„Smiem twierdzic , ze zaszlo cos dokladnie odwrotnego – to ulegniecie strategii ciemniakow, ktorzy za wszelka cene chcieli ugasic ogien wzburzenia i patriotycznego uniesienia (...), spowodowalo, iz Kaczynski nie wygral (tzn. nie uzyskal tylu glosow, by niemozliwe bylo dokonanie nocnego cudu nad urna). „ (FYM o wyborach prezydenckich w 2010).
W lipcu zeszlego roku naszly mnie podobne przemyslenia w tej sprawie i to na dlugo zanim tajemnica poliszynela stalo sie , ze wiceprzewodniczacy PKW nekal opozycje w stanie wojennym , ze „Prokom” „Rycha” K. I jego filie dostarczaly oprogramowania do obslugi wyborow i wreszcie zanim znaleziono sfalszowane karty do glosowania w bagazniku pewnego ex-komendanta policji.
W miare uplywu czasu , nie sama analiza wynikow tamtych wyborow , ktora budzi wiele kontrowersji , ale raczej reakcja na ich glosna artykulacje, utwierdza w przekonaniu, ze dotykamy kolejnego „tabu” w polskim zyciu politycznym, o ktorym najlepiej mowic szeptem , z lekkim zazenowaniem i ...zapewne rozwazac czy aby „taka” rozmowa nie skutkuje betkami na wrazym (jak to u karlow reakcji bywa) jezyku.
Jak to sie ma zatem do zasad ustroju republikanskiego opartego na prawie? Ano ma sie jak piesc do nosa, poniewaz domniemanie istnienia jakichkolwiek „tabu” stanowi tych zasad bezposrednia kontradykcje, podczas gdy wolne i uczciwe wybory sa ich fundamentem .
I tak , w duchocie neoperlowskiego zascianka kamieniem obrazy dla „swietych krow” polityki i me(r)diow jest dochodzenie bazowych faktow w sprawie procesu wyborczego, ze luzno przytocze:
- Jakie oprogramowanie komputerowe sluzy obsludze komisji wyborczych, jak jest serwisowane i jakie zawiera protokoly bezpieczenstwa ?
- Czy podjeto dochodzenie w sprawie setek tysiecy glosow niewaznych oddanych m.in. w II rundzie wyborow prezydenckich 2010 , co oznaczaloby, ze wyborca nie potrafil postawic „krzyzyka” przy jednym z dwu nazwisk figurujacych na pojedynczej karcie(!);
- Jak zabezpieczono proces wyborczy przed mozliwoscia dublowania glosow absencyjnych?
Przyklady mozna cierpliwie mnozyc, ale wyobrazmy sobie, ze w okolo 26 tys. punktow wyborczych w kraju wystarczy zmanipulowac srednio 30-40 glosow, zeby uzyskac roznice bliska miliona!
Dlatego, w obliczu nadchodzacych wyborow pilnie potrzebujemy spojrzenia w szerokiej perspektywie na problem prawidlowosci samego procesu. Stany Zjednoczone wydaja sie dobrym ukladem odniesienia do takiej analizy, chociaz brzmi to pewnie jak truizm. Tymczasem, znajdujemy tam proces wyborczy , ktory logistycznie i skala nakladow dominuje wszystko co znamy z wlasnego podworka, uwzgledniajac wage przywiazywana przez tamtejsze spoleczenstwo do elekcji bezposrednich i ogromna ich dynamike.
Juz powierzchowny kontakt z tematem pozwala stwierdzic, ze Amerykanie nie grzesza slowianska naiwnoscia. Wiedza , ze polityka jest brudnym interesem i tak ja traktuja. Zrelaksowany pragmatyzm komplementuje tam mechanizm „checks and balances” na kazdym szczeblu procesow politycznych , co w jezyku neo-PRL znaczyloby : „wicie, rozumicie, towarzysze, my wam ufamy, rozumiemy <prostyje aszybki>, ale sprawdzac bumagu nada”.
I Amerykanie sprawdzaja , ze ho, ho! Pamietamy jeszcze wybory prezydenckie: „Dubya” Bush versus Gore w 2000 roku? Otoz, w stanie Floryda, gdzie wstepna roznica glosow miedzy kandydatami wynosila - jak podaje wiekszosc zrodel - blisko 50 tys. (co wywolalo przedwczesne uznanie przez Gore'a przewagi rywala*), wkrotce zmalala do kilkuset glosow(!), na co zareagowali demokraci zadajac recznego przeliczenia glosow. Kolejna odslone dramatu animowal stan Floryda wszczynajac ich przeliczanie obligatoryjne. Istne igrzysko proznosci wokol sprawy wszczeli jurysci reprezentujacy obydwu kandydatow na prezydenta i dopieli swego, poniewaz Sad Najwyzszy US zabral glos i ,de facto, zakazal kolejnej tury przeliczania glosow, orzekajac kontrowersyjnie (bo per curiam) o jej niekonstytucjonalnosci. Caly swiat sie temu przygladal przez ponad MIESIAC! Wyniki na Florydzie przesadzily o prezydenturze Busha , a uzyskana przewaga glosow wyniosla... 537...
Jeszcze ciekawszym aspektem amerykanskich wyborow byl nieslawny casusus Diebolda – firmy dostarczajacej elektronicznych maszyn do glosowania. W czasie rundy wyborow z 2004 roku wybuchla afera , kiedy okazalo sie , ze maszyny nie spelniaja mimimum bezpieczenstwa przed manipulacja i wykazuja ewidentne bledy w procesowaniu danych. Diebolt zmuszony byl wycofac swoje produkty, zaplacic milionowe odszkodowania, w rezultacie rowniez sprzedac dywizje firmy , ktora byla za to fiasko odpowiedzialna. Jakby tego bylo malo, tropiono jednego z sekretarzy stanu, za konflikt interesow w postepowaniu w sprawie wadliwosci systemow glosujacych, ktore sam inicjowal. Tak oto, za oceanem, manifestuje sie zerowa tolerancje dla chocby pozorow stronniczosci w procesie.
Czy uprawniona bylaby tu teza o wyjatkowej odpornosci systemu elekcyjnego USA na bledy i falszerstwa? Wprost przeciwnie. W istocie gwarancje bezstronnosci procesu implikuje glownie ZAANGAZOWANIE partii walczacych o glosy wyborcow. Patrza sobie wzajemnie na rece i nie wahaja poruszyc nieba i ziemi przy najmniejszym podejrzeniu dzialania na szkode ich kampanii.
W konkluzji, oczekuje tej samej postawy od naszych politykow, dla ktorych do tej pory buchalteria glosowan byla „ponizej ich godnosci”.
Przyjmijmy , na Boga, jako pewnik, ze polityka jest brudnym interesem i tak ja traktujmy. Patrzmy przeciwnikowi na rece! Nie pozwolmy, zeby w nadchodzacych wyborach - ostatniej szansy dla przyszlosci kraju - nasze glosy staly sie przedmiotem kolejnego „nocnego cudu nad urna”.
/*/ Wybacz, Czytelniku (zblakany w tych progach), ze nie stosuje polskich znakow diakrytycznych, pracuje nad tym. Pomijam przypisy, bo powoluje sie na informacje powszechnie znane i poprawnie zdefiniowane nawet w Wikipedii; po namysle - dla odpornych na argumenty podaje zrodlo: http://articles.cnn.com/2000-12-13/politics/got.here_1_al-gore-george-w-bush-election-day/2?_s=PM:ALLPOLITICS
Inne tematy w dziale Polityka