Kazimierz Marcinkiewicz został oficjalnie ujawniony w TVN24 jako prowokator PO. Wicepremier Grzegorz Schetyna pochwalił swojego podwładnego i dał nadzieję, że coś skapnie z pańskiego stołu. Polityka w wydaniu tego pana to już nie pomyje w krysztale – to tylko pomyje.
W wypowiedzi dla TVN24 wicepremier Grzegorz Schetyna uznał, że „polska polityka potrzebuje takiej osobowości jak Kazimierz Marcinkiewicz. (…) Marcinkiewicz to osoba wiarygodna, akceptowana społecznie. Osobom, które odchodzą z pierwszej linii polityki należy się szacunek.” Najwyraźniej wicepremier uważa, że polityka to wygadywanie największych bzdur ze śmiertelnie poważną miną. Rozumiem, że w zamian za wykonywaną prace przykrywania nieudolności koalicji rządzącej poprzez inspirowanie kolejnych urojonych afer PiS wasalowi PO należy się nagroda. Ponieważ jeszcze nie padło jaka pracę dostanie nasz były bankier nieznający języka angielskiego widocznie coś głupiego jeszcze będzie musiał powiedzieć. Według Ryszarda Czarneckiego tym razem były premier, były członek PiS i były poważny polityk spotka UFO.
Nazwany przez Roberta Mazurka zetafonem były premier pokazuje jak nisko może stoczyć się polityk – chociaż w tej kwestii toczy rywalizację ze swoim byłym kolegą partyjnym Stefanem Niesiołowskim. Rzeczywiście funkcjonuje jak automat, do którego liderzy PO coś wrzucają a on zamiast wypuścić np. puszkę coca-coli wypluwa kolejny atak na PiS. Szczególnie zabawnie w ustach byłego ZChN-owca brzmi dopinanie PiS łatki partii katolicko-narodowej w stylu LPR. Od kłamstwa paszkwilanta Marcinkiewicza już odciął się były szef ABW Miłosz Marczuk a żadnych innych źródeł były premier nie podał.
PO od pewnego czasu realizuje „Projekt Marcinkiewicz” czyli realizuje kolejną falę szukania pracy dla byłego poważnego polityka. Niewątpliwie Kazimierz Marcinkiewicz posiada sporo umiejętności – jeździ na quadzie, lepi bałwany, tańczy na studniówkach. Te wszystkie umiejętności czynią z byłego polityka PiS nowoczesną wersję Nikodema Dyzmy – oczywiście inteligentniejszą, bo książki na temat savoir vivre’a pan premier czytać nie musi. Ciekaw jestem jak to było z premierostwem – czyżby na opłatku klubu pan Marcinkiewicz stracił sałatkę w wyniku zderzenia z kimś nielubianym przez prezesa Kaczyńskiego ? Dołęga-Mostowicz okazał się jeszcze raz pisarzem o ponadczasowej aktualności.
Ciekawe czy pod koniec rządów PO pan Marcinkiewicz zgłosi się do partii aktualnie prowadzącej w sondażach ze swoim rozczarowaniem do PO ? I jeżeli nie będzie to PiS a SLD dla tego pana to chyba bez różnicy.
Inne tematy w dziale Polityka