wojciech jacob jankowski wojciech jacob jankowski
134
BLOG

Guru, góry i górale. Opowiastka z ubiegłego wieku.

wojciech jacob jankowski wojciech jacob jankowski Rozmaitości Obserwuj notkę 0
Spore chałupy budowali Łemkowie. Część mieszkalna łączyła się zwykle z gospodarczą. Mnóstwo miejsca, mnóstwo zakamarków. Tak właśnie wygląda domostwo, w którym obecnie żyję.

Niedawno odkryłem niewielki stryszek nad chlewikiem. Trochę siana, ślady jakichś kunowatych, stare ciuchy, wiadro i plik gazetowych papierzysk. Z ciuchów wybrałem fajne spodnie, wiadro przyda się do studni, papierzyska położyłem przy kibelku. Służą jako lektura podczas codziennych posiedzeń. Dzisiejszego wieczoru takim właśnie sposobem dotarły do mnie nauki sławnego guru Rajneesha.

"Tako rzecze guru Rajneesh – korespondencja własna z Indii" Lucyny Winnickiej znajdowała się w dwóch kolejnych, starych numerach „Przekroju”.

Przede mną okryty czerwonym pluszem stolik, sklecony z żeliwnej podstawy maszyny do szycia i drzwiczek od jakiejś szafki. „Ale tu piknie, a syćko kombinowane” - zadziwił się niedawno zwiedzający chatę juhas. Ano piknie. Po wczorajszym deszczu - dziś ciepłe, jesienne słoneczko. Babie lato błyszczy na trawie i pokrzywach. Wszystko błyszczy. Z palików wytyczających granice gospodarstwa wyrosły rachityczne wierzby. Zielone kule na drągach. Albo inne, rozczapierzone, niczym szpony Baby Jagi. Bzyknęła mucha. Odległy warkot motocykla.

"Adam i Ewa w momencie, gdy zjedli jabłko wiadomości, stracili kontakt z rajem. Trzeba utracić umysł, aby znaleźć się z powrotem w raju. Wtedy zaczniesz się śmiać, bo nikt cię stamtąd nie wyrzucał, tylko ty sam, poprzez swoją wiedzę i metody... Trzeba zwymiotować ten owoc wiadomości. Doświadczaj, bądź uważny, wtedy umysł zniknie".

To właśnie Rajneesh, podsłuchany przez Lucynę Winnicką. Rzucał potem dowcipami, paradoksami, wygłupiał się, próbował rozruszać ponad tysiącosobową ekipę wpatrzonych w siebie słuchaczy.

"Muszę opowiadać wam dowcipy, bo obawiam się, że jako ludzie bardzo religijni zanadto chcecie być serio.(...) Człowiek musi być odrobinę szalony, bo inaczej nie odważy się przeciąć więzów i być naprawdę wolnym" – zacytował Greka Zorbę.

Ocho, słychać gramolenie i westchnienie. Adusia się obudziła. Trzeba utulić. Kochany Ryjek życzy sobie makaronik na mleku. W izbie zawrzało: córka pędzi sikać - tato po drewno. Adusia ubiera się i czesze - ja rozpalam w piecu, pitraszę i podciągam parę razy na trapezie. Kiedy toto piszę - na kuchennej płycie bulgocze już czajnik. Koniec pisania, czas śniadania.

I po śniadaniu. Słyszę głosy, liczne. Patrzę na drogę - idzie wycieczka, ze dwa tuziny, jaskrawe kolory i ogromne plecaki. Przed takim tłumem zamyka się większość drzwi.

"Bądź sam" - mówi Rajneesh - "to jedyna prawdziwa rewolucja. Wymaga odwagi. Jeżeli uświadomisz sobie swoją samotność, wtedy uświadomisz sobie również samotność innych. Wtedy wiesz, że próba posiadania kogoś innego jest wykroczeniem. Wraz z niezachłannością przychodzi współczucie i surowość obyczajów. Przychodzi do ciebie niewinność".

Stuk - puk, wszedł Dziadek, najstarszy z juhasów, z petem w pożółkłych paluchach. - Przepraszam, że tak jest, ale u nas się nie pali. „- Rozumim” - zaśmiał się Dziadek i wrzucił peta do pieca. Usiadł sobie, pogadaliśmy, zaprosił nas do bacówki na żętycę. Podreptaliśmy z Adusia. Wielkie, białe owczarki tym razem nawet nie warknęły. Siedliśmy przy ogniu, napełnili nam dzbanek do domu, kubek dali do wypicia na miejscu.

Opowiedziałem o mieszkaniu w tipi, podobne życie, jak u nich: ten sam zapach dymu, żywy ogień, a na zimę do domu. Pytali o buddyzm, czuć było nieufność, a ja, choć prywatny poganin, starałem się tę nieufność odrobinę osłabić. Odrobinę, bo od dawna nie mam złudzeń, by dało się rozwiać kłębowiska uprzedzeń, projekcji i lęków z jakimi „lud” odnosi się do „innych”. Pasterze owiec na dobitkę miesiące i lata spędzają wyłącznie w męskim gronie. Nic dziwnego, że we wszystkim dopatrują się orgii, „mieszania krwi”, „wspólnych żon” itd. Najczęściej wstyd im o tym mówić, ale grymasy sprytu na twarzach świadczą, że „swoje wiedzą”.

Na pożegnanie dostaliśmy kawałek bundza, to jest świeżego, owczego sera.

Bhagwan Shree Rajneesh jest tak zwaną postacią kontrowersyjną. Największe emocje wywołało oczywiście swobodne podejście jego sannyasinów do seksu. "Moralność czy amoralność seksu zależy od ciebie. Jaki jesteś. Seks niemoralny to seks odarty z miłości i ci, którzy nam zarzucają niemoralność, właśnie taki seks znają" - stwierdza jeden z redaktorów aśramowego wydawnictwa.

"Zostaliśmy wychowani przez wieki w gotowości zabijania, uczono nas umierania za naród, za kawałek sztandaru, za honor i religię. Nie uczyliśmy się jak żyć. Moje posłanie: porzućcie język śmierci. Politycy mówią językiem śmierci, rewolucja przemawia językiem śmierci, ja mówię żyj i rób coś, co pomaga żyć innym. Ta garść dni, którą otrzymałeś - to cenny dar Boga - nie trać go".

Tyle Rajneesh. Nie wszystkie jego wypowiedzi wyczytane w „Przekroju” trafiły mi do gustu, przytoczyłem te, które trafiły. Nie obchodzi mnie przy tym, czy człowiek ten był psycholem, świętym, zbieraczem forsy czy starym capem. Wszystko możliwe. Ale pewne jest, że tych parę zdań Guru Rajneesha umiliło mi nieoczekiwanie jedno z kibelkowych posiedzeń. I za to mu jestem wdzięczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości