Mariusz Bondarczuk Mariusz Bondarczuk
320
BLOG

Cuda się będą działy

Mariusz Bondarczuk Mariusz Bondarczuk Kultura Obserwuj notkę 1

W dniu 16 października 1978 roku oglądając wieczorny dziennik telewizyjny usłyszałem podobnie jak i miliony widzów historyczną wiadomość: kardynał Karol Wojtyła został papieżem. Pracowałem wówczas w przasnyskich Zakładach Wytwórczych Aparatury Wysokiego Napięcia i prowadziłem tam radiowęzeł, czyli przewodowe radio na użytek pracowników ZWAR, jak w skrócie nazywano wspomniane przedsiębiorstwo. Podczas przerwy śniadaniowej podawałem aktualne komunikaty, prezentowałem także wywiady i minireportaże z samego zakładu, ale również niekiedy także z Przasnysza oraz jego najbliższych okolic.

 

 To może być koniec świata

Kiedy usłyszałem o tym, co stało się w Watykanie, zadałem sobie pytanie: co myślą o tym wydarzeniu przasnyszanie? Przecież od tego muszę rozpocząć jutrzejszą audycję. Chwyciłem magnetofon i wybiegłem na ulicę. Było po godzinie 20-ej. W mieście pusto. Pojedynczy przechodnie. Podchodziłem do nich i pytałem co sądzą o werdykcie watykańskiego konklawe. Wiadomość była tak świeża, że większość zapytywanych osób dowiadywała się wprost ode mnie o tym niezwykłym wydarzeniu. Niektórzy nie dowierzali, twierdzili, że zanim coś powiedzą, muszą to sprawdzić.

 

Miałem wielką satysfakcję, iż sam uczestniczyłem w głoszeniu dobrej nowiny o papieżu Polaku. Wiadomość była dla niektórych moich rozmówców tak (używając bardzo modnego dziś określenia) porażająca, że w ich wypowiedziach pojawiały się wręcz wątki apokaliptyczne. Pewna kobieta, powiedziała mi:

- Wiemy, że będzie niedługo koniec świata, bo ja czytałam Sybillę. Wiem, że będzie jeszcze jeden papież, a potem nastąpi koniec ludzkości. Inny przechodzeń stwierdził krótko:

- To może być koniec świata. Co my możemy więcej wiedzieć.

 

 Niedowierzanie i obojętność

- Naprawdę? Niemożliwe – usłyszałem od Haliny Skalskiej wówczas jeszcze kierowniczki kina Światowid. - Nie wierzę! U mnie był telefon zepsuty i ja dzwoniłam od koleżanki na pocztę i coś mówią: Wojtyła, Wojtyła! Widocznie on został. Teraz odprowadzałam koleżankę, a ona mówi, chyba nie możliwe….

 

Ale były też reakcje,  nazwijmy to,  bardziej stonowane:

- Jeszcze nie jestem zorientowany – relacjonuje nieznajomy mężczyzna – bom nie oglądał dzisiaj. Ja dopiero pierwszy raz od pana słyszę. Nie byłem tym zainteresowany, bo nie miałem czasu. Dopiero skończyłem pracę. Dla mnie to wie pan – nie przeszkadza. Na ul. Żymierskiego (obecnie ul. św. Stanisława Kostki) spotykam znajomego ze ZWAR-u. Poproszony o komentarz na najbardziej aktualny wówczas na świecie temat stwierdził on:

- Wyszyński to nie mógł być, to  już chorowity człowiek, stary. W ogóle takiego zaskoczenia nie było, wie pan. Z pracy wróciłem. Od rana byłem w zakładzie. Na kolację przyszedłem i teraz idę na noc, do rana, do drugiej. Człowiek przemęczony, to obojętnie tak przechodzi.

 

Prorocza euforia

Kiedy z perspektywy trzydziestu lat wracam we wspomnieniach do tamtego ulicznego sondażu, najchętniej odtwarzam sobie szczególną wypowiedź Wawrzyńca Myślińskiego, elektronika w zakładzie ZWAR. Spotkałem go w Rynku (w okresie peerelu zwanym Placem 1 Maja). Wydawało mi się, że wychodził właśnie „po kielichu” z restauracji „Zakątek” (chodź dziś wiem, że wracał od znajomych), która znajdowała się w pobliżu istniejącej tam do dziś księgarni. Zadałem mu sakramentalne pytanie, co sądzi o wyborze krakowskiego kardynała na Stolicę Piotrową.

