Tylko zastrzeżenia do stalinizmu CBA

Sędzia Igor Tuleya zapowiadał powiadomienie organów ścigania o możliwych nadużyciach ze strony CBA ws. dr. G. Miał to zrobić we wtorek lub w środę, jak zapewniał w mediach. Okazuje się, że zrobi to dopiero w piątek, a w piśmie poinformuje organy ścigania o "zastrzeżeniach" do pracy funkcjonariuszy biura. W odniesieniu do tego, co mówił na rozprawie tydzień temu sam sędzia i jaką karierę w mediach zrobiły frazy o "metodach stalinowskich", Tuleya, a wraz z nim jego piewcy, ponieśli sromotną porażkę.

Takie opinie, jakie padły z ust sędziego na ostatniej, głośnej rozprawie, może jedynie trochę dziwią, gdy wypowiadane są przez Tomasza Wołka czy Waldemara Kuczyńskiego. Im przecież wszystko kojarzy się z jednym. Każdy błąd PiS czy niezgodność w poglądach z wizją Kaczyńskiego musi od razu być utożsamiana a to z bolszewizmem, a to z narodowymi socjalistami rodem z Niemiec. Gdy jednak sędzia, bez zahamowań i cienia wstydu, opowiada bajeczki o "stalinowskich standardach" w wykonaniu CBA, polegających na "nocnych przesłuchaniach" świadków, wówczas jest to szokujące. On sam łamie standardy, bo orzekając o czyjejś winie, jednocześnie występuje przeciw drugiej stronie i pozwala sobie na publicystyczne rozterki. Poza tym, Tuleya urządził sobie tournee po mediach, zmieniając terminy złożenia zawiadomienia do prokuratury.

Skoro miał przesłanki do stawiania tak drastycznych tez, dlaczego dotąd nikogo o nich nie poinformował, a do "stalinizmu" odniesie tylko "zastrzeżenia"? Czyż metody, wzorowane na tych komunistycznych, nie są przestępstwem?

Nie wiem, co czytał Tuleya o katowniach ubeckich w głębokim PRL-u, ale powinien przeprosić. Nie tyle funkcjonariuszy CBA, bo ich konkretne zachowania będą dopiero analizowane, co ofiary komunistycznego reżimu.