teesem teesem
415
BLOG

Dlaczego pomniki stawiać najeźdźcom

teesem teesem Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

Do notki sprowokował mnie komentarz koleżanki zamieszczony na facebooku, odnośnie ciekawie zilustrowanego tekstu: http://niewiarygodne.pl/gid,13796097,img,13796217,kat,1017185,title,To-byl-cios-w-plecy-Mijaja-72-lata-od-IV-rozbioru-Polski,galeriazdjecie.html?_ticrsn=3&ticaid=6d0d5.

Kontrowersje wzbudził szczególnie fragment dotyczący pomnika dla czerwonoarmijców postawionego w Ossowie, gdzie na nieodległym polu bitwy wspaniali Ci wojownicy o proletariackie ideały ponieśli śmierć. Autor tekstu nie ukrywał oburzenia z tego powodu.
Moja koleżanka skomentowała to w ten sposób:


"W Beskidzie Niskim są piękne cmentarze z I Wojny Światowej. Leżą na nich polegli w walkach - wszyscy, bez względu na narodowość i stronę po której walczyli. Jestem przeciwniczką konfliktów zbrojnych, ale śmierć warto upamiętniać skoro tam leżą ci żołnierze, taką ku przestrodze, i ze zwykłego ludzkiego szacunku.
Idąc tokiem rozumowania z artykułu, powinniśmy zrównać z ziemią wszystkie cmentarze żołnierzy radzieckich w Polsce, mogiły niemieckich żołnierzy. A Ukraińcy mogliby zrównać z ziemią cmentarz Orląt Lwowskich...
Na takie sprawy warto spoglądać z punktu widzenia ludzkiego, nie narodowościowego/konflikto
wego. Oczywiście pamiętając historię."

Najbardziej uderzyło mnie w jej komentarzu ostatnie zdanie. "Oczywiście, pamiętając historię".


Pozwoliłem sobie na polemikę, formułując dość obszerną odpowiedź, którą niniejszym, po drobnych poprawkach przytaczam:

"Nie mam nic przeciw idealizacji śmierci, ale Twój pogląd uważam w kontekście podjętego tematu za dość naiwny. Mylisz czasy, pojęcia i zdarzenia. Ostatnie zdanie Twojej wypowiedzi nasuwa pytanie, o jakiej historii mówisz?
I wojna światowa to właściwie ostatni konflikt starych czasów, nieistniejących już mocarstw, ale też pewnej kultury. I mimo, że wyniszczający na niespotykaną dotąd skalę, wciąż był jednak rozgrywany w ramach pewnych granic - gdzie główne ofiary padały na polach bitwy. Zderzyły się ze sobą imperia posiadające w swych szeregach przedstawicieli narodów, którzy nie mieli interesu uczestniczyć w tym konflikcie, a jednak byli do niego przymuszeni.
W wyniku tej wojny powstało kilka nowych państw narodowych, a niektóre, jak Polska, odrodziły się. W żywotnym interesie każdego z nich było utrzymać się przy życiu, choćby kosztem innych narodów, stąd dość mocne antagonizmy między sąsiadującymi nacjami, które walczyły o dominację na spornym terytorium. Tak było między innymi w walkach o Lwów. Myślę, że istnienie Cmentarza Orląt Lwowskich do naszych czasów jest wynikiem jego zabytkowych walorów oraz zdolności Ukraińców do definiowania historii tego miejsca w ten sposób, by niezorientowani przybysze w jak najmniejszym stopniu zdawali sobie sprawę, czym on jest dla Polaków. Myślę również, że fakt, iż walczyli ze sobą ludzie dotąd mieszkający obok, ludzie mający podobne prawa do tej ziemi - jako własnej ojcowizny - też inaczej stawia akcenty. Groby należą im się bezspornie, a być może nawet pomniki.

I tu dochodzimy do różnic pojęciowych. Bo zrównywanie najeźdźców z obrońcami i "wyzwolicielami" - mimo że obie strony to przecież ludzie - jest dla mnie nazbyt wspaniałomyślne.
W 1920 r czerwonoarmiejcy nie przyszli ratować nas przed wrogiem, ale zatopić w morzu krwi "Pańską Polskę" i na jej podźganych bagnetami plecach wprowadzić do Europy swoje porządki, swoją czerwoną rewolucję. Zostawiali po sobie spaloną ziemię, odchody w łóżkach i naprędce spłodzone w drodze gwałtów potomstwo. Przyszli z zewnątrz, jako obcy i chcieli zniszczyć wszystko, co miało jakąkolwiek wartość dla tutejszych mieszkańców. Jeśli takim ludziom stawia się pomniki - podkreślam pomniki, nie jakąś mogiłę z przestrogą zawartą w opisie "jak psy zginęliście, jak psy będziecie gnić w naszej pamięci" - to się wywraca do góry nogami nie tylko podstawowe pojęcia, ale też podstawowe wartości. Pluje się w twarz tym, co z nimi walczyli, a takich pomników nie mają. Pluje się w twarz tym, co z ich rąk zostali zgwałceni, sponiewierani, okradzeni czy zabici. Honoruje się ich czyny, jakby dokonali czegoś wartego szacunku. To, że byli to zindoktrynowani propagandą bolszewicką ludzie o inteligencji pierwszoklasisty, wcale nie pomaga mi ich szanować. Zachowywali się jak bestie i na inne traktowanie po swej śmierci nie zasługują.

Do naszych czasów najeźdźcom nigdy nie stawiano pomników, chyba, że sami sobie je zbudowali jako zwycięzcy. W tym sensie pomniki Armii Radzieckiej, która nas "wyzwalała" od 1944 r. były obecne w wielu miejscach Polski do 1989 roku i dłużej. Nadal można je spotka - na pewno ostał się jeden w Nowym Sączu - ale jest ich coraz mniej i oby w końcu wszystkie znalazły się w jakimś muzeum czasów smutnych.

Jest też różnica miedzy 1920 a 1944r. - mimo wszystko Ruscy wypędzali stąd wroga, który był też naszym wrogiem, w dodatku takim, który dążył do unicestwienia narodu. To, że przy okazji wprowadzili swoje porządki, stanowiło nie tyle winę żołnierzy, co planów Stalina wcielanych za pomocą rozwiniętego aparatu przemocy w postaci NKWD i przekupionych/przekonanych do tego sporej części naszych rodaków. Stąd przyzwolenie na istnienie cmentarzy żołnierzy radzieckich i pewien stonowany szacunek dla ich ofiary.
Nie mam pewności, co do cmentarzy wojsk niemieckich, ale pewnie nie ma ich nigdzie indziej poza Ziemiami Zachodnimi, które nam przypadły w udziale w ramach rekompensaty za stratę Kresów Wschodnich. Można powiedzieć, że Wermacht bronił się tutaj, bo długi czas była to ziemia niemiecka i z tego względu szczątki żołnierzy mają prawo leżeć w oznaczonych grobach. Na szczęście nikt jeszcze nie wpadł na pomysł, by im tu stawiać pomniki, choć nie wykluczam, że przy kontynuacji aktualnej polityki historycznej wspaniale nam panujący prezydent wraz ze świtą znamienitych doradców spod czerwonej gwiazdy, zechce taki pomnik postawić i może nawet przeprosić (bo on ma zwyczaj przepraszać za wiele rzeczy, za które jego rodacy słusznie nie odczuwają winy - patrz choćby Jedwabne) za to, żeśmy dotąd nie oddali im Wrocławia, Szczecina i Opola.

Kończąc, wolę jednak patrzeć na te sprawy z punktu widzenia narodu, który ledwo uniknął unicestwienia i w którego interesie jest zachować pamięć bolesną, a nie bajkową, w myśl zasady, że kto nie pamięta, ten musi powtarzać błędy przodków. A że żyjemy w ciekawych czasach, gdzie geopolityczny układ znowu zagraża naszej suwerenności, a nie tylko dobremu samopoczuciu, to tym bardziej ukłony kierowane przez nasze obecne władze w stronę państwa rządzonego przez morderców (mówię naturalnie o putinowskiej Rosji), uznaję za niebezpieczny prognostyk na przyszłość."

 

 

teesem
O mnie teesem

najlepiej radzę sobie z wymyślaniem nowych koncepcji najgorzej z ich realizacją...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura