Dzisiaj na ostro i z bluzgami. Czytam, siedzę, myślę, i jestem coraz bardziej wkurwiony. Rzygać się chce, flaki mnie zaczynają boleć od tego jazgotania, tej niby-debaty. Jęk, skowyt, bluzgi, ot co. Nothing more. Że niby to normalne? Że nienormalne jest w Polsce normalne?! Prawie nic nie jest już normalne. Tak, tak, wiemy: duch czasu, progres, i inne tego typu pierdy, dla znudzonych życiem doczesnym. Zeitgeist’em wszystko można wytłumaczyć. Język kuleje, kultura pada, przyzwoitość gnije, uczciwość dla naiwniaków. Wszechogarniająca telewizornia, gdakanie FM-owe, codzienna porcja sensacyjek, wypieki na twarzy 'eleganckych yntelygentów' przy porannej lekturze onecikowowpodobnych niusów, skupienie przy wybiórczych gazetach codziennych. W rzeczywistości barachło intelektualne, niejednokrotnie z dyplomem magistra czy doktora zrobionego na „jednej z najbardziej renomowanych uczelni” wg miesięcznika/tygodnia/dziennika XYZ. Barachło, z którym nie ma o czym porozmawiać (poza niusami oczywiście), choc wypowiada się na każdy temat, jako ekspert dziedzinowy. To gadanie, to pieprzenie, ta niby 'mondra' mowa, gdzie prawie każdy klepie 'w tym kraju', 'w naszym kraju' (zamiast 'w Polsce'), czy też 'ten naród' ( zamiast 'Polacy'). Wstydzą się? Nie potrafią? O nie, nie o to tu chodzi panie dzieju, nie o to. A o co? Szczerze mówiąc, to przykre wnioski wypływają z tych fraz. Toż to bardziej niechęć czy wręcz nienawiść do własnego kraju, czy własnego narodu. Tak. Nazwijcie mnie oszołomem i ciemnogrodzianinem, ale fakt pozostaje faktem. Jakże często 'ten kraj' się pojawia w konwersacji rozemocjonowanej, np: 'ja już kurwa nie mogę z tym krajem!", albo 'ten kraj jest pojebany', no i oczywiście arcy popularny zwrot 'ten naród jest pojebany'. Czy choć raz się pojawi z ust, tak zwanego przeciętnego Polaka zwrot, szczery do bólu, w tonie pozytywnym, pełnym dobrych intencji (a nie ironicznym): 'kocham swój kraj' (zamiast ‘jak ja kurwa kocham ten kraj’), czy 'kocham Polskę'? Przestaję wierzyć, że się kiedykolwiek pojawi. A co się pojawia w eterze w tym momencie, to jest po usłyszeniu takiego pytania? Pojawia się klasyka lingwistyki pod tytułem: ‘A za co mam kurwa kochać ten pojebany kraj?!’ Inny potworek i śmieć językowy: ‘bo tak naprawdę to…’ Kolejny: ‘dokładnie’. Kalka z angielskiego 'exactly', powtarzane przy każdym potwierdzeniu. ‘Czy mył pan dzisiaj zęby? Dokładnie’. Czyli o co chodzi? Że w ogóle umył, czy że umył dokładnie? ‘Czy zbadał pan tę sprawę dokładniej niż ostatnio?’ Dokładnie szefie’. Czyli, że zbadał dokładniej niż poprzednio, czy też zbadał precyzyjnie (ale nie aż tak, jak chciał szef)? Ostatni na dziś mutant: ‘powiem tak’ , ‘odpowiem tak’, ‘powiem Pani/Panu tak’. Pyta, powiedzmy, dziennikarz: Czy był Pan dzisiaj w pracy? Normalny człowiek odpowie: 'tak, byłem' albo 'nie, nie byłem'. A jak odpowie, na przykład poseł? Poseł zaczyna odpowiedzieć od: 'Powiem Pani tak, formalnie to nie byłem, ale nieformalnie to byłem, choć tylko część dnia, ale to tylko dlatego, że…'.Tak też pierdoli co drugi obywatel zapytany o cokolwiek. Tak wiem czepiam się. Na co dzień jestem niby intelektualistą, z racji zawodu - nauczam. Czasami się po prostu wyżywam się, jak zwykły prostak.
Niezależny w poglądach (staram się być), otwarty na ciekawe opinie również. Kocham prawdę, nie znoszę obłudy. Szanuję rzetelną wiedzę i fachowość. Od lat denerwuje mnie nawet wyłączony odbiornik telewizyjny. Nie czytam dzienników ani tygodników (maks. raz, dwa razy/m-c The Economist). Od miesięcznika wzwyż się zaczyna zainteresowanie. Mam alergię na 'niusy'. Szanuję i rozumiem Adasia Miauczyńskiego, jednocześnie mu współczuję. Daję kredyt zaufania, ale raz nadużytego nie udzielam po raz drugi. Ustępuję, ale do czasu, potem już tylko prawy prosty w podbródek (ew. poprawka lewym hakiem). Irytuje mnie odmóżdżenie powszechne.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka