USA i Izrael. Szorstka przyjaźń?

Dobrze pamiętamy uczucie jakim darzyli się prezydent Kwaśniewski i premier Miller. Obrazują one w miarę dokładnie relacje pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Izraelem. Obie strony wytykają sobie zdrady, co jakiś czas wybucha awantura po czym, w imię wspólnych interesów, zapominają o urazach by załatwiać wspólne interesy. Obecnie mamy do czynienia z ochłodzeniem stosunków ( o ile oczywiście nie jest to gra na pokaz - ale to już zupełnie inna sprawa). 

Jak podaje magazyn Foreign Policy (*) agenci Mossadu rekrutowali członków sunnickiej organizacji terrorystycznej -  Jundallah, odpowiedzialnej za zamachy na ważnych polityków i żołnierzy irańskich. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że w ramach akcji, nazwanej przez amerykanów "false flag", Izraelczycy robili to pod przykrywką - jako agenci ... CIA. W tym samym czasie administracja Busha zapewniała Irańczyków, że nie sponsoruje w żaden sposób terrorystycznych organizacji działających przeciwko nim. Jednym słowem Mossad torpedował polityczne wysiłki Busha. Amerykanie byli tym bardziej wściekli, że agenci Mossadu werbowali terrorystów w Londynie, nieomal na oczach CIA. 

Zapewnie nieprzypadkiem materiały Foreign Policy ujrzały światło w dniach gdy napięcie w Zatoce Perskiej szybko, bardzo szybko rośnie. Wydaje się, że Izrael uważa, że ma do czynienia z węzłem gordyjskim, którego przecięcie polagałoby na zbombardowaniu obiektów atomowych Iranu. Z kolei Amerykanie, a z pewnością prezydent Obama, chcą go systematycznie aczkolwiek powoli rozwiązywać. Czy proste i szybkie rozwiązanie jest najlepsze? Nie wiem. Ludwik Dorn pisał, że im szybciej nastąpi atak tym lepiej. Zapewne przed wyborami prezydenckimi w US Obama się na to nie zgodzi. Czy Izraelczycy go posłuchają? Zobaczymy.

Póki co, administracja rządu izraelskiego zaprzecza, że akcja "false flag" miała miejsce.

(*)http://www.foreignpolicy.com/articles/2012/01/13/false_flag