Francja to kraj wysokich podatków – zarówno tych od dochodów osobistych, jak i od zysków firm. Jest to również kraj, w którym praca kosztuje drogo. Ziemia to więc, zdawałoby się, raczej mało przyjazna dla biznesu. A jednak, według opublikowanych dzisiaj statystyk, ten sympatyczny kraj utrzymuje się w ścisłej czołówce światowej (trzecie miejsce w 2006 roku) krajów, w których zagraniczny kapitał jest najchętniej inwestowany. Dlaczego Francja jest taka atrakcyjna dla zagranicznych inwestorów, skoro w zasadzie nie powinna być, bo przecież nie lubią oni ponosić wysokich kosztów? I nie odstrasza ich nawet biurokracja!
Przyczyn tego jest wiele. Po pierwsze, bardzo wysoka wydajność pracy. Tak tak, to nie bujda! Francja jest jednym z paru krajów na świecie o najwyższej wydajności pracy. Wiem, że nie pasuje to do legend o leniwych i zgnuśniałych Francuzach, legend powtarzanych przez specjalistów od krajów, w których nigdy nie byli. Czas pracy jest tu krótki, ale w tym krótkim czasie pracuje się intensywnie.
Pracownicy są tu raczej dobrze wykształceni, i przy stosunkowo wysokim bezrobociu (nieco ponad 8 procent), można ich dość łatwo zatrudnić.
Proszę też sobie wyobrazić, że w sektorze prywatnym Francuzi strajkują statystycznie rzadziej niż Amerykanie! Oczywiście tę różnicę z nadwyżką nadrabia sektor państwowy, ale to nie on interesuje zagranicznych inwestorów.
Do tego należy dodać dobry poziom różnych infrastruktur – drogi, koleje, ale również służba zdrowia, żłobki, przedszkola, szkoły. To wszystko interesuje zagranicznych inwestorów, którzy przysyłają do Francji nie tylko pieniądze, ale również swoich pracowników. Jakoś wolą oni płacić wysokie podatki, ale mieć przy tym łatwiejszy dostęp do przedszkola dla swoich dzieci. Takie sprawy też wpływają na decyzje o inwestycjach.
I jeszcze kwestie mniej wymierne, ale również decydujące – klimat, krajobrazy, zabytki, art de vivre à la française, wino, kuchnia, produkty rolne, restauracje, kultura.
Warto też zaznaczyć, że najwięcej inwestują we Francji Amerykanie (jedna czwarta wszystkich zagranicznych inwestycji). Tak na marginesie, czy ktoś jeszcze pamięta, że nie tak dawno Francja miała być rzucona na kolana, bojkotowana i ukarana za to, że nie dała się nabrać na sztuczkę z białym proszkiem w próbówce w ONZ? Ale to całkiem inna sprawa.
Wracając do tematu: po zbilansowaniu wszystkich negatywnych stron (podatki, droga praca, skomplikowana administracja) i tych pozytywnych, jakoś często wychodzi, że warto tu inwestować.
Zresztą te decyzje o inwestowaniu są też swego rodzaju przyzwoleniem, a nawet nieomalże hołdem na cześć wysokich podatków. Bo przecież te pozytywne elementy bilansu – infrastruktury, szybkie pociągi, szpitale, żłobki, przedszkola, szkoły, teatry, zabytki itd – to wszystko istnieje w dużej mierze właśnie... dzięki podatkom.
Czyżby amerykański (i nie tylko amerykański) biznes głosował w ten sposób za lewackimi (bo to tak chyba trzeba mówić, prawda?) rozwiązaniami francuskimi?
Do niedawna - korespondent Polskiego Radia we Francji. A teraz - zapraszam do polskiego portalu Euronews: http://pl.euronews.com/ i do naszego fejsbuka: http://www.facebook.com/euronewspl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka