Z premedytacją nie oglądałem orędzia premiera Donalda Tuska nie czując potrzeby nabijania mu oglądalności. Już po paru godzinach można było w internecie zapoznać się z tekstem wystąpienia. Pijarowcy premiera Tuska usiłują go sprzedać jak proszek do prania – ale widać, że zwykły proszek.
Premier Donald Tusk zgodnie z dyrektywą Adama Michnika zasypywał podziały pomiędzy postkomunistami (jak Andrzej Olechowski, były tajny współpracownik komunistycznych służb specjalnych) a postolidarnościowcami. Stąd te pochwały pierwszego maja i zadekretowanie jedności moralno-politycznej narodu (koncepcja towarzysza Edwarda Gierka z okresu tzw.propagandy sukcesu).
Dalej było jak z jakiegoś taniego podręcznika marketingu. Podobnie jak Leszek Miller w 2001 r. a Jan Olszewski w 1993 r. lider liberalnych populistów zatroskał się o głodne dzieci. Pochwalił się ukradzionym programem „Boisko w każdej gminie” (według poseł Joanny Kluzik-Rostkowskiej od jej programu „Blisko boisko” program rządu Tuska różni się tylko nazwą). Zapowiedział specjalny program aktywizacji zawodowej 50-latków, zapewnienie każdemu dziecku ciepłego posiłku w szkole i komputera. W sumie znowu tylko nowe zapowiedzi.
Aż dwa razy przewinął się wątek odgrywania przez Polskę dużej roli w Unii Europejskiej. Oczywiście nie wiadomo w jaki sposób ma się to stać, bo o tym konkretnie nie ma ani słowa.
Premier pominął dwa bardzo istotne tematy związane z edukacją. Nawet nie zająknął się o planach odebrania nauczycielom części uprawnień wynikających z Karty Nauczyciela. No i dziwnym trafem premier nie pochwalił się planem zakupu podręczników do szkoły podstawowej na koszt państwa. Czy przypadkiem nie dlatego, że próbę zrobienia interesu na podręcznikach opisała ostatnia „Gazeta Polska”.
Rutynowo komentatorzy lewicowo-liberalni orzekli, że to najlepsze przemówienie premiera od lat. W czasie kampanii wyborczej „eksperci” TVN24 mówili to chyba po każdym wystąpieniu lidera PO.
Inne tematy w dziale Polityka