Bardzo dobrze, że od kilku lat pasjonujemy się historią własnego kraju. Po niezwykle emocjonującej i buzującej od epitetów "dyskusji" nad dziejami PRL, ze szczególnym uwzględnieniem roli tajnych służb, ostatnio coraz częściej w opinii publicznej toczą się spory na temat Powstania Warszawskiego. Często - co jest naszą bolączką - bardzo podobne do tych, które obserwowaliśmy dotychczas. Nie mam zamiaru pisać jakiegoś eseju historycznego, fakty na temat działalności Państwa Podziemnego, ruchu oporu i polityki agresorów wobec Polski są doskonale opisane. Zastanawia mnie co innego: skala agresji i niechęci po obu stronach.
W jednym narożniku mamy Piotra Zychowicza, który ma pewną wiedzę i wypracowany w czasie studiów historycznych warsztat. Nie chcę wchodzić w spór między nim a Gontarczykiem, ponieważ nie czuję się takim specjalistą w dziedzinie II Wojny Światowej, jakim jest z pewnością drugi ze wspomnianych historyków.
Czego jednak spodziewał się niedużo starszy ode mnie publicysta, jeśli oskarża między wierszami AK o kolaborację z Sowietami, robienie im "łaski" i okrasza książkę tytułem, który ma na celu zbicie hajsu: "Obłęd 1944"? Albo z uporem maniaka forsuje sojusz z jednym najeźdzcą przeciwko drugiemu, kiedy żaden z nich nie dotrzymywał jakichkolwiek strategicznych umów międzynarodowych i łamał je raz za razem? Dalibóg, nie wiem. Propozycja sojuszu z Hitlerem przeciwko Sowietom jest tą z gatunku political-fiction, nie bawiąc się w istotne zresztą szczegóły.
W drugim - urażonych patriotów, którzy używają - sprowokowani - etykietek. Zdrajca, gówniarz, nie powinien wydawać takich książek - ileż można było się tego naczytać w ostatnich dwóch latach. Mamy wolność słowa, niech każdy drukuje co chce, to tylko pomaga debacie historycznej. Jakakolwiek cenzura nie ma sensu - gdyby ją zastosować, nie wiedzielibyśmy jakim warsztatem posługuje się Jan Tomasz Gross - tak bardzo hołubiony przez niektóre zachodnie środowiska i a część polskich, jak np. "Gazety Wyborczej". O co naprawdę mu chodzi w szaleńczej, momentami antypolskiej publicystyce, kiedy "myli" podstawowe fakty i dopisuje haniebne intencje Polakom w okresie straszliwej wojny, bazując na podstawie jednego tylko zdjęcia. Brakuje nam rzeczowej dyskusji, pozbawionej emocji, choć doskonale zdaję sobie sprawę, że Powstańcy jeszcze żyją, a wspomnienia zrujnowanej Warszawy, porzuconej tak naprawdę przez świat, wciąż są wielu bardzo bliskie.
Nie chcąc stawać po żadnej ze stron, zapytam tylko, co by było, gdyby Wojsko Polskie przerżnęło batalię z bolszewikami w sierpniowych dniach 1920 roku? Gdyby oddziały Tuchaczewskiego i Budionnego, zaprawione przecież w bojach, starły nasze wojska w pył? Logicznie rzecz ujmując, armia bolszewików była pokaźniejsza, a walki wyrównane. Gdyby nie decydująca kampania, cały świat stanąłby u stóp Lenina, eksportującego rewolucję. Być może pisałbym ten tekst cyrylicą.
Ciekawi mnie jedna rzecz. Czy dziś powstałaby, zachowując propocje, książka "Obłęd 1920", forsująca przyłączenie się do światowego ruchu bolszewickiego?
Publicysta i redaktor Salonu24, "Gazety Polskiej", "Gazety Polskiej Codziennie", kiedyś "Dziennika Polskiego" (2009-2011, 2021-2023).
Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą.
Grzegorz Wszołek
Utwórz swoją wizytówkę
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka