Ukarzą szybciej tortownika niż Kiszczaka

Zygmunt Miernik, który rzucił tortem w sędzię, prowadzącą sprawę masakry w kopalni "Wujek", może z pewnością oczekiwać na surowy wyrok za "znieważenie wysokiego sądu" i publiczne zlinczowanie. Choć sam nie popieram tego typu wandalizmu i happeningów, jak w przypadku tych, organizowanych przez środowisko Adama Słomki, mogę spokojnie się założyć, że prędzej mężczyzna usłyszy wyrok, niż Czesław Kiszczak pofatyguje się na salę rozpraw.

Eksperci mówią w mediach o "degrengoladzie", o potrzebie ochrony dla sędziów, o realnym zagrożeniu zamachami. Tymczasem nie przyjmują prawdy oczywistej i prostej jak drut - po części sami są winni i zasługują na słodką niespodziankę. To paraliż wymiaru sprawiedliwości, niechęć kasty sędziowskiej i zbyt wyrozumiały stosunek dla prl-owskich właścicieli doprowadziły do tak paradoksalnej sytuacji, że oto facet, za głupi wybryk, zostaje natychmiast oskalpowany medialnie, tymczasem Kiszczak, Jaruzelski czy Kania mogą spokojnie pić kawy, herbatki i inne, nieco mocniejsze trunki, ze swoimi towarzyszami i dziennikarzami. Bo skoro od 20 lat nie można doprowadzić do poważnego wyroku w żadnej sprawie, a trochę ich jednak jest, procesy się odwlekają, tymczasem oskarżeni mają czas na udzielanie wywiadów - również tych dłuższych, z miłą chęcią godzą się na projekty ambitnych inaczej pismaków - kiedy indziej gensek fotografuje się w domu z byłym przywódcą "Solidarności", to chyba nie mamy do czynienia ze zdrowym wymiarem sprawiedliwości?

Wszyscy, którzy pobłażliwie dla komunistów prowadzili sprawy zabójstw w PRLu - dotyczy to również kasty prokuratorskiej - zasłużyli nie tylko na tort, ale i wymianę. Przy tej kondycji wymiaru sprawiedliwości jakiekolwiek rozliczenie komunistów nie było możliwe. W związku z czym, niestety, już nie będzie. Pozostaje życzyć prokuratorom i sędziom powodzenia w odważnym i jedynie słusznym skazaniu tortownika.