Trotyl przybliża nas do komisji międzynarodowej

O śladach po trotylu i nitroglicerynie, znalezionych na częściach samolotu Tupolewa i w miejscu, gdzie się rozbił, mówi cała Polska, a za chwilę zapewne zacznie o tę sensację pytać świat. Oby to tajemnicze i tragiczne w swej wymowie ustalenie prokuratorów, dotąd skrywane przed opinią publiczną, miało swój finał w rozpoczęciu śledztwa smoleńskiego na nowo - tym razem z udziałem międzynarodowych ekspertów, którzy przeanalizowaliby ustalenia naukowców z komisji Macierewicza.

W ostatnich dniach Wojciech Czuchnowski i Agnieszka Kublik jak mantrę powtarzali, by w dyskusjach ze "smoleńskimi kłamcami" przypominać ustalenia komisji Millera. Dziś wiemy jeszcze dobitniej, niż rok temu, że są one niepełne i być może taki był też cel powołania tego gremium. Już nic nie ustrzeże rządzących od trudnych pytań i złości, a Putina przed nieufnością. Takie skutki będzie miała bomba, którą odpalił Cezary Gmyz. Czuchnowski z Kublik mogą błagać, ale ich wiarygodność, również w świetle nowych ustaleń, jest bliska zeru. 

Dziennikarz "Rzeczpospolitej" ujawnił ponadto w Radiu Wnet, że ślady materiałów wybuchowych wykryto na szczątkach śp. śp. Janusza Kurtyki i Przemysława Gosiewskiego. Dotąd pojawiała się w Internecie informacja, zaprzeczona przez prokuraturę, o takich śladach na ciele śp. Zbigniewa Wassermanna.

Nadal nie wiemy, co stało się 10 IV 2010 r. Jednak jesteśmy bliżej prawdy, aniżeli dalej. Mity pancernej brzozy, nacisków Prezydenta i presji gen. Błasika już dawno zostały obalone, a dziś tylko osoby bez wstydu mogą posługiwać się tymi ogranymi sloganami. Śledztwo smoleńskie powinno wreszcie spocząć na barkach międzynarodowej komisji. 

Od poważnego szefa rządu, któremu zależy na wyjaśnieniu tragedii, a nie na zabawach pr-owych, takiej deklaracji i otwarcia w sprawie katastrofy bym oczekiwał. Trudno jednak uwierzyć w przemianę Donalda Tuska - dla niego najwięcej w polityce znaczą sondaże.