s.wokulski s.wokulski
683
BLOG

Ja, pisowiec

s.wokulski s.wokulski Polityka Obserwuj notkę 19

Oto skrócona historia, jak ze zwykłego, szarego młodzieńca stałem się postrachem wykształciuchów.

Gdy piszę te słowa, jestem jeszcze przed moimi trzydziestymi urodzinami. Należę do pokolenia wyżu demograficznego z okresu Stanu Wojennego. Do podstawówki poszedłem już w tak zwanej „wolnej Polsce”. Potem było technikum elektroniczne i pierwsze, prawdziwe zainteresowanie polityką. Od zawsze charakteryzowałem siebie jako UPRowiec. Wolny rynek, gospodarka, wolność jednostki, praca – były hasłami, które trafiły na podatny grunt. Gdy powstał PiS i PO – stałem gdzieś pośrodku. Do tej pory uważam, że pomysł POPiSu mógł przynieść Polsce dużo dobrego. Warto podkreślić – tamtego POPiSu, nie teraźniejszego.

Po maturze, poszedłem na łatwiznę. Dostałem się na studia – i nie żadne tam humanistyczne na Wyższej Szkole w Pcimiu Dolnym, po których co najwyżej otwierają się drzwi do pośredniaka. Dostałem się na fizykę na UMK w moim rodzinnym Toruniu. Jak powszechnie wiadomo, nauka to potęgi klucz i w Polsce „wszyscy” muszą mieć wyższe wykształcenie. Tak więc i ja studiowałem, aby zapewnić sobie lepszy start w życiu. W międzyczasie zacząłem, jak prawdziwy kapitalista, pracować – sprzedaż lodów na plaży w wakacje, projektowanie stron internetowych, praca jako serwisant komputerowy etc. Żadnej pracy się nie bałem! Wreszcie przyszedł czas na pierwszy wyjazd na Wyspy. Po powrocie, miałem ambitny plan otworzenia własnej firmy. Biurokracja w Polsce szybko wybiła mi ten pomysł z głowy. Wtedy zrodził się nowy plan – doszkolić angielski, przerwać studia (a dokładniej skończyć je na poziomie licencjatu) i wyjechać – zarobić, nabrać doświadczenia, poznać świat. Jak postanowiełm tak też i zrobiłem.

Jeszcze będąc w Polsce, zagwarantowałem sobie kontrakt z firmą IT w Irlandii Północnej. Nie pracowałem więc nigdy na przysłowiowym „zmywaku”. Wiodło mi się dobrze i z każdym rokiem było (i jest!) coraz lepiej. Założyłem rodzinę, kupiłem pierwszy samochód, potem drugi... Wreszcie przyszedł czas na kupno własnego domu na Wyspach.

Kiedy więc stałem się oszołomem? Kiedy dołączyłem do ciemnogrodu? Niektórzy upatrują to w moim „moherowym” pochodzeniu. Urodzony i wychowany w Toruniu! Czy to wyjaśnia wszystko? Chyba nie. Odnoszę wrażenie, że wszyscy moi praktykujący znajomi uważają mnie za bezbożnika. Za to wszyscy bezbożnicy upatrują we mnie praktykującego katolika. Prawda, w tym wypadku, jest gdzieś pośrodku. Ani ze mnie praktykujący katolik, ani bezbożnik. W sumie, to skłaniam się osobiście w stronę protestantyzmu. Razem z Romanem Dmowskim ubolewam, że nie było w Polsce prawdziwej schizmy. No ale to temat na osobny artykuł.

Osobiście, za datę ostatecznego zerwania sympatii do Platformy Obywatelskiej i dołączenia do Prawa i Sprawiedliwości, wyznaczam dzień w którym premier Tusk ogłosił (tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego), że oto wielcy eksperci znaleźli inwestora z Kataru. Oczywiście, było i jest więcej czynników, ale to był przysłowiowy gwóźdź do trumny. Wtedy, powiedziałem sobie, że albo faktycznie PO jest partią fachowców, uratują stocznie i po wsze czasy będę ich wielbić. Albo okażę się to perfidnym kłamstwem, zagrywką przedwyborczą i nie pozostanie mi nic innego jak ostateczene odwrócenie się plecami do nich. Prawda okazała się brutalna.

Co stało się z UPRem w międzyczasie? Chyba poszedłem po rozum do głowy i, w przeciwieństwie do kanapowej, wybrałem realną politykę. Pomimo, że PiSowi była dorabina gęba socjalistów, z perspektywy czasu widać, że PiS był i jest nastawiony prowolnorynowko. Nastąpiła u mnie powolna korwinizacja wsteczna. Powtarzane w kółko historyjki Korwina-Mikke przestały na mnie robić wrażenie. Ba, dostrzegłem w nich poważne ułomności. Szkoda tylko, że w Polsce lewica jest tak słaba, że nigdy nie potrafiła poddać kontrprzykładu dla rewelacji JKM! No ale czego wymagam od postkomunistów, byłych aparatczyków czy różowo-tęczowej młodzieży?

Mógłbym jeszcze długo wymieniać i rozpisywać się o wszystkich czynnikach jakie wpłynęły na moje życie. Jak inwestowałem na giełdzie, o konkursach i nagrodach, ciekawych inicjatywach i organizacjach, których byłem członkiem. Jednak, nie chcę psuć dobrego humoru wykształciuchów. Jak powszechnie wiadomo, pisowiec nie ma konta w banku, nie ma prawa jazdy, nie ma pojęcia o ekonomii, pracuje poniżej kwalifikacji, których i tak nie posiada. Można się spytać, czy pisowiec może w ogóle żyć czy też trzeba nas, pisowców, wystrzelać jak kaczki?

Teraz patrzę na mój dom, dobrze płatną pracę programisty, piękną żonę i cudownie dzieci. Dyplom z fizyki. Za kilka miesięcy dołączę do tego dyplom Master of Science in Computing. Język angielski biegły. Żyć, nie umierać! Jednak w głębi serca czuję żal. Żałuję, że jestem stary, niewykształcony i z małego miasta. Marzę, że kiedyś dołączę do stada baranów, będę wierzył w każde hasło partii rządzącej i wreszcie będę mógł powiedzieć o sobie, że jestem młody, wykształcony i pochodzę z dużego miasta.

s.wokulski
O mnie s.wokulski

Programista, landlord, zdroworozsądkowy konserwatysta.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka