Słynna już wypowiedź ministra sprawiedliwości, że ma literę prawa w swym organie powonienia, gdyż liczy się bardziej duch – nie jest całkowicie absurdalna. Wręcz przeciwnie, co do abstrakcyjnej formuły zgadzam się w stu procentach. Gdy tekst przepisu jest niejasny, albo gdy z przepisu wynikają konsekwencje nonsensowne lub skrajnie niesprawiedliwe – należy w interpretacji owego przepisu posłużyć się celem owego przepisu, ewentualnie intencjami, jakie racjonalnemu ustawodawcy zapewne przyświecały. Za owym metafizycznym „duchem” kryje się więc to, co prawnicy nazywają, mniej atrakcyjnie, „wykładnią celowościową”.
Na tej podstawie np. krytykowałem swojego czasu wyrok Trybunału Konstytucyjnego, ktory obalił przepis wprowadzający możliwość dwudniowych wyborów: ignorując „ducha” prawa, jakim jest demokratyczność wyborów (i związana z tym chęć stworzenie bodźca dla większej frekwencji wyborczej), większość sędziów TK skupiła się wyłącznie na formalistycznie rozumianej „literze” Konstytucji, która mówi o „dniu” w liczbie pojedynczej a nie mnogiej, rzekomo wykluczając w ten sposób możliwość dwudniowego głosowania.
Nie chcę teraz otwierać tamtej dyskusji (w której rację miała trójka sędziów, która znalazla się w mniejszości: sędziowie Rzepliński, Wronkowska i Kotlinowski): przykład ten podaję, by zilustrować różnicę miedzy „literą” a „duchem”. W obecnym jednak przypadku, minister Gowin nie zastosował się ani do jednego ani do drugiego. „Litera” przepisów mówiących o tym, komu, jak, po co i kiedy wolno zażądać akt sprawy z sądu, powinna być interpretowana zgodnie z „duchem” tych przepisów – tzn. z intencją zagwarantowania maksymalnej niezależności sędziowskiej i stworzenia im warunków spokojnej pracy, bez ingerencji z góry w konkretne rozstrzygnięcia. Tu akurat „litera” była jasna i rozsądna, więc przywoływanie duchów nie było potrzebne.
Broniąc – i to dość skrajnie – swego postępowania, minister pogwałcił więci literę i ducha. I ten duch jeszcze pewno postraszy Ministra.
Inne tematy w dziale Polityka