Od 1989 r. stosunki słowacko-węgierskie przechodziły wiele trudnych momentów. Jako przykłady można przypomnieć spór o zaporę na Dunaju w latach 90., godzącą w węgierską mniejszość słowacką ustawę językową z roku 2009 lub zablokowanie przez Słowację prywatnej wizyty węgierskiego prezydenta László Sólyoma, który 21 sierpnia 2009 r. chciał odsłonić w Komarnie pomnik św. Stefana, pierwszego króla Węgier.
Po ubiegłorocznych wyborach na Słowacji, które zaowocowały odejściem od władzy oskarżanej o populizm lewicowej partii Smer i radykałów ze Słowackiej Partii Narodowej (SNS), można było jednak mieć nadzieję, że na linii Budapeszt-Bratysława zapanuje względny spokój. Przejęcie władzy w obu krajach przez dwa prawicowe gabinety Viktora Orbána i Ivety Radičovej mogło budzić nadzieje na spokojniejszy okres w obustronnych relacjach. Tymczasem, w drugiej połowie 2010 i w pierwszych miesiącach 2011 roku, między Słowacją a Węgrami często pojawiało się napięcie. Nawet, jeśli niewidoczne na szczeblu oficjalnym, wyraźnie odczuwalne na forum publicznym i skutkujące wewnętrznymi problemami słowackiej koalicji rządowej. Jego przyczyną były przede wszystkim poczynania Viktora Orbána.
Problem podwójnego obywatelstwa
Od prawie roku głównym powodem kontrowersji jest tzw. ustawa o obywatelstwie, uchwalona przez węgierski Fidesz w maju 2010 r., wkrótce po dojściu do władzy tej partii. Jej celem jest ułatwienie osobom żyjącym poza granicami Węgier przyjęcia węgierskiego obywatelstwa. Na mocy ustawy paszport węgierski mogą otrzymać ludzie, którzy udowodnią znajomość języka węgierskiego lub ci, którzy posiadali węgierskich przodków. Zniesiony został natomiast dotychczasowy warunek zamieszkiwania przez określony czas na terytorium Węgier.
Przyjęcie ustawy spowodowało ostre i nerwowe reakcje na Słowacji. Najgwałtowniej zareagowali politycy ówczesnej koalicji, którzy przyzwyczaili wszystkich do ostrej retoryki. Padały słowa o próbach powtórzenia przez Orbána „scenariusza kosowskiego” (Jan Slota, szef SNS), czy też o bombie z opóźnionym zapłonem, zagrażającej regionowi i całej Europie (Robert Fico, Smer, ówczesny premier). Koalicja lewicowo-narodowa przeszła bardzo szybko od słów do czynów i natychmiast uchwaliła akt pozbawiający obywatelstwa słowackiego te osoby, które uzyskają paszport obcego państwa. W rezultacie słowaccy Węgrzy, którzy chcieliby skorzystać z ustawy Orbána i zostać obywatelami Węgier, przestawaliby być obywatelami Słowacji.
Problemy słowackiej koalicji
Obie ustawy, węgierska i kontrująca ją słowacka, zaciążyły na wzajemnych relacjach. Niestety stały się kulą u nogi również nowej koalicji rządowej, uformowanej na Słowacji po wyborach z czerwca 2010 r. Sojusz czterech centro-prawicowych i prawicowych partii umówił się, że złagodzi słowacką „kontr-ustawę”, wykreślając z niej zapis pozbawiający słowackich paszportów tych obywateli, którzy poproszą o obce, na przykład węgierskie, obywatelstwo. Za takim rozwiązaniem optowała przede wszystkim koalicyjna, związana z mniejszością węgierską, partia Most-Híd, która szła do wyborów pod hasłem budowania porozumienia między Węgrami i Słowakami.
Okazało się jednak, że wprowadzenie w życie tego postanowienia jest więcej niż trudne. W lutym koalicja przeżyła poważny wewnętrzny kryzys w związku z próbą zmiany ustawy o utracie obywatelstwa. Mimo umowy koalicyjnej, niektórzy posłowie partii rządzących zapowiedzieli wprost, że złagodzenia ustawy nie poprą. Skutkiem było wykluczenie z klubu Wolność i Solidarność (SaS) posła Igora Matoviča i odsunięcie decyzji w sprawie ustawy na przyszłość. Koalicja nie może jednak pozwolić sobie na dalsze ostre spory w tej kwestii, ponieważ posiada bardzo kruchą większość w parlamencie. Po odejściu Matoviča w koalicji formalnie pozostaje 77 posłów (na 150 miejsc w parlamencie), ale jasne jest, że inni posłowie również krzywo patrzą na plany złagodzenia kontr-ustawy, widząc w nich uleganie Orbánowi.
Z drugiej strony, nie wiadomo ile cierpliwości będzie miał jeszcze lider Mostu, Béla Bugár. Jemu najbardziej zależy na złagodzeniu ustawy, która może pozbawić słowackiego obywatelstwa wielu jego wyborców – członków mniejszości węgierskiej. Należy również zauważyć, że w wyniku działań Orbána właśnie Bugár znajduje się w wyjątkowo ciężkim położeniu. Z jednej strony polityk ten chce być wiarygodny dla swoich węgierskich wyborców na Słowacji i bronić ich interesów, z drugiej zaś musi tłumaczyć się społeczeństwu o koalicjantom z działań węgierskiego rządu, za które nie odpowiada i których nie popiera. Nie jest zresztą tajemnicą, że Viktor Orbán wolałby widzieć w słowackim parlamencie inną partię węgierskiej mniejszości – działającą od 1998 r. Partię Węgierskiej Koalicji (SMK). Podczas swoich ostatnich oficjalnych wizyt na Słowacji to właśnie z politykami tej partii (która, przypomnijmy, nie dostała się do parlamentu) spotykał się premier Węgier, ignorując zupełnie Bugára – posła i członka rządu.
Wreszcie, trudności słowackiej koalicji, która chce (choć na razie nie jest w stanie) złagodzić ustawę o utracie obywatelstwa polegają również na tym, że jest ona wystawiona na ataki opozycji. Ta ostatnia może uderzać teraz populistyczną, ale być może skuteczną, bronią, oskarżając rząd Radičovej o uleganie agresywnej polityce Węgier.
Problem praw wyborczych
Dalsze niepokoje i protesty na Słowacji powodują zamiary Fideszu przyznania Węgrom żyjącym poza granicami państwa praw wyborczych. Zapis o biernym i czynnym prawie wyborczym wszystkich obywateli Węgier (a więc również tych, którzy żyją za granicą i posiadają obywatelstwo innego państwa) znalazł się w projekcie nowej konstytucji węgierskiej, która ma być głosowana w kwietniu.
Rzecz jasna, w zwykłej sytuacji nie ma nic dziwnego w tym, że obywatele państwa przebywający poza jego granicami mają możliwość uczestniczenia w wyborach. Jednak w świetle węgierskiej ustawy o obywatelstwie czynne prawo wyborcze może teoretycznie objąć nawet 500 tysięcy Węgrów mieszkających na Słowacji i około dwóch milionów w innych sąsiednich krajach. W teorii mogłoby więc dojść do sytuacji, w której kilkaset tysięcy Węgrów z południa Słowacji będzie celem przedwyborczych kampanii partii węgierskich, a południowa Słowacja stanie się węgierskim okręgiem wyborczym. Przeciwnicy Viktora Orbána zarzucają mu zresztą, że ustawa o obywatelstwie służyć ma głównie temu, aby Fidesz mógł zdobyć nowych wyborców poza granicami Węgier.
Obawy związane z przyznaniem słowackim Węgrom praw wyborczych są podsycane przez projekt nowej węgierskiej konstytucji, a dokładniej jej zapis, według którego państwo węgierskie ponosi odpowiedzialność za Węgrów żyjących poza jego granicami. W porównaniu z obecną wersją konstytucji zmiana wydaje się niewielka: dotychczasowe sformułowanie „czuje odpowiedzialność” zmieniono na „ponosi odpowiedzialność”. Jednak, zdaniem zaniepokojonych Słowaków, ta niewielka zmiana sformułowania może być w przyszłości furtką do różnych prawnych interpretacji węgierskiej ustawy zasadniczej, na przykład takich, które pozwolą na ingerencję w wewnętrzne sprawy Słowacji.
Historia i jej symbole
Niesnaski pojawiają się również w sferze historyczno-symbolicznej. Niektóre poczynania węgierskiego rządu lub wypowiedzi węgierskich polityków są na Słowacji odbierane jako wyraz tęsknoty za dawnymi Wielkimi Węgrami, zwanymi również Koroną Świętego Stefana, obejmującymi, poza właściwymi Węgrami, Słowację, Chorwację, część Serbii i dużą część Rumunii. W języku słowackim dawne, wielonarodowe państwo węgierskie określa się jako Uhorsko, w odróżnieniu od obecnego Maďarska
Właśnie jako przykład tęsknoty za
Uhorskiem Słowacy odebrali umieszczenie kobierca przedstawiającego m.in. mapę Węgier z XIX wiek w budynku Rady Unii z okazji początku węgierskiej prezydencji. Innym powodem rozdrażnienia, nie tylko Słowaków, była wypowiedź Viktora Orbána dla niemieckiej prasy, w której premier Węgier za swój wzór uznał kanclerza Helmuta Kohla, który doprowadził do zjednoczenia Niemiec. Biorąc pod uwagę 2,5-milionową węgierską społeczność żyjącą w sąsiednich państwach przywoływanie przez Orbana zjednoczenia Niemiec jako wzoru nie mogło nie wywołać konsternacji u sąsiadów Węgier. Jeszcze bardziej kontrowersyjna była wypowiedź węgierskiego konsula
Gézy Farkasa, który stwierdził m.in., że Słowacja przejęła atrybuty państwa nie w wyniku wielowiekowych zmagań, lecz uzyskała je jak licencję oraz dodał, że trudno jest stworzyć historię i tożsamość sztucznymi środkami. Po tej wypowiedzi dyplomata został wezwany do Budapesztu na konsultacje, a po pewnym czasie okazało się, że
nie wróci już do pracy w Bratysławie.
Brak odwzajemnienia
Wyraźne gesty dobrej woli ze strony nowego słowackiego rządu z jesieni 2010 r. nie pomogły niestety w trwałym uregulowaniu wzajemnych stosunków. Po złagodzeniu przez rząd nowej słowackiej koalicji ustawy o używaniu języka słowackiego w miejscach publicznych (która w pierwotnym kształcie umożliwiała karanie za używanie węgierskiego w pewnych okolicznościach) i po wizycie nowego ministra spraw zagranicznych Słowacji – Mikulaša Dzurindy w Budapeszcie, komentator pisma „The Economist”
zadawał sobie pytanie, czy Węgrzy odwzajemnią te przyjazne kroki. Kolejne miesiące pokazały, że o rzeczywistym odwzajemnieniu nie ma mowy. Co prawda, podczas styczniowej wizyty w Bratysławie, premier Węgier dowcipnie bagatelizował kwestię zadrażnionych relacji mówiąc: „Nieprawdziwe są plotki jakobym pożerał słowackie dzieci.” Co prawda podczas tej samej wizyty doszło do podpisania węgiersko-słowackiej umowy o budowie gazociągu na odcinku Veľký Krtíš-Vecsés, będącego częścią gazociągu Północ-Południe. Nie da się jednak zaprzeczyć, że problem w relacjach między oboma krajami istnieje. Premier Radičova i minister Mikulaš Dzurinda muszą robić dobrą minę do węgierskiej gry i odpierać ataki opozycji zarzucającej im zdradę interesów narodowych poprzez uleganie Orbánowi. Natomiast ich koalicyjny partner – Béla Bugár – ma bardzo utrudnione zadanie przy realizowaniu wyborczych haseł słowacko-węgierskiego porozumienia.
Można zrozumieć poczynania Viktora Orbána w obszarze społeczno-gospodarczych reform na Węgrzech. Można znaleźć zrozumienie również dla jego konsekwentnej polityki gospodarczej mającej na celu oddłużanie państwa i dla konserwatywnego kształtu nowej konstytucji. Prawdą jest, że polityka Orbána bywa przesadnie krytykowana, na przykład przez porównywanie jego rządów do autorytarnego reżimu Miklósa Horthy’ego sprzed wojny. Takie porównania są nadużyciem. Nie sposób jednak nie skrytykować tych działań lidera Fideszu, które nie tylko pogarszają relacje z północnym sąsiadem Węgier, ale również komplikują sytuację przyjaźnie nastawionego rządu Ivety Radičovej i dają broń polityczną słowackim nacjonalistom i populistom. A ewentualny powrót do władzy Smeru i SNS na Słowacji mógłby mieć katastrofalne skutki dla poprawnych relacji słowacko-węgierskich.
Dlatego wzorem dla Viktora Orbána i dla polityków słowackich powininy być
listy wymienione między biskupami z Węgier i Słowacji z 29 czerwca 2006 r., w których padły (znajome dla nas - Polaków) słowa: "Przebaczamy i prosimy o przebaczenie."
Krzsz
Wyszehrad.com jest portalem poświęconym Czechom, Słowacji i Węgrom, trzem krajom, które razem z Polską wchodzą w skład Grupy Wyszehradzkiej. Mimo ich geograficznej i kulturowej bliskości, wydaje się, że są to państwa ciągle stosunkowo mało w Polsce znane. Dlatego są to również kraje, które mogą zadziwiać i fascynować swoją historią, kulturą oraz egzotyką. Na portalu będą gromadzone informacje dotyczące historii, kultury, polityki i innych dziedzin życia polskich partnerów Czworokąta Wyszehradzkiego. Znajdą się tu także doniesienia o bieżących wydarzeniach zza południowej granicy Polski.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka