Dominik Wójcicki Dominik Wójcicki
273
BLOG

Trzeba poznać negatywny elektorat Jarosława Kaczyńskiego

Dominik Wójcicki Dominik Wójcicki Polityka Obserwuj notkę 10

Wygrana Komorowskiego była możliwa tylko tutaj: w kraju gdzie wielka część społeczeństwa zagłosowałaby choćby i na krowę, gdyby to ona konkurowała z Jarosławem Kaczyńskim.

W debacie publicystycznej w kontekście rozmowy o Kaczyńskim często pada termin „negatywnego elektoratu” prezesa PiS. Wciąż jednak zbiorowość ta nie doczekała się socjologicznego opisu, w związku z czym funkcjonuje bez dokładnego wyjaśnienia. Nie wiemy jak liczna to grupa, czym się interesuje, jaki jest jej status społeczny, finansowy.

To duże zaniedbanie ze strony nauk społecznych, tworzące lukę w poznaniu stosunku do państwa i obywatelskości znacznej grupy wyborców. Przypomnę tylko, że nauki społeczne spenetrowały już niby twardy elektorat PiS w postaci słuchaczy Radia Maryja. Były też badania wyborców Samoobrony obejmujące np. społeczność dawnych PGRów, a także osób trwale odmawiających udziału w głosowaniach.

Rzecz jasna łatwo odgadnąć z jakiego powodu tzw. elektoratu negatywnego Kaczyńskiego, a jednocześnie jądra zwolenników PO nie zbadano. W grę wchodzi tu prosta psychologiczna zasada mówiąca, że na forum publicznym nie próbuje się zrozumieć zjawiska, które z jakichś przyczyn wprawia nas w zakłopotanie. Łatwo sobie wyobrazić ludzi, którzy czując, że w jakimś teście osiągną słaby wynik w ogóle go nie podejmą. Mają świadomość swoich niedoskonałości, których ujawnienie przysporzyłoby im wstydu. Stąd też obawa przed rozebraniem na czynniki pierwsze negatywnego elektoratu PiS.

Poznanie motywacji i ogólnej wiedzy o państwie, polityce wśród tej części społeczeństwa mogłoby narazić Platformę na śmieszność. Każda partia lubi bowiem wierzyć, że stają za nią ludzie wartościowi. W przypadku PiS będą to romantyczni patrioci, w przypadku PO wykształceni i kulturalni. Tymczasem wydaje się, że naukowe przyjrzenie się ogromnej większości wyborców Platformy zburzyłoby ten wizerunek i wywołało znany w psychologii dysonans poznawczy.

Czego bowiem moglibyśmy się o nich dowiedzieć? Póki nie będzie badań, póty można zdawać się na własną intuicję i zmysł obserwacyjny obejmujący Internet, sąsiadów, znajomych.

Zatem mogłoby się okazać, że ludzie ci nie są oni ani szczególnie mocno wyrobieni politycznie – co oznaczałoby np. całkowitą nieumiejętność pozytywnego uzasadnienia swojego wyboru i wytłumaczenia innego niż „Głosowałem byle nie wygrał Kaczor”, bądź też tłumaczenie byłoby na tyle groteskowe, że nie sposób byłoby go jakkolwiek zracjonalizować, np. „Głosuję na PO, bo jest za marihuaną” (przeczytane na forum internetowym).

Mogłoby się okazać, że wyborcy ci nie są też przesadnie wykształceni, co w dyskursie publicznym próbuje się forsować. Zresztą w sytuacji, gdy od 20 lat, a więc już przez jedno pokolenie, do tzw. formalnej inteligencji, czyli osób z wyższym wykształceniem, zaliczyć można np. absolwentów zaocznych studiów kosmetologii ze szkoły w Pułtusku, którzy 30 lat temu nie zdaliby matury, czynnik wykształcenia przy opisie czegokolwiek w Polsce nie ma kompletnie znaczenia. Równie dobrze bez twardych danych empirycznych można forsować tezę, że dawna i nieskażona masową produkcją magistrów inteligencja z racji swojego wieku stoi po stronie PiS.

W swych postawach negatywny elektorat PiS jest na pewno bardziej egoistyczny, co samo w sobie nie jest złe, ale w polityce, która musi być pracą dla wspólnoty i troską o dobro wspólne jest to zdecydowanie wada. Ponadto traktuje on politykę w sposób postmodernistyczny i dostrzega w niej wyłącznie produkt marketingowy wyprany – i jego zdaniem dobrze, że wyprany - z jakichkolwiek idei. W tym kontekście łatwiej można zrozumieć troskę PO o sprawianie dobrego wrażenia oraz fakt, że nawet wśród swoich wyborców Bronisław Komorowski nie cieszył się wielkim uznaniem. Wygrał bo był AntyPisem, usprawiedliwiająco nazywanym „mniejszym złem”.

Zakładam, że dla tej części wyborców kandydatem wymarzonym byłby np. Marek Kondrat: znany, elegancki, kojarzony z rolami twardego faceta, dał się już poznać jako antykaczysta, a jednocześnie uśmiechnięty i ładnie przemawiający w reklamach zza niby prezydenckiego stołu.

Gdyby kandydował, to pewnie oprócz negatywnego tłumaczenia „głosuję byle nie wygrał Kaczor”, pojawiałoby się również quasi pozytywne, że „Marek Kondrat dobrze nas będzie reprezentował”, cokolwiek to znaczy. A gdyby jeszcze znał obce języki, to miałby załatwione nie jedną, a dwie kadencje.

Jak zatem widać wartym i koniecznym jest gruntowne socjologiczne przebadanie negatywnego elektoratu PiSu. Na razie wydaje się, że najlepiej tę grupę rozpoznał Palikot. Jeśli jego diagnoza jest prawdziwa, a wszystko wskazuje, że jest to ogrom zwolenników PO jest o wiele prymitywniejszy niż nawet najbardziej zdegenerowany wyborca Samoobrony. Czytając fora internetowe trudno tego nie zauważyć, mogło się tylko wydawać, że jest to margines, ułamek całości popierającej PO.

Jednak w obliczu tragedii smoleńskiej, beznadziejnej kampanii PO ocenianej tak nawet wewnątrz partii oraz wystawienia przez nią kandydata zaprzeczającego jakiemukolwiek pojęciu o nowoczesnej formacji, zwycięstwo Komorowskiego każe widzieć rdzeń platformerskiego elektoratu właśnie w hołocie, możliwie, że całkiem dobrze sprawdzającej się w pracy zawodowej.

Zresztą gdyby to był margines, to nie byłoby Palikota na pierwszej linii. Widocznie do obsługi schamiałego elektoratu jest on potrzeby. A ułamek, to właśnie nie chamy, czyli ci z którymi coś wspólnego może mieć Gowin.

Lenin nazwałby ich pożytecznymi idiotami i miałby rację. Badania socjologiczne mogłyby natomiast znaleźć w ich postawie dominującą rolę takiego czynnika, który sprawia, że widzą oni w nowym Prezydencie, kogoś kim on w ogóle nie jest, ale jednocześnie kogoś kogo ci patrzący chcieliby w nim widzieć. Widzą też w całej Platformie gwaranta realizacji spraw im bliskich i skutecznie odmawiają przyjęcia wiedzy pokazującej, że jest inaczej.

Dla przykładu mali i średni przedsiębiorcy mogą uważać, że PO wzmocni mechanizmy rynkowe, ale partia ta skolonizowana przez wielki biznes często zawdzięczający swe powodzenie kontaktom jeszcze sprzed 20 lat, zainteresowana jest trzymaniem parasola ochronnego nad swoimi mecenasami. A dla tych mecenasów głównym zagrożeniem jest właśnie small biznes, tworzący w Polsce największą część PKB.

Wyborca wyposażony niekoniecznie w nienawiść, ale choćby tylko w naiwność jest karykaturą obywatela.

Naiwniak z PO (ten od mniejszego zła) nie musi być tożsamy z prostakiem z PO (rżącego z dowcipu o kuwecie). Jest jednak naiwniak umywającym ręce Poncjuszem Piłatem. Widać to choćby wtedy, gdy różnicuje chamstwo Leppera i Palikota.

Przy porównaniu jednego i drugiego warto posłużyć się odpychającym – innym się nie da - obrazem.

Lepper to żul, który w pociągu obrzyga siedzącą obok osobę, bo skoro mu się zachce to nie będzie się miarkował. Prymitywna żulia tak robi, to taki odruch który wydaje jej się normalny w tym samym stopniu co oddychanie. Palikot natomiast, ładnie uczesany i prowadzący wcześniej kulturalną rozmowę, też w pewnym momencie postanowi obrzygać towarzysza podróży, bo to jedyny sposób by zauważyli go współpodróżni.

Jednak w zachowaniu Leppera wyborca PO zobaczy wieśniactwo i skręci się z oburzenia, w zachowaniu Palikota dojrzy zaś happening oraz chęć powiedzenia w niebanalnej formie czegoś mądrego. Tak obrzygać sąsiada z pociągu - wyjaśni wyborca PO i sekundujące mu media - można i jest w tym wielka klasa.

Andrzej Wajda powiedział, że mamy wojnę. Teraz pewnie doda, że wojnę wygrał. Pomylił się bardzo.

Nie ma wojny, jest wielka podróbka wojny. Tak samo jak wielką podróbką męża stanu, którym z obowiązku powinien być Prezydent RP jest Komorowski. Gdyby była prawdziwa wojna, to akurat Platforma przegrałaby ją w dzień. Bo na wojnie nie liczy się ilość wojska – tym bardziej, że tego ma PO tylko minimalnie więcej – ale jakość wojska.

W tej wojnie jakość mierzona jest choćby ludźmi potrafiącymi uzasadnić dlaczego głosowały tak, a nie inaczej. Wytłumaczenia stosowanego przez półgłówków, na wojnie nie nadających się nawet na mięso armatnie, że głosowali byle nie wygrał Kaczor nie liczę.

Zostając jeszcze na koniec w zaproponowanej przez PO budującej zgodę metaforyce wojennej warto dodać, że radość wyborców Komorowskiego jest radością żołnierza, którego władza wypowiedziała wojnę sąsiadowi i teraz wmawia temu żołnierzowi, że ją wygrał i dzięki temu poprawi się jego osobista dola.

Tymczasem mina obronna pozbawiła owego wojaka rąk i nóg, chałupę mu spalono, a szpital w którym miał się leczyć skomercjalizowano, bo na leczeniu pacjenta – żołnierza zarabiać się nie da. No ale tak w ogóle, to nie powinien się on martwić, bo przecież wygrał wojnę i na pewno będzie mu lepiej niż do tej pory. I wojak jest szczęśliwy.

Że nie ma tu logiki i sensu? Gdyby naukowo przeanalizować, postawa po postawie, negatywny elektorat Jarosława Kaczyńskiego okazałoby się, że oprócz ślepej nienawiści nie ma w nim niczego więcej.

Rocznik 1981, mieszkam w Toruniu. tak w ogóle to młody, wykształcony i z dużego miasta.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Polityka