Tomasz Siemieński Tomasz Siemieński
1258
BLOG

Niemiec i Rosjanin na jednym wózku. Ponad naszymi głowami.

Tomasz Siemieński Tomasz Siemieński Polityka Obserwuj notkę 18

Parę lat temu pisałem tu o tym miłym, choć chwilami kłopotliwym wynalazku polityków na użytek dziennikarzy, jakim jest tak zwany off. Chodzi o to, że jakiś ważny człowiek mówi ci coś ciekawego, a potem, a czasem nawet przedtem, zastrzega, że to wszystko jest „off”. Można zatem takie słowa cytować, ale bez podawania źródła. Stąd tak częste w mediach sformułowania o „źródłach dobrze poinformowanych”, „źródłach zbliżonych do”, „bliskim współpracowniku prezydenta, który powiedział, że...” itp. Ta metoda służy do przekazania mediom informacji, z których źródło może się w razie czego wycofać, mówiąc, że nikt niczego takiego nie powiedział. A nam dziennikarzom daje to informacje często ciekawsze od tego, co można znaleźć w oficjalnych komunikatach.

Wczoraj Pałac Elizejski wynalazł nowy rodzaj offa. Gdy od Sarkozy’ego wyszli już wszyscy ministrowie spraw zagranicznych krajów grupy G8, przyszedł do sali prasowej taki właśnie ważny człowiek, i zapowiedział, że opowie nam, o czym ministrowie i prezydent rozmawiali przez ostatnią godzinę. I dodał: „Ale tym razem to jest PRAWDZIWY off”. I przez kwadrans z hakiem opowiadał nam dość szczegółowo, co sobie prezydent i ministrowie ósemki powiedzieli. I nawet odpowiedział na parę pytań. Nie było zresztą w tej opowieści żadnych szczególnych sensacji.
 
A gdy skończył, ktoś zapytał go, jak się umawiamy co do puszczenia w świat tych informacji. I tu ważny pan powtórzył, że tym razem to jest PRAWDZIWY off, a więc żadnych cytatów, nawet zakamuflowanych, i oczywiście nie podawać źródła (zresztą, jaki sens miałoby podawanie źródła cytatu, którego nie przytaczamy?). I że bardzo nas proszą o przestrzeganie tej dżentelmeńskiej umowy. I poszedł.
 
Inaczej mówiąc, ten kwadrans gadania tego pana to było tylko dla naszej ogólnej wiedzy, ale do pracy i do depesz zupełnie nie przydatny.
 
Po wyjściu tego pana wściekły kolega z Reutersa tylko krzyknął:
- No to ja do cholery zrobię z tego depeszę, w której będzie tylko „Journée de merde !!!”, czyli w wolnym przekładzie „Dzień do d... !!!”
 
Dość interesujące było zresztą wyjaśnienie tego ważnego pana, dlaczego tym razem proszą nas o przestrzeganie takiego absolutnie prawdziwego offa. Chodziło o to, że zaraz po spotkaniu z Sarkozym ministrowie spotykali się w MSZcie w swoim gronie, i że gospodarzem tego drugiego, prawdziwego roboczego spotkania był oczywiście nowy minister spraw zagranicznych Alain Juppé. I że potem dyskusję będą trwały jeszcze we wtorek, a następnie będzie dopiero konferencja prasowa i oficjalny komunikat. Ważny pan wyjaśnił nam, że Pałac Elizejski nie chce ubiegać ministra i podawać informacji, które należą raczej do jego zakresu odpowiedzialności.
 
Ta uprzejmość ze strony ważnego pana od Sarkozy’ego pokazuje tylko, że Pałac Elizejski liczy się z Alainem Juppé dużo bardziej, niż liczył się z Kouchnerem. Bo za czasów tego ostatniego takich kurtuazyjnych zabiegów ze strony Pałacu raczej nie było.
 
Wcześniej zaś straciłem trochę czasu na przyglądanie się ministrom przyjeżdżającym do Sarkozy’ego i wyjeżdżającym od niego. Straciłem czas, bo żaden nie zatrzymał się przy nas, by obdarować nas choćby jakimś sformułowaniem wartym zapisania w księgach historii, że na przykład rozmowa była owocna. Nic. Każdy raczył tylko zwrócić uśmiechniętą twarz w kierunku obiektywów, i ewentualnie machnąć do nas ręką.
 
A ponieważ ministrowie spraw zagranicznych, poza panią Clinton oczywiście, nie są aż takimi gwiazdami, dziennikarze musieli wciąż na żywo wymieniać się informacjami, by wiedzieć, kto jest kto. „A, ten to na pewno Kanadyjczyk”. „A ten, to Niemiec? Nie, to Anglik” itd. Bez trudu rozpoznaliśmy tylko Japończyka, bo jedyny skośnooki. I Włocha oczywiście, bo nieco ufarbowany brunet, ze świeżo domalowaną opalenizną, z uśmiechem do kamer takim, że widać było co najmniej 60 zębów, i pozdrawiającym nas gestem, jakby wygrał właśnie festiwal w San Remo. Taki mini Berlusconi, tylko mandoliny mu brakowało.
 
Ale w pewnym momencie stojący obok mnie fotoreporter pyta zaintrygowany: A gdzie jest Rosjanin? I w tym momencie widzę, że Ławrow, cichcem, ponad naszymi głowami oczywiście, na dziedzińcu Pałacu Elizejskiego, dosiada się z drugiej strony do samochodu, w którym właśnie zasiadł Westerwelle, niemiecki minister spraw zagranicznych. I pojechali sobie razem, a samochód Ławrowa pojechał za nimi, bez pasażera. Dwaj panowie musieli sobie z pewnością o czymś po drodze porozmawiać.

 

 

Do niedawna - korespondent Polskiego Radia we Francji. A teraz - zapraszam do polskiego portalu Euronews: http://pl.euronews.com/ i do naszego fejsbuka: http://www.facebook.com/euronewspl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka