Rzecznik księcia Harrego i jego żony Meghan poinformował, że byli oni ścigani po ulicach Nowego Jorku ponad dwie godziny przez paparazzi. Jak dodał, o mały włos nie doszło do wypadku. Przypomnijmy, że matka Harrego, księżna Diana zginęła w wypadku, gdy była ścigana przez natrętnych fotografów.
Książę Harry i Meghan zaatakowani przez paparazzi
We wtorek wieczorem w Nowym Jorku odbyła się ceremonia przyznania nagród Foundation for Women. Wzięli w niej udział książę Harry, jego żona Meghan oraz jej matka. Po wydarzeniu cała trójka wsiadła do samochodu, aby wrócić do domu. Podróż utrudnili im natarczywi paparazzi, którzy ruszyli w pościg za celebrytami.
Jak poinformował rzecznik pary, cytowany przez Sky News, podczas tego pościgu o mały włos nie doszło do kilku wypadków z udziałem innych pojazdów, pieszych, a nawet dwóch funkcjonariuszy nowojorskiej policji.
"Chociaż bycie osobą publiczną wiąże się z pewnym poziomem zainteresowania ze strony opinii publicznej, nigdy nie powinno to odbywać się kosztem czyjegokolwiek bezpieczeństwa" – oświadczył rzecznik.
"Rozpowszechnianie tych zdjęć, biorąc pod uwagę sposób, w jaki zostały uzyskane, zachęca do wysoce inwazyjnej praktyki, która jest niebezpieczna dla wszystkich zaangażowanych" – dodał.
Nowojorska policja nie odniosła się do tych informacji, ale - jak podają media - uważa się, że Harry, Meghan i jej matka byli ścigani przez sześć samochodów z przyciemnianymi szybami, które były prowadzone przez niezidentyfikowane osoby. Miały one jeździć po chodnikach, przejeżdżać na czerwonych światłach i jechać pod prąd po jednokierunkowej ulicy.
Paparazzi przyczynili się do śmierci księżnej Diany
Warto przypomnieć, że w latach 2004-2008 londyńska Metropolitan Police przeprowadziła "Operation Paget" - śledztwo w celu zbadania teorii spiskowych dotyczących śmierci Diany. Ława przysięgłych sądu w Londynie orzekła, po pół roku i przesłuchaniu ponad 250 świadków, że śmierć Diany i innych osób była zawiniona nieostrożną jazdą kierowcy Henri Paula i fotoreporterów-paparazzich ścigających jej limuzynę w paryskim tunelu.
Uznano, że do śmierci przyczyniło się też to, że szofer Paul był pod wpływem alkoholu, a pasażerowie, w tym księżna, nie mieli zapiętych pasów bezpieczeństwa. Ustalono, że w chwili wypadku pojazd poruszał się z prędkością ok. 100-105 km/h, a nie ponad 190 km/h, jak donosiły media tuż po wypadku.
Przyjmuje się wersję, że Diana i Al-Fayed chcieli "zgubić" śledzących ich paparazzi, gdy opuścili Hotel Ritz, a Henri Paul właśnie w tunelu stracił kontrolę nad pojazdem. Pierwszej pomocy Dianie udzielił lekarz, Frederic Mailliez. "Pasażerka, młoda kobieta leżała na kolanach, na podłodze z opuszczoną głową. Miała trudności z oddychaniem" - powiedział w wywiadzie dla Associated Press.
MP
(Książę Harry i Meghan. Fot. commons.wikimedia.org)
Czytaj dalej: