s.wokulski s.wokulski
809
BLOG

Wydarzyło się w Irlandii...

s.wokulski s.wokulski Polityka Obserwuj notkę 0

Dziś, tj. 27-ego września 2011r. ukazały się dwa artykuły, które zmieniły światopogląd, a przynajmniej dały do myślenia, dwóm emigrantom w Irlandii Północnej.

Pierwsza historia, tragiczna, zaczęła się jeszcze w Polsce. Nasz bohater, nazwijmy go po prostu ON, to typowy niedoszły i niespełniony satanista o fizjognomii pryszczersa. Nigdy nie zdradził co takiego wydarzyło się w jego nędznym życiu ale jedno jest pewne, wg naszego bohatera, na każdym kroku czają się Czarni (i nie chodzi tu bynajmniej o Czarnoskórych). Trudno wyrokować skąd wziął się u niego, aż tak zaawansowany antyklerykalizm. Czy to efekt trudnego wychowania? A może jest on jedną z, tych niewielu, ofiar pedofili wśród Księży? Tak czy siak, nasz bohater, na każdym kroku podkreśla jakie to nędzne i upokarzające musiał wieść życie w Polsce. Święta Inkwizycja, palenie dziewic na stosach. Według niego norma i codzienność w ojczyźnie nad Wisłą. Do tego wszystkiego doszły te wredne Kaczory. Na ich widok dostawał drgawek, pienił się, wymiotował. Zdarzyły się sraczki. Leczyć się nie chciał. Uważał, że to normalna reakcja organizmu. Nawet nie próbował słuchać rad, że tak to można tylko psy wytresować, aby śliniły się na określony znak. Ale żeby człowieka do czegoś takiego doprowadzić?

Nasz bohater, żyjąc w biedzie i absurdach III RP stworzył sobie swój własny, alternatywny świat. Świat czarno-biały. Czarni, jak powtarzał, są źli. On jest dobry. Pewnego dnia, przy użyciu, resztek mózgu jakie mu pozostały postanowił opuścić „państwo wyznaniowe” jak nazywał Polskę. Wyruszył więc na Wyspy. Wybrał, jednak, najdziwniejszą z części Zjednoczonego Królestwa. Mianowicie, Irlandię Północną, w której religia oraz konflikt między katolikami i protestantami jest ciągle widoczny.

Dziwnym trafem, jakoś nie dostrzegał tego absurdu, że w nowym kraju religii jest zdecydowanie więcej. Pastorzy i Księża uczestniczą bardzo intensywnie w polityce, a nikomu nie przychodzi na myśl, aby ograniczać wpływ Kościoła na życie. Tak czy siak, żyjąc w swoim alternatywnym świecie, było mu tu dobrze. Do czasu…

Dnia 27-ego września, nasz bohater nagle przejrzał na oczy. Na stronie BBC ukazał się artykuł[1], gdzie lokalny farmer przegonił ze swojego pola, roznegliżowaną Rihannę. Do tego, farmer użył słowa na G, które nasz bohater wymówić nie chciał i nie potrafił. Gdy jednak przez jego gardło przeszło GOD (ang. Bóg), naszemu niespełnionemu sataniście coś pękło. Coś się skończyło. Zaczął płakać, szlochać. Miotać się z jednej strony na drugą. Chyba wreszcie zrozumiał, że Polska nie była żadnym „państwem wyznaniowym”. Co będzie z nim dalej? Nie wiem. Dzień się jeszcze nie skończył…

 

Druga historia, już troszkę weselsza, opowiada o młodym, wykształconym no i z dużego miasta, który nie wiedzieć czemu zamiast Zielonej Wyspy Dobrobytu (zwanej Polską) wybrał, jak poprzedni bohater, zieloną Irlandię. Nasz młody (już nie taki młody), wykształcony (choć nigdy studiów nie ukończył) i z dużego, a nawet bardzo dużego, miasta, tak jak spora część ludzi w Polsce, wyjechał na Wyspy. Od czasu, do czasu opowiadał jak to kiedyś spuścił łomot własnej babce, zabrał jej dowód i emeryturę. Te i inne historie służyły mu do podniesnia własnego ego, dołączenia (nawet wirtualnie i na odległość) do elit w Polsce. Do niedawna każdą rozmowę rozpoczynał od „No bo wiesz Kaczyński…” i dokładał do tego swój tępy śmiech. Gdy raz powiedziałem, że nie wiem i poprosiłem o rozwinięcie myśli, najpierw się zmieszał, potem pogubił, na koniec stwierdził, że jak nie rozumiem to pewnie jestem „moher”.

Pomimo jego głupoty i frustracji, jaka się w nim gotowała, na swój sposób nawet go lubiłem. Dziś, niechcący podsunąłem mu artykuł z „Wyborczej”[2] o tym jakie to tanie paliwo w Polsce jest i jaki tam dobrobyt panuje, a on „doktorant” tu, na obczyźnie, się marnuje. Gdy zobaczył mapkę, gdzie Polska znowu zaznaczona była na zielono, a naokoło roztaczało się czerwone morze nędzy zachodniego kapitalizmu, mój wykształciuch złapał swoje rzeczy i zaczął się pakować. Po chwili oprzytomniał. Stwierdził, że ja „pisowiec” (jak mnie nazywał) nie mogę przecież czytać „Wyborczej”! Szybko mu wyjaśniłem, że z czytaniem tej gazety jest jak z piciem alkoholu. W małych ilościach, z umiarem i z głową, nie może nikomu zaszkodzić. Może rozbawić, ale nic poza tym. Za to, w dużych ilościach, bez umiaru, niestety trwale uszkadza organizm, niszczy system odpornościowy i ogłupia. Mój towarzysz zerknął na mapkę i stwierdził, że przecież wszystko się zgadza. W Polsce paliwo po 5 złotych i 12 groszy, a w UK po ok. funt trzydzieści. Nie mogłem się z nim nie zgodzić! Wtedy postanowiłem go uświadomić, jak można ludźmi manipulować. Powiedziałem: „Zobacz, to co napisali jest oczywiście prawdą. Tylko, że raz dodadzą jakiś całkowicie nieadekwatne dane, innym razem wszystko pomnożą, podzielą – tak aby zatrzeć sens, ukryć problem. W tym przypadku, po prostu pominęli ważną informacje - ile ludzie zarabiają!? Lub inaczej, ile za swoją wypłatę można kupić benzyny? Bo tak, w liczbach bezwzględnych, to faktycznie w Polsce jest najtańsze paliwo. Tylko co z tego jak płaca równie niska?” Mój zagubiony towarzysz rzucił się na kalkulator. Zaczął liczyć, mnożyć, dzielić. Coś przeklinał pod nosem. Wreszcie wykrzyknął: „Ale jak to? Wyborcza kłamie!?” Wreszcie zrozumiał!

Teraz siedzi i pali wszystkie egzemplarze „Wybiórczej” jakie miał schowane pod łóżkiem. W ten oto sposób życie kolejnego emigranta zmieniło się pod wpływem niewinnego artykułu w gazecie…

 

PS Jakakolwiek zbieżność wydarzeń czy postaci tu opisanych z prawdziwymi wydarzeniami czy żyjącymi ludźmi jest całkowicie przypadkowa i niezamierzona.

 
s.wokulski
O mnie s.wokulski

Programista, landlord, zdroworozsądkowy konserwatysta.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka