Tomasz Siemieński Tomasz Siemieński
76
BLOG

Dlaczego polubicie Chiraca, część 2

Tomasz Siemieński Tomasz Siemieński Polityka Obserwuj notkę 33

Oto więc dalszy ciąg moich wywodów na temat Chiraca, w związku z jego rychłym odejściem z Pałacu Elizejskiego (ale raczej nie z życia publicznego):

2. Polubimy kiedyś Chiraca, bo zwiedzając Paryż, nie unikniemy takich oto zdań:

„Byłeś już w Muzeum Chiraca?”

„Musisz koniecznie pójść do Muzeum Chiraca, to jest tuż obok Wieży Eiffla!”

„Muzeum Chiraca jest super! Wchodzisz do środka, i po paru minutach jesteś w półmroku, jakby w innej rzeczywistości. A wokół niesamowite dzieła sztuki z Azji, Afryki, Oceanii, obu Ameryk. Aż trudno uwierzyć, że te « prymitywne » ludy tworzyły tak przejmujące rzeczy”.

„Muzeum Chiraca? Niesamowita atmosfera”.

A nawet:

„Strasznie mnie znudziło to Muzeum Chiraca. Potem pojechałem do Disneylandu pod Paryżem, i było fantastycznie! Mickey, Pluto, Peter Pan, wow!!!” (to ostatnie zdanie to dla tych, którzy martwią się, że we Francji kultura amerykańska jest prześladowana:)

Trudno Wam będzie zachować zapiekłą niechęć do człowieka, którego nazwisko stanie się z czasem nazwą jednego z ciekawszych miejsc w Paryżu.

We Francji nadaje się ulicom i instytucjom imię sławnych ludzi dopiero po ich śmierci, a więc – cierpliwości...

3. Jeszcze o muzeum, ale tym razem poważnie.

To muzeum (Musée Quai Branly, czyli muzeum sztuki nieeuropejskiej, niektórzy powiedzieliby: muzeum sztuki pierwotnej, choć jest to absurdalne) to swego rodzaju polityczny testament Chiraca, odzwierciedlenie jego wizji świata, a równocześnie wyraz jego osobistych, przez długi czas mało eksponowanych pasji.

Wzięło się ono najpierw z tego, że JC od młodości pasjonuje się sztuką chińską i japońską, następnie zaś zapałał miłością do dzieł sztuki ludów Afryki, i w nieco mniejszym stopniu innych kontynentów. Jest w tej dziedzinie nie tylko hobbystą. Chińscy i japońscy historycy sztuki uważają go za kolegę po fachu, za prawdziwego eksperta. Niejeden raz zdarzało mu się, że podczas oficjalnych wizyt w Chinach czy w Japonii, gdy przedstawiano mu jakieś znaleziska archeologiczne lub dzieła sztuki, nie zgadzał się z ekspertami, co do ich wieku i pochodzenia. I niejeden raz okazywało się, że miał rację.

Proszę nie traktować tego jak znanych opowieści o Stalinie, który był wybitnym lingwistą, inżynierem, teoretykiem literatury, poetą, etnologiem, matematykiem itd. Te fakty na temat Chiraca były przez długie lata skrzętnie ukrywane, przez niego samego zresztą. Nigdy nie mówił o swojej pasji dla sztuki Azji i o tym, że jest naprawdę jej znawcą. Chciał to po prostu zachować dla siebie, a celowo kultywował wizerunek Chiraca – swojego chłopa o dość prostej osobowości. Dopiero w ostatnich tygodniach ukazała się książka o nim, w której JC zaczął trochę mówić o swoich osobistych pasjach. Reszty autor tej książki dowiedział się od różnych znawców sztuki z Azji i Europy, którzy stykali się z Chirakiem. Ta część osobowości Chiraca została upubliczniona dopiero teraz, gdy już do niczego mu to w praktyce nie może służyć.

Z tej pasji dla sztuki innych kontynentów zrodziła się pewna chiracowska wizja świata. Jest ona zaprzeczeniem europocentryzmu. Opiera się ona na stwierdzeniu, że wszystkie kultury są sobie równe, wszystkie wyrażają bowiem głębokie potrzeby ludzi, którzy te kultury budują. Chirac jest tu bardzo bliski Levi-Straussa, który zresztą został zaproszony na otwarcie tego muzeum. Katedry w Europie, choć były swego czasu cudami techniki, są z artystycznego i kulturowego punktu widzenia równe drewnianym maskom z Afryki. Wszystkie arcydzieła są uniwersalne.

Nie ma kultur wyższych w stosunku do innych. W związku z tym, świat nie może być jednowymiarowo zdominowany przez jedną kulturę. Tu widzimy już, dlaczego uwielbienie Chiraca dla starożytnych statuetek chińskich przeradza się w niechęć do kulturalnej dominacji jednego kraju nad wszystkimi innymi.

I to niezależnie od tego, czy chodzi o Stany Zjednoczone i ich kulturę, czy o jakikolwiek inny kraj i jakąkolwiek inną kulturę. I nie ma to nic wspólnego z jego rzekomą niechęcią dla Stanów, w których w młodości spędził parę lat i które naprawdę lubi (kiedy Chirac tam wyjeżdża, z pasją obżera się hamburgerami).

Według Chiraca, kultura światowa jest i musi pozostać wielowymiarowa, i „wielo-centrowa”. Wszycy ci w Polsce, którym marzy się świat jednej tylko kultury pochodzącej z jednego tylko centrum świata, i którym tym samym marzy się zanik na przykład kultury polskiej, powinni się nad tym zastanowić.

Oczywiście, w tym kontekście fantazje co niektórych o Chiracu (lub ogólnie o Francji), który zwalcza wpływy amerykańskie, bo sam marzy o panowaniu nad światem, są dziecinne i niemądre. Podobnie jak opowiadanie o jego rzekomej pogardzie dla wszystkiego, co nie francuskie.

Wizja kulturowa świata przeradza się automatycznie w wizję historyczną i polityczną. Również w sensie politycznym świat nie może być jednowymiarowy, jednobiegunowy, jednomózgowy. Wszystkie kultury są sobie równe, i wszystkie ludy są sobie równe. Nie może być jednego centrum sterowania. I znów mamy problem z wolą dominacji, i z tanim zachwytem nad tymi, którzy starają się dominować, i którym zresztą dość kiepsko to wychodzi.

Dlatego postawione właśnie nad Sekwaną muzeum, poprzez które Zachód chyli czoła przed kulturami innych kontynentów, jest ważnym przesłaniem politycznym. Pamiętajmy, że dla niektórych wojna w Iraku miała być misją cywilizacyjną... I że wyjeżdżając tam, nie wiedzieli nawet, iż wyjeżdżają do Mezopotamii.

I jeszcze takie drobne wydarzenie, które może zilustrować chiracowską historyczną i polityczną wizję świata. I tendencję do narażania się nawet dobrym przyjaciołom. Wydarzenie z roku 1992, gdy nie był on jeszcze prezydentem, ale merem Paryża. Chirac strasznie naraził się wtedy Hiszpanom, bo nie zgodził się, by Paryż uczestniczył w obchodach pięćsetnej rocznicy odkrycia Ameryki przez Kolumba. Król Juan Carlos dzwonił do niego osobiście, by wyrazić swoje zdziwienie. A Chirac spokojnie wyjaśnia: „Nie mam żadnego podziwu dla tych hord, które przybyły do Ameryki, by niszczyć. Dla mnie to nie był wielki moment historii.” I dodaje, że to wszystko to w dodatku nieprawda, bo Amerykę odkryli pięć wieków wcześniej Wikingowie.

Postanowił, że Paryż będzie obchodził tę rocznicę na swój sposób. Zorganizował wielką wystawę sztuki wymarłego indiańskiego ludu Tainos. Chirac wyjaśnia: „To oni pierwsi przyjęli u siebie Hiszpanów. W chwili ich przybycia to plemię liczyło milion osób. Po sześćdziesięciu latach umarł ostatni z nich.” Przemówienie Chiraca na otwarciu wystawy jest na tyle dramatyczne, że ambasador Hiszpanii obraża się i wychodzi.

Prezydent, którego wizja świata sięga nieco głębiej niż westernowska walka dobra ze złem, do dość oryginalne, prawda?...

Do niedawna - korespondent Polskiego Radia we Francji. A teraz - zapraszam do polskiego portalu Euronews: http://pl.euronews.com/ i do naszego fejsbuka: http://www.facebook.com/euronewspl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (33)

Inne tematy w dziale Polityka