniej (zupełnie przypadkiem) "nie być w komplecie" przy niektórych ważnych dla PO głosowaniach wymagających większości kwalifikowanej.

Równocześnie, profesjonalnie sporządzony raport z audytu specsłużb starannie oddzielił to, co było złe, od tego, co stanowiło realne osiągnięcie poprzedniej ekipy. W ślad za tym poszły racjonalne decyzje personalne i organizacyjne. Wylecieli na twarz Macierewicz i całkiem spora grupa ludzi niefachowych lub zbyt zaangażowanych partyjnie, ale wielu PiS-owców lub funkcjonariuszy zasłużonych dla poprzedniej ekipy pozostało w MON, MSZ, MSWiA, Ministerstwie Sprawiedliwości, w służbach... W spółkach skarbu państwa i w mediach publicznych też nie nastąpiła gwałtowna wymiana PiS-owców na Platformersów. Owszem, dość szybko i w porozumieniu z Prezydentem przygotowano za to pakiet ustaw, prywatyzujących co się da i wyłączających to z partyjnego sporu, a tam gdzie się nie dało - wprowadzających przynajmniej mechanizmy otwartych konkursów dla fachowców. Z transparentnymi i precyzyjnymi regułami, stosowanymi przy otwartej kurtynie, żeby żaden szwindel na rzecz "miernego, ale partyjnego" kandydata nie przeszedł.

Schetyna zaskoczył wszystkich, odmawiając powołania na wojewodów lokalnych działaczy PO. Przypomniał, że "gospodarzami regionu" to są marszałkowie - zaś wojewoda to tylko (i aż!) rządowy kontroler, oko i ucho premiera w terenie, odpowiedzialny za spójność polityki rządowych agend, za koordynację i za przestrzeganie prawa przez samorządy. Uznał, że "bycie stąd" wcale mu w spełnianiu tych zadań nie pomoże, przeciwnie, może rodzić patologie i ograniczenia - sięgnął więc do zasobów przywróconej Służby Cywilnej, pościągał wyróżniających się absolwentów KSAP, dobrał do kompletu grono sensownych urzędników związanych z PO, kazał im się nie szczypać i nie ulegać lokalnym naciskom - i rozesłał ich po kraju, pilnując, żeby żaden nie trafił "do swoich". Lokalni działacze PO, którzy już się widzieli w limuzynach i za biurkami, podnieśli rwetes, wsparty przez osłupiałych ludowców - ale Tusk ze Schetyną spacyfikowali bunt żelazną ręką.

Walka z korupcją nie została powstrzymana - wręcz przeciwnie, zaczęto łapać łapówkarzy nawet nieco szybciej, choć bez konferencji prasowych po każdym lekarzu, zakutym w obrączki. A podczas gdy prokuratura, CBA i policja "leczyła objawy" - minister Pitera zajmowała się "przyczynami choroby", raz po raz wskazując premierowi nowe rozwiązania instytucjonalne, ograniczające pole korupcji. Ten zaś, przy cichym błogosławieństwie Prezydenta (wspartym kolejną flaszką czerwonego wina) błyskawicznie przepychał przez parlament stosowną reformę. Tak samo, przyspieszono reformy sądów i prawa karnego, nie pobłażając ani drobnym bandytom, ani zorganizowanym mafiom. Przy okazji, posprzątano zaniedbane dotąd regulacje w dziedzinie zwalczania terroryzmu, dostosowując je do współczesnych zagrożeń.

W polityce zagranicznej zawarto minimalny kompromis. Prezydent i premier na zmianę jeździli na szczyty UE, wzajemnie komplementując się za granicą i lojalnie uzgadniając wspólną linię ilekroć tylko się dało. Partyjni harcownicy na użytek wewnętrzny co prawda opowiadali nadal "ciemnemu ludowi" swoje rytualne teksty - ale jak przyszło co do czego, czyli do strategicznych decyzji, Prezydent i premier wysłuchiwali ekspertów, a potem wspólnie poszukiwali kompromisowych rozwiązań, optymalnych dla Polski, a nie dla bieżących interesów marketingowych poszczególnych partii.

POPiS, choć cichy i nieformalny, ale za to realnie budujący lepszą IV RP, zaczął nieśmiało powstawać z grobu...

A potem się, niestety, obudziłem. Jasny gwint.

Choć jakieś jaskółki fruwają... Ludwik Dorn coś dzisiaj przebąknął, że z tymi jednomandatowymi okręgami wyborczymi, lasowanymi przez PO, to nie jest taki zły pomysł...

Jak na PiS - rewolucja. Choć zupełnie uzasadniona realnymi interesami. Ktoś tu myśli racjonalnie...?

 

 

Tu był kiedyś blog, ale już nie ma i nie będzie. Przykro mi, nie mam czasu ani zdrowia ;-)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka