1. Niedzielne uzupełniające wybory do Senatu w województwach mazowieckim, świętokrzyskim i śląskim wygrali kandydaci Prawa i Sprawiedliwości ale prawie do południa w poniedziałek w mediach zarówno publicznych jak i prywatnych, przekonywano Polaków, że w dwóch okręgach wygrali przedstawiciele Platformy i PSL-u.
Tylko zwycięstwo Marii Koc z Prawa i Sprawiedliwości w województwie mazowieckim (w okręgu obejmującym powiaty miński, garwoliński i węgrowski), nie było kwestionowane (uzyskała blisko 60% ważnie oddanych głosów) na śląsku jeszcze długo w poniedziałek wygrywał kandydat Platformy, a województwie świętokrzyskim kandydat PSL-u.
Wszystkiemu temu towarzyszyło zamieszanie, powodowana dodatkowo przez Państwową Komisję Wyborczą, która mimo że startowało zaledwie po kilku kandydatów w każdym okręgów wyborczych, a do wyborów poszło zaledwie parę procent uprawnionych do głosowania, nie była sobie w stanie poradzić z szybkim policzeniem głosów (psuły się komputery, nie działał system informatyczny).
2. Wybory uzupełniające do Senatu we wspomnianych trzech okręgach wyborczych wbrew pozorom nie były łatwe dla kandydatów Prawa i Sprawiedliwości.
Na Mazowszu najmocniejszą częścią okręgu wyborczego był powiat miński i z tego właśnie powiatu pochodził kandydat Platformy (zresztą burmistrz jednej z gmin), kandydatka Prawa i Sprawiedliwości reprezentowała najmniejszy - powiat węgrowski i mimo tego wygrała z ponad dwukrotną przewagą (blisko 59% do 29% ważnie oddanych głosów).
Na Śląsku z kolei kandydat Platformy reprezentował najliczniejszy powiat rybnicki, kandydatka Prawa i Sprawiedliwości Izabela Kloc, najsłabszy ludnościowo powiat mikołowski.
Ponadto w kampanię kandydata Platformy, zaangażował się w ostatnich dniach premier Tusk już po wyborze na przewodniczącego Rady i jeszcze mocniej wicepremier Bieńkowska, która przebywała na terenie tego okręgu przez kilka dni.
Ale także i tutaj zwycięstwo kandydatki Prawa i Sprawiedliwości, było przekonywujące (48% do 42% ważnie oddanych głosów).
3. Wreszcie w województwie świętokrzyskim gdzie rządzi niepodzielnie, a wręcz panuje od wielu lat PSL, kandydatem tej partii w wyborach uzupełniających był członek zarządu województwa.
Samorząd województwa jest jak wiadomo głównym rozgrywającym w rozdziale unijnych pieniędzy, a najważniejszymi beneficjentami tego podziału wójtowie, burmistrzowie i starostowie reprezentujący gminy i powiaty.
Mimo tego, że w kampanii wyborczej zarząd województwa z PSL obiecywał gminom i powiatom „deszcz unijnych pieniędzy”, także i tutaj wygrał kandydat Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Rusiecki (37% do 35%).
4. Mimo więc niesprzyjających okoliczności, we wszystkich trzech okręgach wyborczych, wybory uzupełniające do Senatu wyraźnie wygrali kandydaci Prawa i Sprawiedliwości i musiał być to szok dla tych trzymających „medialną wajchę”.
Bowiem od momentu wybrania premiera Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej była lansowana w mediach teza (znaleziono odpowiednich ekspertów), że czeka nas odbicie notowań dla Platformy (tzw. efekt Tuska).
Ba przygotowano i „odpalono” w niedzielę dwa sondaże, w których Platforma wyraźnie zyskuje, a Prawo i Sprawiedliwość traci i w związku z tym mamy wręcz nowego lidera na scenie politycznej.
W sondażu przygotowanym dla TVP, Platforma zyskała aż 10 punktów procentowych, a Prawo i Sprawiedliwość straciło 4 punkty procentowe i teraz prowadzi Platforma 34%, a PiS ma tylko 28%.
W zaprzyjaźnionych z rządzącymi mediach, pojawili się więc odpowiednio dobrani politolodzy i socjolodzy, którzy zaczęli tłumaczyć na czym polega tzw. efekt Tuska i prognozowali, że utrzyma się on nie tylko w czasie kampanii samorządowej ale nawet w tej przyszłorocznej, parlamentarnej.
Aż tu nagle w poniedziałek w południe, trzeba było ogłosić zwycięstwo trójki kandydatów z Prawa i Sprawiedliwości czyli tzw. efekt Kaczyńskiego. Efekt Tuska i cała związana z nim narracja, poszły się szczypać.