Usłyszałem kiedyś na mityngu: Myślę, że jak ja planuję, to mój Bóg tarza się ze śmiechu.
Wiele w tym racji, o czym się przekonałem wielokrotnie. Nauczyłem się, że nie ma co się spieszyć na autobus, bo i tak pojedzie. Jeśli mam na niego zdążyć, to zdążę. Jeśli nie - to znaczy, że miałem się spóźnić.
Po co mi to potrzebne? Nie wiem, nie jestem Bogiem Jakkolwiek To Pojmuję. Nie wiem, jaki jest plan. Nie muszę, a nawet nie powinienem tego wiedzieć.
Bardzo dużo zmieniło się, gdy przestałem pytać "dlaczego", a zacząłem pytać: "po co". Bo nie ma doświadczeń "dobrych" i "złych". Są tylko potrzebne.
Komentarze