 

„O Boże Wojtyła?!” – krzyknął z niedowierzaniem. „Wojtyłę wybrali?” – pytał się jakby sam siebie i chyba nawet zaklął pod nosem. Za moment wpadł niemal w euforię:

 - Polska górą… Polski orzeł… patrz polski orzeł zaszeleści i będą wiedzieli… Patrzcie, oto stolica apostolska wam głosi nowe prawa. Wyobrażasz sobie. Oto jest rzeka Wisła, a nad nią Polak mieszka i to jest prawda Mariusz… My jeszcze zabłyśniemy, kochany, bo nasz naród jest wielki. Pamiętaj, że nasza naród jest wielki… Wojtyłę wybrali! Boże, toż to się cuda będą działy....

 

Wawrzyniec wyglądał na szczęśliwego. Nie omieszkał zauważyć podczas swojej oracji (ale pewnie był to wynik jego „stanu zakrapianego”), że jest członkiem egzekutywy Miejskiego Komitetu Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Ale przy tej okazji dogryzł też Gierkowi i jego małżonce śmiejąc się, że pierwsi małżonkowie ówczesnego PRL-u pierogami (?) uczczą epokowe wydarzenie.

  

Płacz i popłoch

Na pewno wiele osób przyjęło niezwykłą wiadomość ze łzami w oczach. Były to oczywiście łzy radości. Spotkana na rynku starsza pani, której nazwiska już nie pamiętam, mówiła:

- Popłakalim się. Ja płakałam i wszyscy z rodziny. To naprawdę, że … nie ma słów. No jak to Polak… My płakalim, ale tak płakalim jak małe dzieci.. Prawda? Jakie to jest… naprawdę … dla nas wszystkich…  w ogóle dla Polski… co mówić. To jest na wszystkie kraje, ale co to znaczy dla Polski. Mówiliśmy, że nie tylko my ludzie, prawda (głos jej się załamywał) ale nawet proszę pana i społeczeństwo i w ogóle państwo… rząd cały zadowolony jest. Nie tak? Prawda, że zadowolony? Co to znaczy Polak jest… Płakalim i tu wszystko gdzie tylko słyszelim, to wszystko płakali.

 

Moja rozmówczyni oczywiście bardzo się myliła twierdząc, że rząd jest zadowolony z wyboru Polaka na papieski urząd. Na najwyższych szczeblach władzy, co wiadomo z dokumentów, do których historycy dotarli już po 1989 roku, zapanował wówczas popłoch.

 

„Halina” donosi

Nazajutrz w bardzo okrojonej formie fragmenty sondy o wiekopomnym wydarzeniu z dnia poprzedniego zaprezentowałem w audycji zakładowego radiowęzła. Natomiast w całości materiał ten odtwarzałem niektórym znajomym. Puściłem go również niedługo potem w redakcji „Więzi”, z którą wówczas nawiązałem współpracę. Pamiętam, że Tadeusz Mazowiecki ówczesny redaktor naczelny wspomnianego miesięcznika zareagował głośnym śmiechem na orację Wawrzyńca Myślińskiego. Kwestia owych nagrań nie mogła oczywiście ujść uwadze Służby Bezpieczeństwa, która w latach 1976-1989 zajmowała się rozpracowywaniem mnie w ramach (jak to nazywano w esbeckim żargonie) sprawy operacyjnego sprawdzenia opatrzonej kryptonim „Polonista”.

 

Sprawa kasety z sondą przeprowadzoną na ulicach Przasnysza w pamiętny październikowy wieczór 30 lat temu znalazła się w doniesieniu tajnego współpracownik SB o pseudonimie „Halina”. W dniu 27 października 1978 roku meldowała ona (albo on) bezpiece:

„Zajmujący się sprawami kulturalno-oświatowymi Bondarczuk taśmę z dokonanymi przez siebie nagraniami komentarzy dot. wyboru Wojtyły-Papieżem przechowuje w swoim domu, aby uniemożliwić do niej dostęp postronnym osobom. Materiałów tych nie wykorzystywał on w audycjach emitowanych przez radiowęzeł zakładowy, ale osoby związane z nim z racji prowadzonej działalności w zakładzie wiedzą o istnieniu tych nagrań”.

 Podejrzany o wysadzenie pomnika Lenina

Sądzę, że także po tę kasetę przyszła do mnie z samego rana w dniu 19 kwietnia 1979 roku esbecka ekipa z Ostrołęki w składzie: kpt. Władysław Chmielewski, ppor. Roman Sroka, ppor. Zbigniew Oleński i młodszy chorąży Eugeniusz Grabowski. Cały dzień (z przerwą obiadową, podczas której wymienieni funkcjonariusze udali się do „Konsumów” - milicyjno-esbeckiej jadłodajni w Rynku) buszowali oni w moim domu przy ul. Żymierskiego. Jak się po latach okazało, byłem jedną z pięciuset osób, które podejrzewano o wysadzenie w nocy z 18 na 19 kwietnia 1979 roku pomnikowej stopy Włodzimierza Lenina w Nowej Hucie. Wybuch ten był według mnie esbecką prowokacją i pretekstem, aby zajrzeć ludziom będącym wówczas w opozycji do ówczesnego ustroju na ich półki z książkami, ustalić czym się interesują i zajmują, poddać ich represjom. Mnie esbecy zabrali wówczas dziesiątki kaset magnetofonowych. Na niektórych były unikalne, niezwykle cenne dla historii Przasnysza nagrania. Wszystko przepadło.

 

Aby sprawdzić moje alibi i ustalić czy przypadkiem nie byłem w nocy w Nowej Hucie, ale faktycznie, jak utrzymywałem, udałem się po mleko, takie prosto od krowy, na ul. Zawodzie do krewnych-rolników, wspomniany młodszy chorąży Eugeniusz Grabowski pofatygował się do nich osobiście. Esbecy kasety z papieskim sondażem nie znaleźli, bo wezwanemu przeze mnie na świadka Wojciechowi Ciesielskiemu, przasnyskiemu artyście-plastykowi udało się ją wynieść z mojego domu podczas przeszukania. Później sporządziłem notatki z nagrania (ich fragmenty tutaj prezentuję) i z obawy o kolejne rewizje ukryłem je. Jak się okazuje, zrobiłem to tak dobrze, że do dziś nie mogę odszukać.

 

Pociągnie 30 lat

Kiedy zbierałem materiały do tego felietonu, starałem się zrekonstruować pełną treść rozmów nagrywanych na ulicach Przasnysza w dniu 16 października 1978 roku. Jeden z ówczesnych słuchaczy tej sondy, Tadeusz Witkowski, dziś zamorski przasnyszanin, szykujący się pomału do powrotu do kraju, który zasłynął 2 lata temu ujawnieniem agenturalnej działalności ks. Michała Czajkowskiego, przypomniał, że Wawrzyniec Myśliński pytał się mnie wówczas ile lat ma Karol Wojtyła. Kiedy odpowiedziałem Wawrkowi, że 58 - wówczas jak twierdzi Tadeusz – wykrzyknął on, że nowy papież „pociągnie”, albo też „porządzi” 30 lat. Wiemy dziś, że mój rozmówca z 1978 roku pomylił się tylko trochę.

 

Pozostaje jeszcze kwestia, czy użył on w swojej oracji na przasnyskim Rynku w odniesieniu do polskiego orła i jego skrzydeł czasownika „zaszeleści” czy też „załopocze”. Ja byłem przekonany, że był to pierwszy z wymienionych wyrazów. Natomiast Wawrzyniec Myśliński odpytywany dziś przeze mnie na tę okoliczność utrzymuje, że powiedział na pewno  „załopotał”.

 

- Szeleszczą pieniądze, ale na pewno nie skrzydła orła – przekonuje mnie emerytowany  elektronik z nieistniejącego już ZWAR-u. I tego szelestu mamy teraz tak dużo, oj bardzo dużo, dodaje. I chyba ma rację. Kiedy myślałem nad puentą do tego felietonu, zobaczyłem na przasnyskim targu znicz w kształcie sylwetki Jana Pawła II. Zbliża się wszakże Dzień Wszystkich Świętych i z pewnością znajdą się chętni do nabycia znicza-papieża za jedyne 35 złotych. Nie wykluczam, że jest to kiepskie zakończenie dla tych wspomnień, że na pewno znalazłoby się lepsze. W tej chwili nic innego nie przychodzi mi jednak do głowy. Ale może kiedyś to zmienię.

 

Znicz-papież

Moja maksyma (zasłyszana w okolicach Przasnysza):Kto prawdę mamrze ten się głodu namrze.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura