Pisałem już, że świadomość skandalicznie niskiej formy pojawiła się już w okolicach wakacji.
Wtedy to wpadłem na pomysł, żeby zacząć biegać ....po schodach w swoim bloku.
Można biegać niezależnie od pory roku i pogody. Poza tym dochodzi cykliczność poziomu wysiłku: zwiększony wysiłek -wchodzenie, odpoczynek - schodzenie.
Na forach co prawda radzą, żeby nie schodzić bo to nie zdrowe. Ale to co zrobić? Wbiegać, czekać na windę i wybijać się z rytmu? Troszkę bezsensu.
W połowie sierpnia po osiągnięciu 88kg (przy 175 cm) pomyślałem: "teraz albo nigdy" i zacząłem. Plan zakładał zwiększanie ilości wejść na 10 piętro co 3 dni o jedno wejści. Pułap początkowy: 2 wejścia. Cel? Przynajmniej godzina biegania.
Pierwsze 2 wejścia zajęły mi ok 5 minut.
A potem zaczęło się 3,4,5,6,7.8,9,10, 11.... W tym momencie (listopad) stwierdziłem, że trzeba zmniejszyć tempo wzrostu ilości powtórzeń z powodu tego, że zdarzało mi się miewac bóle stawów, dlatego też postawnowiłem zwiększać ilość powtórzeń co minimum 2 tygodnie. Dzięki temu bóle stawów zniknęły zupełnie.
Ostatni "bieg" -7 stycznia- zajął mi 57 minut i składał się z 15 wejść na 10 p. z pierwszego (na którym mieszkam), waga 80 kg. Reszta to już znana -z pierwszego posta- historia....
Pora na zakupy!
