Muszę napisać, bo nie mam z kim się podzielić.
Są dni, w ktorych człowiek dochodzi do wniosku, że jednak mimo wszystko warto mieć telewizor. Bardzo rzadkie dni. Dzisiejszy poniedzialek z pewnością do takich należy. Są też ludzkie biografie, o ktorych wiemy bardzo mało, albo nic zgoła, a o których można się dowiedzieć z telewizji przypadkiem, gdzieś późno po pólnocy, albo tak, jak dzisiaj, z nie zapowiadanego nigdzie spektaklu. Tak, jakby ktoś z premedytacją wstydliwie chował przed nami to, co w naszej historii i kulturze najlepsze. To biografie, które rzeczywiscie budzą w nas wstyd, wstyd, że nasze życie koślawe, nijakie i, że przecieka nam przez palce. Nasze rozterki, kłopoty, nasze rozkapryszenie, wszystko to staje się wpobec nich nagle czymś marnym i zaczyna skrzeczeć psopolitością. Tacy bohaterowie swoim życiorysem budzą nas z letargu i stawiają do pionu (jeśli nie na baczność). I jeszcze jeden rodzaj wstydu, być może najbardziej dolegliwy. Że oto tak nierozumnie korzystamy z trudu i męki tych, którzy poświęcili dla Ojczyzny aż tak wiele zarówno w czasach wojny, jak i pokoju. A do takich osób napewno należy ś. p. prof. Halina Szwarc, mieszkanka mojego rodzinnego Poznania, o której zasługach i bohaterstwie dowiedziałem się dopiero dzisiaj! Refleksja tym bardziej gorzka, po obejrzeniu w tejże samej TVP relacji ze swarów pod gdańskim pomnikiem. Nie o ludzi ze świecznika więc chodzi. Nie o tych, którzy brylują na salonach, lub nieustannie ględzą w kombatanckich audycjach kłując nas w oczy swoimi zasługami i moralną przewagą. Ci rodzą w nas innego rodzaju wstyd pomieszany z zażenowaniem. Odcinając kupony ze swojej podretuszowanej przeszłości w istocie obrzydzają nam patriotyzm i rozmieniaja na drobne dawne ideały w dzisiejszych utarczkach.
Piszę to wszystko po obejrzeniu z zapartym tchem spektaklu poniedziałkowego Teatru Telewizji - Sceny Faktu p. t. "Doktor Halina" autorstwa Grażyny Treli i Marcina Wrony. Majstersztyk pod względem warsztatowym i estetycznym, ze zdumiewajaco świeżą grą mało znanych aktorów (kto ich weźmie pod swe skrzydla i uchroni przed serialową dewaluacją?). Fenomenalna, oszczędna w środkach tytułowa rola Joanny Kulig. Niespotykany na polskich scenach naturalizm postaci ( na szcególną uwagę zasługują m. in. koncertowa wręcz rola młodego esesmana w przedziale kolejowym - niestety nie zidentyfikowałem nazwiska jej odtwórcy - jak również kunsztowny epizod nieocenionego Arkadiusza Bazaka w roli nazistowskiego profesora medycyny). Powstrzymam się od dalszych zachwytów (nad nowoczesnym, aczkolwiek nie nahalnym montażem, dopracowanymi w szczegółach kostiumami i scenografią oraz wyciskającą łzę, chopinowską oprawą muzyczną) powiem tylko, że wszystko to złożyło się w harmonijną artystyczną całość wykrojoną po mistrzowsku, jakby jednym cięciem, z tak bogatej przecież materii faktograficznej. Chwała przede wszystkim Bohaterce, ale wielki szacunek także dla tych, którzy nie tylko o Niej przypomnieli, ale wznieśli się swoim talentem na taki poziom artyzmu, z którego mogli Jej oddać należną cześć.
Telwizjo, wstydu oszczędź i częściej nas tak zawstydzaj.