Usłyszałem parę dni temu w Radio Gdańsk rozmowę ze znanym w Trójmieście człowiekiem, który powiedział,że "mamy zaufanie do rządu, do innych instytucji". Cieszyłbym się z tych słów, gdybyśmy żyli w normalnym państwie, ale pamiętając o wysoce podejrzanej genezie obecnej władzy, muszę wyrazić poważną obawę, ponieważ okazuje się,że jest to, o ile jest, zaufanie o podłożu korupcjogennym. Otóż pewne warstwy społeczeństwa mają do władzy, rzeczywiście, specyficzny rodzaj zaufania, bo wraz z tą władzą podzielają specyficzny stosunek do społeczeństwa, które traktują jako obiekt do wydojenia. Po prostu jest to stosunek do władzy jako do wspólnoty cwaniaków a więc brudnej wspólnoty brudnych interesów, a do społeczeństwa jako do zbioru frajerów, których można wykorzystać. Polecam tu moją tezę o sojuszu filistra z buractwem wspierającym Platformę, która rejestruje tego typu zależności.
I ten wyżej opisany stosunek psuje państwo. Dziennikarze Radia Gdańsk rozmawiali np. o niemożliwości rozwiązania problemu spalania śmieci. Ta niechęć do tego rodzaju projektów jest właśnie skutkiem braku poczucia wspólnoty a ten brak wywodzi się z braku zaufania do władzy i z braku hasła dla władzy podstawowego czyli interesu narodowego i jego realizacji. Brak poczucia interesu narodowego przenosi się niżej i nie pozwala na wytworzenie się wspólnoty lokalnej. A dziennikarze stają się jedynie, jak za komuny, pasem transmisyjnym dla władzy centralnej i tracą autorytet, bo nie są w stanie wyjść poza oklepane frazesy o zaufaniu i nie usiłują nawet dociec czy to zaufanie naprawdę istnieje i co powoduje jego brak. W takiej atmosferze społecznej więzi społeczne ulegają rozpadowi i zaczynają dominować rozmaite prywatne interesy realizowane bez oglądania się na prawo i dobro innych ludzi. No i wtedy mamy afery takie jak z solą przemysłową używaną do produkcji żywności. A skutki takich działań rozkładają się na wszystkich losowo bądź równomiernie, niezależnie czy są to pisowcy czy platformersi.
Inne tematy w dziale Polityka