Witold Sokała Witold Sokała
104
BLOG

Wczoraj Moskwa, dziś Waszyngton?

Witold Sokała Witold Sokała Polityka Obserwuj notkę 12

Nudzi mnie już uparte wmawianie sobie przez sporą część polskich elit, że jesteśmy jakimś szczególnym sojusznikiem USA, co ex definitione gwarantuje nam szczęście i bezpieczeństwo po wsze czasy.

I tak się wrednie zastanawiam - czy to tylko naiwność, czy coś jeszcze, brzydziej znacznie woniejącego?

Trochę już o barwach i niuansach naszego proamerykanizmu napisałem na Rzeczpospolitej Poprawionej: http://rzeczpospolita.poprawiona.salon24.pl/ ale chyba warto i tu dodać co nieco oraz uporządkować.

Krótko i po żołniersku:

1. USA potęgą są i basta (przynajmniej na płaszczyźnie czysto wojskowej, bo już pod względem ekonomicznym i cywilizacyjno-ideologicznym hegemonia została ostatnio poważnie podkopana, a dopiero kombinacja wymienionych elementów składa się dziś na potęgę polityczną). Przypadkiem do tej pozycji Jankesi nie doszli, to skutek mądrej i pozbawionej skrupułów polityki prowadzonej przez dziesięciolecia - a i teraz elity amerykańskie zachowują się bardziej racjonalnie i cynicznie, niż się niektórym obserwatorom wydaje...

2. Jako główne niebezpieczeństwo dla amerykańskiego bezpieczeństwa w/w elity postrzegają dziś radykalny islam, vel międzynarodowy terroryzm, vel islamofaszyzm, czy jak go tam kto zwał - natomiast za najważniejsze, perspektywiczne wyzwanie dla amerykańskiej hegemonii globalnej robią w ich oczach Chińczycy plus ASEAN. Rosja występuje natomiast w analizach w charakterze istotnego, potencjalnego (acz kostropatego i trudnego) sojsznika przeciwko obu rywalom; Europa zaś (zwłaszcza integrująca się politycznie) za dodatkową komplikację całej układanki, wiążącą niekiedy ręce amerykańskiej polityce i rzucającą od czasu do czasu jakieś kłody pod nogi amerykańskiej gospodarce.

3. Z powyższej (uproszczonej oczywiście, na potrzeby felietonowe) wizji geostrategii "po amerykańsku" wynika specyficzna rola Polski w polityce Waszyngtonu. Mówiąc brutalnie - jesteśmy na bocznym kierunku działań. Owszem, czasem możemy się na coś przydać, ale jakby co, to jesteśmy "do zastąpienia". Poza tym, wiadomo już, że można u nas dostać tanio to, za co inni z reguły liczą znacznie drożej - działało to i za Kwaśniewskiego-Millera, i za braci Kaczyńskich...

4. Czego aktualnie potrzebują od nas Amerykanie? Po pierwsze, wpływu poprzez nas na integrację europejską (szczególnie w obszarze twardego bezpieczeństwa), a konkretnie na jej hamowanie. Po drugie (acz w coraz mniejszym stopniu) trochę symboliczno-politycznej obecności na Bliskim i Środkowym Wschodzie. Po trzecie (w minimalnym stopniu, ale też) tzw. siły żywej, albowiem elektronicznych cudeńków Wuj Sam ma od groma, za to gołej piechoty niekiedy lekki deficyt. Po czwarte wreszcie, miejsca pod jedną z baz tzw. tarczy antyrakietowej.

5. Co są Amerykanie gotowi dawać w zamian? Najchętniej - nic. W ostateczności, jakieś stypendium "naukowe" dla eks-premiera albo ciepłe słowa pod adresem obecnych władców.

6. Czego my moglibyśmy żądać w zamian za wymienione dobra, udostępniane Amerykanom? Kilku rzeczy - niekoniecznie wiz, ale na przykład już baterii rakiet pelot (raczej THAAD niż Patriot) do instalacji w kraju albo więcej nowoczesnego sprzętu na misje zagraniczne, jak najbardziej. Moglibyśmy też wreszcie zacząć uważać, żeby Amerykanie nie podpuszczali nas i nie wykorzystywali przeciwko Unii Europejskiej, jako żołnierzyka w cichej wojnie podjazdowej, jak już im się parękroć zdarzyło.

7. Wielu polskich polityków i ekspertów ma do Ameryki stosunek z lekka nabożny, co wynika po części z doświadczeń młodości, gdyśmy wszyscy wzdychali do Reagana - po części zaś z zafrapowania zewnętrznymi przejawami amerykańskiej potęgi. Niestety, w jakimś stopniu owa fascynacja i przywiązanie do USA zdaje się też pozostawać w pewnym związku z hojnie fundowanymi przez różne zaatlantyckie fundacje i uniwerki stypendiami i innymi takimi gadżetami... oraz, być może, wzmacniana jest czysto operacyjnymi metodami wobec wybranych osób, jak za starych, dobrych czasów budowania w zachodniej Europie siatek Gladio. Z drugiej strony - czy to Unia, czy poszczególne kraje europejskie wciąż niewiele zrobiły, by Polaków do siebie przekonać. I mamy, co mamy.

A teraz kawa na ławę, na przykładzie "afery Sikorskiego".

Nie jestem specjalnym entuzjastą Radka S. Jak dla mnie, gość ma sporo wad - i "tak w ogóle", i w szczególe, czyli jako kandydat akurat na szefa MSZ. Ale, gdy słyszę teksty braci Kaczyńskich pod jego adresem, a także ich echo w postaci różnych Kuchcińskich i tego typu ptastwa pomniejszego, się we mnie budzi zawodowa wątpliwość.

1. Jaki Radek jest, taki jest, ale nie sposób odmówić mu dwóch ważnych cech. Po pierwsze, bezczelności, zdecydowania i asertywności. Po drugie, dużej wiedzy o amerykańskich stosunkach wewnętrznych, możnych i wpływowych kolegów w kręgu amerykańskiej elity oraz sporego autorytetu u amerykańskiej opinii publicznej. O ile bezczelność jest towarem wśród polskich polityków łatwo dostępnym, o tyle kompetencjami i kontaktami wymienionymi w części drugiej, Sikorski kasuje całą resztę poslkiej klasy politycznej na amen.

2. Jako minister obrony RS co najmniej dwa razy pokazał, że nie pada przed Amerykanami na twarz i że potrafi twardo walić prawdę w oczy, jak nie przymierzając Jarosław Kaczyński wobec Europejczyków. Mówił mianowicie - "proszę nie traktować nas jak republiki bananowej, której kacykowi za sznur paciorków dyktuje się, co ma robić, z kim i jak". Zachwytu tym w Waszyngtonie nie wzbudził. Odetchnięto z ulgą, gdy wyleciał z rządu.

3. Dziś ma wrócić - a Jarosław Kaczyński opowiada coś o jakichś informacjach, które jakoby dyskredytują Sikorskiego w roli polskiego ministra. Skąd ma te informacje? Kto i po co mu je podsuwa? Kto chce, niech się domyśla. Ja tylko sugeruję, że "polityka na kolanach" niejedno ma imię i twarz. I że teoretycznie można ją uprawiać wobec Moskwy i Berlina czy Brukseli, ale można i wobec Waszyngtonu. Natomiast o ile Bruksela ma wciąż mało instrumentów, by czyjś kark przygiąć, póki się sam właściciel karku na ukłon nie decyduje... to "stare" mocarstwa nie mają tu żadnych zahamowań. Mają za to sprawdzone metody i sprawne narzędzia.

Miłych refleksji Państwu życzę.

 

Tu był kiedyś blog, ale już nie ma i nie będzie. Przykro mi, nie mam czasu ani zdrowia ;-)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka