Może nie wyglądam, ale urodziłam się po wojnie i znam ją tylko z opowiadań, książek, filmów i telewizji. Kto wie, czy nie z tego powodu zaciekawia mnie ona przede wszystkim jako zjawisko społeczno-polityczne. Jej aspekt militarny pozostawiam hobbystom i fachowcom.
Czym jest wojna dla społeczeństw i poszczególnych ludzi?
Przede wszystkim totalną destabilizacją dotychczasowych reguł życia. Przewartościowaniu ulegają przedmioty materialne i zasady moralne, dyspozycje psychiczne i cechy osobowościowe. Wiele z tych cenionych w czas pokoju i stabilizacji okazuje się nieprzydatnymi, a te, które były cenione nisko, a nawet pozostawały w pogardzie, nabierają ceny. Wraz z tym zmienia się hierarchia nie tylko wartości, ale i hierarchia społeczna.
Do znaczenia dochodzą ludzie obrotni i cwani, o raczej nisko ustawionych barierach psychicznych, mający prawo w niskim poważaniu, a skrupułów nie znający często nawet z nazwy. Odwrotnie – kierujący się prawem i poczuciem przyzwoitości, liczący się z innymi i przestrzegający zasad ludzie szybko znajdują się na szarym końcu kolejki nie tylko po chleb, ale i szacunek.
Wojna, oczywiście, pozbawia ludzi majątku, pracy, domów, żony pozbawia mężów, dzieci – rodziców. Mnożą się ludzie bezrobotni, bezdomni, samotni i sieroty, którymi nie ma się kto zająć, bo kto może ucieka. Starcy i chorzy dożywają swych dni często w opuszczeniu, bo walczący o przeżycie bliscy nie potrafią i nie chcą się nimi zająć. Instytucje nie są nakierowane na niesienie pomocy, ale na wydrenowanie narodu z dóbr i zasobów siły. Prawo działa metodą zmieniających się wciąż rozporządzeń, których śledzenie jest dla przeżycia tak konieczne, jak niemożliwe. Jedyną silnie umocowaną regułą życia społecznego jest więc wszechobecna koncesja i korupcja.
W czasie wojny nie ma wielkiego popytu na intelektualistów, poetów, naukowców – chyba że pracują dla resortu propagandy. Tych nie potrzeba jednak zbyt wielu, zresztą takich można stworzyć prawie na poczekaniu. Po prawdzie im mniej są warci i mniej kompetentni, tym lepiej, bo łatwiej i taniej można być pewnym ich pełnego oddania. Poziom szkół więc ogranicza się do koniecznego dla prostych i najlepiej bezmyślnych wykonawców poleceń.
Wojna bezwzględnie wymaga utrzymania porządku na tyłach, nie wolno więc dopuścić, by naród zjednoczył się przeciw zarządcy pod jakimkolwiek sztandarem. Dlatego wszystkie ewentualne sztandary trzeba zniszczyć nie tylko fizycznie, ale też wykorzenić je z pamięci powszechnej. Trzeba je sponiewierać, wyśmiać, zbrukać, tak żeby nikt nie ośmielił się ich podnieść.
Trzeba zasiać podejrzliwość i zawiść w takim stopniu, żeby każdy miał za złe każdemu, żeby każdy był gotów każdego upokorzyć, zlekceważyć, i dosięgnąć jakimś złem, jeśli nadarzy się okazja. Trzeba się też liczyć z tym, że ostatecznie zawsze znajdą się odmieńcy, których nie kupisz i nie przerobisz. Ale iluż w końcu ich być może? I kogo przekonają, jeśli nie da się im żadnego z dóbr koncesjonowanych? Muszą wyginąć, jeszcze zanim osiągną wiek emerytalny.
Urodziłam się po wojnie, ale rosłam w klimacie ciągłego nią straszenia, nie dziwne więc, że się jej w młodości obsesyjnie prawie bałam. Dziś tak sobie myślę, że może i nie było czego. Jakoś się w końcu żyje.
Inne tematy w dziale Polityka