Jak wiadomo, kilka dni temu Pan Premier Jarosław Kaczyński powołał swojego głównego doradcę do spraw bezpieczeństwa państwa. Został nim Pan Profesor Andrzej Zybertowicz. Od tego czasu wydarzyło się coś niecoś w polskiej polityce; ktoś z koalicji odszedł, ktoś w planktonowym otoczeniu poczuł przyspieszone bicie serca, że oto dostanie Ważny Telefon, ktoś nerwowo oblicza kasę przed ewentualną rychłą kampanią wyborczą; wszyscy tym się emocjonują, ale szkoda byłoby, gdyby w tym bieżącym zamęcie dobra nowina o nominacji A.Z. na stanowisko Głównego Doradcy zeszła na plan tak daleki, że Doradca znalazłby się całkiem za kulisami.
O tych kulisach wspominam nieprzypadkowo, bo „Rzeczpospolita”, informując o tej nominacji swych Czytelników, z pełną atencją i bez cienia ironii zatytułowała notkę o nominowanym: „Specjalista od odsłaniania kulis” (Rz 5 lipca 2007). Tak się złożyło, że mniej więcej rok temu Pan Profesor Zybertowicz złożył aplikację o tę posadę, w postaci artykułu w Życiu Warszawy (7 czerwca 2006), sugerującego powołanie nowego centrum analitycznego, skromnie określonego wówczas jako „intelektualny rdzeń państwa”, a mającego na celu dokładnie to, co zapewne należeć będzie do obowiązków głównego doradcy do spraw bezpieczeństwa: analizowanie zagrożeń.
A są one, jak wiadomo, niemałe.
Warto więc przypomnieć tamten manifest zagrożeń (albo, jak kto woli, list motywacyjno-aplikacyjny, w formie artykułu w gazecie) gdyż doskonale obrazował on przekonania obecnego Głównego Doradcy na temat tego, jakie to kulisy należy dziś odsłonić. Lub, mówiąc słowami swojego nowego pryncypała, jacy szatani są tu czynni.
Poza badaniem „roli agentury wpływu w Polsce różnych krajów oraz wielkich międzynarodowych korporacji”, nowe centrum (ten rdzeń intelektualny, który obecnie przybrał jednoosobową postać głównego doradcy) miałoby monitorować – jak napisał wówczas A.Z – „skoordynowane zakulisowe działania grup interesów” no i oczywiście „zakres tzw. przemocy symbolicznej wytwarzanej przez międzynarodowe korporacje, promujące w Polsce kulturę konsumpcyjną i kosmopolityczny system wartości”. Jak wszyscy podejrzewamy, ale bez „intelektualnego rdzenia państwa” w postaci Głównego Specjalisty Od Odsłaniania Kulis nigdy tego nie dowiemy się na pewno, konsumpcjonizm i kosmopolityzm są w Polsce wynikiem działania rozmaitych zakulisowych agentów wpływu. W braku tego intelektualnego rdzenia „społeczeństwo nie potrafi monitorować samo siebie”, co spycha je w ogólny „dryf”, nie mówiąc o zgubnym zamiłowaniu do konsumpcji i wrednego kosmopolityzmu.
Przed tą przemocą symboliczną (jakie piękne określenie!) należy nasze z gruntu poczciwe, acz nieco naiwne społeczeństwo, bronić. Jak wiadomo, Polacy wolą „Być” niż „Mieć”, ale pod wpływem przemocy symbolicznej złapali bakcyla konsumpcjonizmu; są też szczerymi patriotami, ale kosmopolityczni agenci wpływu symbolicznego też nie próżnują. Bo, jak wiadomo, walka szatańska zaostrza się wraz z postępami w budowie Polski Solidarnej.
Ergo: profesor A.Z. będzie miał pełne ręce roboty, i niemało wody upłynie zapewne w Wiśle zanim będzie mógł zameldować swemu szefowi: „Zadanie wykonane: wszyscy Szatani są nieczynni”.
*
W niedawno wydanej książce na temat teorii spiskowych Daniel Pipes napisał, że są one politycznym odpowiednikiem pornografii: podniecają, ale nie prowadzą do żadnych realnych konsekwencji. Dodał też, że służą one jako bezpieczna przystań dla rozczarowanych i zagubionych, gdyż poddają im łatwe wytłumaczenia przyczyn ich niedoli. Dziś mógłby jeszcze dodać, że są też niezłą odskocznią do kariery państwowej – przynajmniej w niektórych krajach, tych specjalnie nękanych przez kosmopolitycznych i konsumpcjonistycznych szatanów.
Inne tematy w dziale Polityka
