olgerd olgerd
269
BLOG

Zapomniane zwyczaje - spacer

olgerd olgerd Rozmaitości Obserwuj notkę 4

 

 


Zwyczaj spacerowania znany był już w czasach pierwotnych. Podobno do pierwszego zetknięcia się Homo Neanderthalensis z Homo Sapiens doszło właśnie podczas spaceru. Neandertalczyk wyszedł z jaskini się przejść, spacerując trafił nad ciek wodny, kojące dźwięki szumiącego strumienie sprowokowały go, by przysiąść na brzegu i się zamyślić. Pewnie zadawał sobie wtedy Leninowskie „Co robić?”, bo podświadomie czuł, że nie ma przed nim i jego mało rozumną rasą przyszłości. Pech chciał, że dokładnie w tym samym czasie i w to samo miejsce przyszedł Homo Sapiens Sapiens. Wbrew nazwie nie był podwójnie zasapany, bo przecież nie biegł, tylko – podobnie jak jego kuzyn – spacerował. I jemu zachciało mu się usiąść nad szemrzącym strumieniem. Wtedy dostrzegł neandertalczyka. Nie wiemy czy się ucieszył, zmartwił, czy może zdenerwował, ale zdaje się to właśnie wtedy neandertalczycy musieli człowiekowi współczesnemu ustąpić, i to nie tylko miejsca nad rzeką, ale w ogóle wszystkich miejsc. Potem spacerowano w czasach antycznych. Szczególnymi spacerowiczami byli legioniści rzymscy, którzy bardzo lubili długie piesze wędrówki. Dobrze im się spacerowało, gdyż nosili wygodne sandały, które, dodajmy, są modne do dziś, zwłaszcza wśród wokalistek rockowych. Ale i oni z czasem napotkali wędrowców, którzy zapragnęli ich miejsca. Badacze dziejów nazywają ten okres Wielką Wędrówką Ludów, ale to tylko nieścisłość w nazewnictwie, a może miłość do bombastycznych określeń i jednocześnie lęk przed posądzeniem o trywializację, gdyby bowiem historycy chcieli być precyzyjni powinni się jednak upierać przy nazwie Wielki Spacer Ludów. W średniowieczu spacerowano do miejsc świętych, często na kolanach i o głodzie (bo nie znano kanapek). Niejako cały czas preferowano przemieszczanie się per pedes, gdyż dominująca część społeczeństw nie dysponowała innymi środkami transportu. Konia miał szlachcic, a wóz z koniem kupiec; chłop konia nie miał, bogaty kmieć miewał najwyżej wołu, ale wołu służyło do podorywki, a nie do przejażdżek. Z rozwojem cywilizacyjnym nastąpił szybki regres zwyczaju spacerowania. Całkiem możliwe, że ktoś, komu się spacerować nie chciało, pomyślał: – Po co tak łazić o własnych siłach, przemęczać się, narażać na niekorzystne dla zdrowia czynniki atmosferyczne, skoro można wygodnie pojechać?! I jak pomyślał, tak kazał wszystkim zrobić. Z czasem ten pierwotny zwyczaj ograniczyły do minimum: deskorolki, rowery, samochody, pociągi czy samoloty. Ale wciąż jeszcze spotykało się wśród ludzi niedobitki, które wbrew tendencjom próbowały szkodliwy proceder kultywować. Już myślano, że nic się z tym problemem nie da zrobić, aż jakiś geniusz wymyślił: – Przecież wystarczy ograniczyć ludziom do minimum czas, a wtedy sami będą zmuszeni zrezygnować ze spacerów! Skonstruowano więc radio, potem telewizor, a kiedy w miejskich ostępach zostały już tylko pojedyncze egzemplarze spacerowiczów, wynaleziono Internet. Wreszcie można było ogłosić pełny sukces. Skończyło się. Ostatni spacerowicz padł (na fotel przed monitorem, z paczką chipsów w garści). Oczywiście spotyka się jeszcze pieszych na ulicach, w końcu z racji korków czasami opłaca się przejść na nogach z punktu „a” do punktu „b”. Ale, bez dwóch zdań, to, co czynią ci ludzie, to nie jest spacer, to jest zwykłe przemieszczanie się. Na ogół zresztą odbywa to się w pośpiechu, w pełnym biegu, z komórką przy uchu. Powiedzmy uczciwie – spacerowania to absolutnie nie przypomina. Ktoś pewnie zaprzeczy, powie, że on zna kogoś, kto spaceruje. Już słyszę głosy, że np. emeryci spacerują! Nieprawda, oni chodzą, bo lekarz im kazał! To nie jest więc spacer, ale czynność prozdrowotna, ewentualnie terapia zapobiegająca chorobom układu krążenia. Ktoś inny powie, że Świadkowie Jehowy spacerują. To też nieprawda! To, co oni robią, nie jest spacerem, to czynność misjonarska (swoją drogą znana mi jest też teoria, że to właśnie Badaczy Pisma Świętego można obarczyć odpowiedzialnością za zanik zwyczaju spacerowania; ludzie mieli go zaprzestać, bo bali się spotkać na swojej drodze zadających kłopotliwe pytania „spacerowiczów” ze „Strażnicami”). Jeszcze ktoś zwróci uwagę na właścicieli psów – oni niby spacerują i to ponoć nawet dwa razy dziennie. To też nieprawda, spacerują ich psy, właściciele wychodzą, bo muszą wyprowadzić swoje czworonogi, żeby te mogły się wysrać na trawniku przed blokiem lub w parku. I co, dalej będziecie mnie przekonywać, że istnieje coś takiego jak spacer?! A wy, no, przyznajcie, kiedy ostatni raz byliście na spacerze?!

olgerd
O mnie olgerd

Byłem cieciem na budowie, statystą filmowym, ratownikiem wodnym, ogrodnikiem, dziennikarzem itp. Obecnie "robię w sztuce". Nie oczekuję, że zmienię świat; problem w tym, że on sam, zupełnie bez mojego wpływu, zmienia się na gorsze. Mrożek pisał: "Kiedy myślałem, że jestem na dnie, usłyszałem pukanie od spodu". To ja pukałem! Poprzedni blog: http://blogi.przeglad.olkuski.pl/nakrzywyryj/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości