Sejm, sala obrad 20.10 br - fot.Tomasz Ulatowski
Sejm, sala obrad 20.10 br - fot.Tomasz Ulatowski
Tomasz J. Ulatowski Tomasz J. Ulatowski
228
BLOG

Massa tabulette, czyli wizyta w Sejmie...

Tomasz J. Ulatowski Tomasz J. Ulatowski Polityka Obserwuj notkę 1

Pod koniec października br., miałem okazję zajrzeć do budynku Sejmu RP, czyli jeszcze w czasie wielkiego sprzątania między jedną kadencją a drugą, a w tym także podczas wietrzenia tapicerek foteli, zmożonych po czterech latach znojnej służby pod poselską sempiterną.
Sala obrad w rzeczywistości nie wygląda ani tak imponująco – jak w TV – ani nawet poważnie.
Dopiero, gdy się widzi ją bezpośrednio – patrząc z góry, z galerii – na  ciżbę upchanych foteli, najlepiej dociera myśl o bezsensie organizacji tego wszystkiego.
460-ciu deputowanych –  w większości cwanych macherów (i macherek!) od PR-u, których w normalnych warunkach w ogóle nie powinno być w polityce, a którym jakoś szczęśliwie udało się wykiwać w sumie parę milionów głosujących obywateli – niebawem zasiądzie w ławach.
 
Czy rzeczywiście potrzeba aż 460-ciu?!...


Na dobrą sprawę ze dwie trzecie tego towarzystwa – w każdej z opcji politycznych,  jakie wkrótce potworzą  kluby – to partyjna massa tabulette, którą spokojnie można by odesłać do domów, a sprawy bez nich  –  tylko z udziałem liderów –  i tak potoczyłyby się podobnie. (Trzeci lub czwarty garnitur szeregowych posłów wziętych w cugle za twarz dyscypliną klubową...)
 Niczym w pigułce leku, massa tabulette, czyli wypełniacz – niosący na sobie śladową część substancji czynnej (przynajmniej z założenia leczniczej!) – sam w sobie na nic większego wpływu nie ma – poza tym, że jest zwykle jakimś rodzajem cukru (np. skrobią, sacharozą), a cukier – wiadomo – służy przeważnie do „cukrzenia”, choć nie zawsze bywa słodki.
 
Zatem wspomniana "masa"... jest bo jest – bo tak się podobno stosuje z dawna. Ponoć sama "substancja czynna" gdzieś po drodze by przepadła, miast dotrzeć we właściwe miejsce.
W Sejmie partyjne elyty (nie mylić z „elitą”!), "same" z pewnością nie "przepadną", a wręcz jeszcze szybciej dogadają się  między sobą. Tymczasem z musu ciągną z tyłu parlamentarne stado, rozmnożone bezsensownym prawem.
 
Posłowie z „massa tabulette” to w zasadzie same koszty. Znakomita większość zabiera głos rzadko, a jeśli już – to najwyżej odczytując gotowe, podsunięte im sprawozdania z komisji lub stanowiska w imieniu klubów. O ile coś od siebie, to najwyżej jakieś mało znaczące rocznicowe oświadczenia. Bywają i tacy, co w ciągu całej kadencji nie mieli na koncie żadnej (!) interpelacji.
Uposażenie poselskie rocznie – zakładam – to co najmniej 70.000 zł, co po przemnożeniu przez np. 2/3 „trutni”, dałoby lekko 20 milionów oszczędności. A gdyby jeszcze przy tym przejrzeć etaty pracowników sejmowych (w liczbie 2 tys.!) m.in. tych od obsługiwania „massa-tabuletowych" parlamentarzystów?..
Zatem ciapnąć swobodnie po 60% z każdego klubu i odesłać w drogę powrotną do ich wsi i miasteczek! Powyborcze proporcje i tak pozostaną zachowane.

W I Rzeczpospolitej, obejmującej powierzchnię prawie trzy razy większą od obecnej, będącej wielonarodowościowym tyglem, liczącym się mocarstwem, toczącym różne trudne sprawy – w tym wojny...  w Sejmie zasiadało 167 posłów!

Pewien parlamentarzysta opowiadał mi kiedyś po cichu o niszczarce papieru, pracującej niemal bez przerwy w pomieszczeniu przy Wiejskiej, gdzie posłowie odbierają korespondencję. Posłowie przychodzą, zdejmują z półek sterty adresowanych do nich kopert od różnych grup, stowarzyszeń, osób – wybierają 3-4 najbardziej interesujące – reszta bez otwierania wędruje do buczącej na okrągło niszczarki. I tak dalej – ludzie piszą, a posłowie... „czytają” ;).
Dla mnie właśnie obraz owej niszczarki „na okrągło zatrudnionej” obok przepełnionej sali obrad –   jest kwintesencją stanu polskiego parlamentaryzmu. 

Tomasz J. Ulatowski, listopad 2011    www.e-ulatowski.pl 

Ps. Mam pomysł! A może by tak posłowie z "massa tabulette" różnych opcji, po prostu założyli swój jeden wspólny klub pod tą właśnie nazwą?... Miałby szansę być największym w Sejmie - główną siłą polskiego Parlamentu... Mogliby już bez żadnych przeszkód robić to, co najbardziej lubią, czyli... NIC, spokojnie pobierając diety... ;)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka