Gdy największe koncerny dzielą się rynkiem i przystają na status quo, który daje im wpływy i pieniądze pojawiają się nisze, w których kiełkują ich przyszli konkurenci. Aby temu zapobiec wielkie korporacja już dawno opanowały do perfekcji multiplikowanie marek. Kto z nas zdaje sobie sprawę, że stojąc w markecie przed ścianą różnorodnych czekoladek tak naprawdę patrzy na produkty trzech firm?
Podobnie na scenie politycznej. Po podziale na Polskę A i B zaczęły pojawiać się luki do zagospodarowania. PO chciałoby zagospodarować elektorat lewicujący, ale nie na tyle radykalny lub znający historię by popierać SLD. PiS chciałoby uzyskać poparcie przebudzonego centrum, które nie wierzy już w propagandę stabloidyzowanych mediów mainstreamu. Nie da się tego jednak wykonać pod szyldami partii-matek.
Stąd sprytny ruch PO, które w porozumieniu z Palikotem formułuje ofertę na lewo i PiS, który z niewielkim opóźnieniem kopiuje ten ruch w kierunku centrum. Wszystko uwiarygadniają zgłodniałe sensacji media i dziennikarze, którzy bezkrytycznie przyjmują każdy anonimowy partyjny przeciek kontrolowany za prawdę objawioną.
To w zasadzie dobrze, bo poprzednie tematy: Jezusa w Świebodzinie, przepełnionych busów wiozących robotników oraz Krzyża Prezydenckiego zostały całkowicie wyeksploatowane. Czymże zatem miałaby się emocjonować "opinia publiczna", zwłaszcza że temat sytuacji budżetowej, polityki monetarnej, czy pompowania nowych hiperbaniek spekulacyjnych na rynkach światowych jest tak mało medialny. Prawda?
Inne tematy w dziale Polityka