Zbyszek Zbyszek
144
BLOG

Luźny komentarz do notki "Polskie podobizny władzy, opozycji..."

Zbyszek Zbyszek Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

Troszkę wywrotowa teoria nt. polityki :) I na pewno nieprawdziwa!    

Pierwszą fikcją jest to, że polityka polega na tym, że zwycięzcy politycy rządzą krajem, albo że choć to jest celem i o to toczy się polityczna walka. To jest jednak mały fragment tego, co robią i jaką funkcję sprawują obecnie politycy piastujący stanowiska tzw. władzy.

Polityka jest GRĄ INTERESÓW. A graczami NIE SĄ POLITYCY.

Na terenie danego kraju, weźmy Polskę, występuje wiele interesów różnych podmiotów umiejscowionych zarówno na terenie kraju jak i poza jego granicami. Te interesy znajdują się ze sobą w stałej symbiozie, rywalizacji, konflikcie. Mundurowi zarabiają więcej od nauczycieli, nauczyciele chcą więcej wolnego, pielęgniarki walczą o swoje, państwo X ma na naszym terenie swoje interesy i nie odpuści, koncern Y ma na terenie naszego kraju swoje interesy i też nie odpuści, biznesmeni od hazardu mają swoje interesy, od aptek, od pensjonatów nad morzem.

Te wszystkie interesy ze sobą walczą, a politycy, którzy owszem też mają swoje interesy, są ARBITRAMI w tej grze. To znaczy stwierdzają: OK teraz wygrywa interes koncernu Y albo przegrywa interes bizensmenów od pensjonatów. A to dlatego, że jeden interes jest silniej reprezentowany w grze, a drugi słabiej. Ot cała sprawa.

Politycy zatem nie rządzą. Politycy są arbitrami w grze interesów. Zatem państwo jako takie, donikąd nie zmierza, tylko trwa. Wyjątkami są państwa posiadające świadome elity przekraczające ramy organizmów politycznych i utrzymujące ciągłość ponad-pokoleniową. Ale takich państw pewnie jest niewiele, a owe elity, to nie są "mądrzy", tylko ci, co faktycznie mają wpływ na bieg spraw w państwie.

Sytuacja nie jest jednak tragiczna, bo w interesie wszystkich niemal podmiotów jest jako takie funkcjonowanie państwa i obywateli. Ponadto istnieje też interes ogółu obywateli, owszem dość słabo reprezentowany w czasach prosperity i dostatku, ale to nie znaczy, że nie może nagle być zaprezentowany silniej, gdy nastaną czasu niedostatku i kłopotów. Ponadto, nawet najbardziej negatywnie identyfikowani politycy, są ludźmi, a to oznacza, że mają pewne predyspozycje to - ogólnie rozumianego - dobra.

To nie oznacza, że są dobrzy albo nie popełnią zła. Ale to oznacza, że mogą i jest to nieusuwalna predyspozycja, przyczyniać się do dobra. Tak naprawdę, każdy nie zdeprawowany człowiek odczuwa niewytłumaczalny pociąg do dobra, do sprawiedliwości, do dobra innych też. Więc nie należy odmawiać politykom żadnej opcji, tendencji do zrobienia czegoś dobrego dla innych, w ramach takiego marginesu decyzji, jaki mają do dyspozycji.

Warto ponadto wrócić do rzeczywistości, a rzeczywistość jest WSPÓŁZALEŻNA. Pomysł i postrzeganie państwa jako bytu samodzielnego, niezależnie od wszystkich innych bytów tworzącego własną politykę jest anachroniczny i fikcyjny. To jest model II Rzeczypospolitej, która była państwem prawdziwie niezależnym i suwerennym i którego władze były w jasny sposób patriotyczne i doprowadziły naród i samo państwo do największej w jego historii katastrofy ludzkiej i materialnej.

Współzależność oznacza ograniczenie swobody podejmowania decyzji przez władzę i jednocześnie daje możliwość brania udziału w skomplikowanej grze międzypaństwowej, by wpływać na rozwiązania powstające na wyższym poziomie w taki sposób, by ugrać dla siebie jak najwięcej. Z drugiej strony, siła owej gry z innymi państwami w znacznym stopniu zależy od siły własnej, od własnego stopnia niezależności, który nigdy nie osiąga 100% ale między 30 a 40 procent różnica jest znacząca i przekłada się na skutki dla państwa. Zatem zarówno zdolność do owej gry międzypaństwowej jak i własny stopnień spójności i niezależności mają znaczenie.

Zatem nie ma tragedii choć jest fikcja. Gdy nie było fikcji, była tragedia, jak w 1939. Drogą postępu i wzrostu wydają się być zmiany polegające na zmianie świadomości społecznej, tj. wypracowywaniu postaw generujących KAPITAŁ SPOŁECZNY. Postaw wzajemnego szacunku, optymizmu w stosunku do życia i przyszłości, współpracy i rosnącego wzajemnego zaufania.

Ten proces budowania KAPITAŁU SPOŁECZNEGO czerpać może z różnych źródeł. Myślę, że istotnym są postawy religijne. Odpowiednio, a nie w zdeformowany sposób, propagowane, mogą się stawać realnym fundamentem postępu, to jest wzrostu postaw konstruktywnych, budowania społeczeństwa dającego oparcie wszystkim, tworzącego warunki do efektywnego życia. Dopiero w takim społeczeństwie pojawić się mogą tendencje odwrotne do dzisiejszych, a wiec tendencje integracyjne w przeciwieństwie do dezintegracyjnych, tendencje wzajemnej akceptacji i pomocy, w miejsce skłonności do konfliktu i szkodzenia sobie.

To oczywiście są procesy, które niestety trzeba liczyć w pokoleniach, a nie w sezonach czy nawet w latach. Ale to nie znaczy, że jakoś "zwolnieni" możemy się czuć, z tego, by w tym kierunku coś zrobić, choć nasz osobisty wkład, z pewnością nie zostanie przez nikogo, lub prawie nikogo, zauważony i minie bez echa. Pozostając jednak w płaszczyźnie przekonań religijnych, metafizycznych, a nawet tych historycznych, ale w dłuższym i szerszym wymiarze, taki wkład staje się bezcenny. Te drobne jednostkowe wysiłki, byśmy się stawali ludzcy dla siebie. By prądy nas skłócające, zachęcające do eksponowania pogardy w stosunku do innych tamować. By eskalujacej w ludziach medialno-politycznej kampanii nienawiści, która dotarła do tak wielu, przekonując ich i przesiąkając do świata ich emocji, powiedzieć - nie.

Te wszystkie drobiazgi możemy robić. Oczywiście płacąc za to cenę. Bo bez tej opłaty się nie obejdzie. A płaci się zawsze sobą.

Kiedyś zapytałem wykładowcę kto zdaniem wschodu, przedmiot dotyczył kultury i filozofii wchodu, jest zdrowy psychicznie. Padła odpowiedź, że tam za zdrowego psychicznie uznaje się człowieka zdolnego do ofiary. I nie chodzi tu o ofiarę z górnej półki, do jakiej czasem heroicznie ludzie są zdolni. Chodzi o zwykłą ludzką predyspozycję, by stracić coś z siebie, w imię czegoś, co uznaje się za dobro.

Tymczasem stajemy twarzą w twarz ze światem, który ową predyspozycję w nas zabija, eliminuje, zaciera. Tworzy w ten sposób, gatunek nowych ludzi, w jakimś sensie - chorych psychicznie, wiecznie chciwych, wiecznie niezadowolonych, wiecznie cierpiących, bo znajdujących się w konflikcie ze wszystkim innym, bo nastawionych wyłącznie - na siebie.

Więc może sprawę, oprócz działań odgórnych, które też mają sens, warto zaczynać od dołu. Od siebie. Od relacji z tym, czy z innym człowiekiem. Od szukania sensu własnego życia. Od postawy wobec - strach pomyśleć - perspektywy - jego zakończenia. Ludzie swoje społeczeństwa, prawa, kodeksy moralne i etyczne, budowali właśnie od dołu. Wskutek praktyki życia, starań by się rozwijało i kwitło. Od jakiegoś czasu mamy usiłowania budowania od góry w dół, a więc wymyślania najpierw jakichś koncepcji i teorii, a potem urabiania ludzi za pomocą technologii, tak, aby zmienić ich psychikę, a nawet fizjologię, do wymogów bieżących koncepcji człowieka i świata.

Więc ten spór byłby ostatecznie między tym co naturalne, a tym co sztuczne. Między tym, co oddolne i życiowe, a tym co odgórne i wymyślone. Między tym co ludzkie i tym, co człowiekowi obce, właśnie fikcyjne. Poważne siły są zaangażowane w możliwe obecnie do zaobserwowania procesy zmian świadomości ludzi. Ich pochodzenie - tych sił - można identyfikować na rozmaitych płaszczyznach. Niezależnie jednak od owego pochodzenia, tj. tego skąd się one biorą, być może pozostaje nam ta piosenka śp. Wojtka Młynarskiego "Róbmy swoje", bo może tak, staniemy się ludźmi, to jest obumierając, bo życie jest ostatecznie obumieraniem, przyniesiemy owoc, oby stukrotny.

Zbyszek
O mnie Zbyszek

http://camino.zbyszeks.pl/  Kopia twoich tekstów: http://blog.zbyszeks.pl/2068/kopia-bezpieczenstwa-salon24-pl/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka