W pół drogi między londyńskim lotniskiem Heathrow a światową stolicą akademickiej nudy czyli miastem Oxford, przeczytałem w autobusie, w gazecie The Guardian, informację, która mną wstrząsnęła. Otóż pewna profesor psychologii z Uniwersytetu Yale dowiodła, na podstawie zlożonych eksperymentów, których nie będę tu relacjonował (ale które są opisane w fachowym piśmie Nature), iż w wieku 6-18 miesięcy dzieci mają wysoko rozwinięty zmysł moralny, w szczególności prawidłowo odróżniając złych od dobrych ludzi. Dopiero potem wpływ rodziców a także reszty otoczenia, zaczyna tę fundamentalną pojętność modyfikować, w jednym albo innym kierunku. Dowodzi to, zdaniem pani profesor Karen Wynn, że zmysł moralny jest czymś (w dużej przynajmniej mierze) wrodzonym, a nie nabytym społecznie.
Dlaczego wszakże mną ta informacja wstrząsnęła? Otóż nie, wcale nie dlatego, że jako lewicowy liberał-socjaldemokrata wierzę w wielki wpływ otoczenia i środowiska na ludzkie zachowania i odczucia. Nie, w tym przypadku mam zupełnie inne powody do wzruszenia, całkowicie osobiste i autobiograficzne.
Otóż jest tak, że kiedykolwiek odwiedzam jakichś przyjaciół lub znajomych, pobłogosławionych bardzo młodym potomstwem, nawiązuję łatwo i naturalnie wielką przyjaźń i wzajemną sympatię z gówniarstwem, co czasem wzbudza wręcz zazdrość ze strony rodziców. Im starsze okazy jednak, tym mniejsza dla mnie sympatia (tu zresztą nierówno rozkłada to się między dwie główne płci, ale nie będę wchodził w szczegóły), a wśród dorosłych już chyba zdecydowanie przeważa do mnie niechęć.
Jakie wnioski stąd wyciągam? Właściwie jeden tylko, ale podwójny. Po pierwsze - jestem bardzo Dobrym Człowiekiem, a po drugie, małe dzieci są naprawdę mądre. Dopiero z czasem głupieją.
Co zresztą łatwo zauważyć w tym Salonie.
PS: W tymże autobusie przeczytałem też wiadomość, w gazecie The Independent, która zdaje się już obiegła świat, a mianowicie że pewna profesorka z północnych Włoch po godzinach występuje w Internecie jako gwiazda pornografii „hard”, pod pseudonimem Madameweb. Otóż chciałbym kategorycznie oświadczyc, że Pani ta nie ma nic wspólnego z Europejskim Instytutem Uniwersyteckim, w którym mam zaszczyt pracować. Składam to wyjaśnienie, gdyż mój Instytut był tu wielkorotnie atakowany, częściowo słusznie: że jesteśmy agenturą Unii Europejskiej, że uprawiamy propagandę pro-unijną, a ja jestem najemnikiem, wyprzedającym polskie interesy narodowe za brukselskie srebrniki. To wszystko może być prawda. Jednak żadna nasza profesorka nie zachowuje się, po godzinach, jak Pani Anna Ciriani z Pordenone. A jeśli już, to na pewno nie pozwala się przy tym filmować.
Inne tematy w dziale Kultura