A gdyby w 2001 roku zebrało się kilku biznesmenów i polityków, którzy postanowili, że czas na nowy ład polityczno-społeczny w Polsce? Takie spotkanie mogłoby się odbyć np. gdzieś w Trójmieście.
Mogliby postanowić np., że jakiś tam chłopiec w krótkich spodenkach, na którego mają kilka haków, niewiele znaczy w kraju i generalnie plącze się pod nogami wielkich rozgrywających mógłby stanąć na czele nowego niespotykanego stronnictwa.
Takie stronnictwo mogłoby obejmować oficjalnie każdy światopogląd i wszystkie tradycyjne podziały polityczne od lewicy po prawice. Byłoby zbieraniną wszystkiego.
Dodatkowo z powodu, że ten chłopiec pojawiał się w historii Polski to tu to tam a nawet miał brzydką historię rodzinną mogłyby krążyć nieustannie jakieś plotki i teorie o nim.
To wszystko mogłoby powodować jakieś wojenki krajowe, polityczne spory a jego mocodawcy w cieniu dalej by budowali swoje korporacyjne imperia. Oczywiście wszystko byłoby rozproszone a nitka łącząca wszystkie zawleczki byłaby ledwo zauważalna a trzymana w jednej rączce. Takich imperiów mogłoby być trzy… A nasz bohater? No chłopiec w krótkich spodenkach cieszyłby się, że dzierży jabłko i berło, mimo, ze w czapce błazna.
Sanjuro
Inne tematy w dziale Rozmaitości