Rafał Woś: Potęgi internetu niszczą wolne społeczeństwo.
Rafał Woś: Potęgi internetu niszczą wolne społeczeństwo.

Google da wam z laczka. I poprawi z kopyta

Rafał Woś Rafał Woś Rafał Woś Obserwuj temat Obserwuj notkę 80
Uważacie lex TVN za koniec wolności słowa? Nie zgadzam się - choć rozumiem. Ale, czy nie widzicie, że to, co wyczyniają każdego dnia Google (YouTube) czy Facebook jest dużo poważniejszym i dalece bardziej bezczelnym niszczeniem wolnego społeczeństwa?

YouTube zawiesił i odwiesił Kanał Sportowy

Wczoraj YouTube zawiesił popularny Kanał Sportowy. Potem odwiesił. Powód? Enigmatyczne „naruszenie regulaminu”. Czyli - tłumacząc na język prosty i zrozumiały - „daliśmy wam z laczka”, bo tak nam się podoba. I nie zamierzamy się nikomu z niczego tłumaczyć.

Utońcie w domysłach. A najlepiej się o to jeszcze pobijcie. No i nie czujcie się zbyt pewnie, bo zawsze możemy - jak śpiewał kiedyś Kazik - „poprawić z kopyta”.

Przepraszam za dość obcesowy język. Ale sprawa to tylko jeden z wielu przykładów szerszego i bardzo ponurego zjawiska. Namacalny przykład sposobu sprawowania władzy w nowej rzeczywistości tzw. „kapitalizmu nadzoru”. I nie nie jest to żadna dystopia ani apokaliptyczna wizja. To się dzieje. Tu i teraz. Codziennie. O Kanale Sportowym akurat usłyszeliśmy, bo Borek, Stanowski i spółka mają na tyle dużo siły, by sprawę nagłośnić.

Polecamy:

Szokujący wpis MSZ Rosji na 17 września. IPN reaguje

Prokuratura wszczęła śledztwo ws. gróźb kierowanych przez Brauna wobec Niedzielskiego

Google czy Facebook robią co chcą

Ale wielu tej siły nie ma. Dla nich decyzje platform takich jak YouTube, Google czy Facebook są nieodwołalne. To jest prawdziwe starcie z nagą brutalną siłą prawdziwych hegemonów naszego medialnego ładu. Hegemonów dużo groźniejszych i dalece bardziej nieobliczalnych niż jakakolwiek Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji albo inna Rada Mediów Narodowych. Na dodatek hegemonów w gruncie rzeczy gruncie rzeczy kompletnie pozbawionych demokratycznego mandatu do rządzenia naszym światem.

Bo prawda jest taka, że jak PiS chce podskoczyć właścicielom TVNu, to natychmiast ma ogromną presję społeczną, protesty, departament stanu USA i pół Unii Europejskiej przeciw sobie. Jest też cały proces legislacyjny: sejm, senat plus (możliwe) veto prezydenta. Mamy targi, pertraktacje, debatę. A postawmy obok Google’a, Facebooka i innych. Debata? Pertraktacje? Wolne żarty! Jak zechcemy, to obetniemy zasięgi, ograniczymy wyświetlanie, ocenzurujemy, a nawet wyłączymy. A Ty nawet nie będziesz wiedział, czemu dostałeś lanie. Tak, bo tak. Nie, bo nie. A jak się nie podoba, to pisz pan na Berdyczów.

Kapitalizm nadzoru

I błagam. Naprawdę nie chcę już słuchać bzdur, że Google, YouTube czy Facebook to prywatne firmy. Obudźcie się: żyjemy w XXI wieku i darujmy sobie bajeczki dla grzecznych dzieci. Tym, co udają, że nie rozumieją o co chodzi polecam choćby teksty Shoshany Zuboff. Ta amerykańska filozofka od lat opisuje właśnie zjawisko tzw. „kapitalizmu nadzoru”. Pokazuje, że w naszym świecie największym zagrożeniem dla wolności słowa oraz demokracji wcale nie są żadne państwa ani populistyczne ideologie. I, że nowy system opresji wolnego społeczeństwa nie będzie przypominał tego, o którym nas uczą na lekcjach XX-wiecznej historii.

Kapitalizm inwigilacji nie potrzebuje bowiem ani żołnierzy ani terroru. „Ci nowi władcy absolutni nie zagrożą ci pistoletem. Oni przyniosą ci kawę. Taką jak lubisz. I nawet się nie zorientujesz, że ty lubisz właśnie taką kawę, jaką oni kazali ci lubić” - mówiła mi Zuboff w czasie jednej z naszych rozmów. Pokazywała, że w kapitalizmie nadzoru rządzi się aksamitnie.

Poprzez subtelne mechanizmy kontroli ludzkich poczynań. I tak jak dawne reżimy próbowały narzucić swoją wizję świata, tak ci nowi władcy nie są zainteresowani zbawieniem czyjejkolwiek duszy. Nie oferują też żadnej wyrazistej ideologii, z którą można podjąć otwartą rozmowę. Wolą być przezroczyści. Tak jest im dużo wygodniej. Bo ich interesuje tylko czysty i niczym niezmącony zysk. To rynkowy projekt, który w oparciu o cyfrowe narzędzia tworzy unikalny w historii poziom dominacji.

Kto zarabia na nadwyżce behawioralnej?

Zaczęło się jakieś 20 lat temu, gdy pękła w USA tzw. bańka dot-comów. Amerykański koncern Google były wówczas o włos od plajty. To wówczas firma z kalifornijskiego Mountain View wyszła z pomysłem, żeby pompować zyski reklamowe wykorzystując ekskluzywny dostęp do danych na temat swoich użytkowników korzystających z wyszukiwarki. W połączeniu z istniejącymi już wtedy możliwościami analitycznymi komputerów można było w ten sposób przewidywać, które reklamy mają największe szanse na wyświetlenie. W ten sposób Google zaczął coś, co wspomniana Shoshana Zuboff nazywa przechwyceniem tzw. nadwyżki behawioralnej.

Czyli - mówiąc w skrócie – uwłaszczeniem się na danych na temat tego co robimy w sieci. Wokół tej nadwyżki zaczęli budować nowe, niezwykle agresywne formy zarabiania pieniędzy. Tak powstał mechanizm akumulacji wiedzy. A co za tym idzie także komasacji wielkich pieniędzy i władzy. Na początku działo się to w zupełnym sekrecie. Potem otwarcie. Około roku 2007 model ten wyszedł z Google’a razem z menadżerką Sheryl Sandberg, która przeniosła się do Facebooka. „I tak model łupieżczego działania stał się drogowskazem dla reszty rynku. Drapieżnik ruszył na łowy nie napotykają po drodze na żadnych naturalnych rywali” - powiada Zuboff.

Ugruntowanie władzy przez cyfrowy kartel

Tak właśnie doszło do uwłaszczenia się koncernów na nadwyżce behawioralnej. Czyli - mówiąc w skrócie - na tym wszystkim, co robimy w sieci. Bez tej nadwyżki te wszystkie usługi - jak choćby systemy operacyjne iOS oraz Android dla urządzeń mobilnych albo cała aplikacja Facebooka czy maszyna wyszukująca Googla’a byłyby tylko zwykłymi usługami.

Dopiero ta nasza „wkładka” sprawia, że stały się one sercem współczesnej gospodarki. To na nich uwłaszczają się wspomniane koncerny wykorzystując je do akumulacji niebotycznej władzy. Akumulacja tej władzy została przez Zuboff porównana do puczu. Tyle, że nie był to przewrót wojskowy ani pałacowy lecz właśnie… pucz poznawczy. Polegał on na przejęciu i ugruntowaniu władzy przez cyfrowy kartel. Odbył się w trzech etapach.

Pierwszym etapem był szybki wzrost nierówności poznawczych. To był niespotykany wcześniej (nawet w tzw. Reżimach totalitarnych) wzrost „nierówności wiedzy” pomiędzy tym co wiedzą obywatele. A tym co wiedzą o obywatelach firmy z cyfrowego kartelu. To już się stało. Google, Facebook już sobie wzięli te dane, zaczęli nimi obracać i zarabiać na nich niebotyczne pieniądze. Jak ktoś im mówił, że się nie zgadza - ignorowali albo zaprzeczali. Ktoś ich łapał za rękę, to mówili, że to nie ich ręka. Ta potęga pozwalała im stawić nas cały czas przed wyborem: albo dacie nam to, czego chcemy (dane, więcej danych) albo nie możecie korzystać z naszych aplikacji, potrafi, społeczności. W miarę, jak rośli w siłę korzystania z tych ich zabawek nie można już było nawet odrzucić.

Już jest pozamiatane

Bez Google’a nie zareklamujesz się w sieci, bez Facebooka będziesz wykluczony nawet z komunikacji pomiędzy rodzicami w grupie twojego dziecka w przedszkolu, bez YouTube nie wypromujesz już filmu, klipu ani piosenki. Ten etap już się wydarzył. Tu już jest pozamiatane.

Etap drugi polegał - zdaniem Zuboff - na stworzeniu poznawczego chaosu. Myślicie, że to przypadek, że właśnie w mediach społecznościowych nakręca się ta nasz potworna polaryzacja. Tak jest wszędzie. Zdaniem Zuboff tu nie ma przypadków. To Google i Facebooki nam mówią: kłóćcie się, nienawidźcie się! co tak słabo?! Mocniej! Bo nikt nie usłyszy. Dla nich to oznacza więcej ekstrakcji danych, które mogą potem z zyskiem sprzedać

W ten sposób poznawczy chaos zastępuje normalną komunikację. To za ich sprawą chaos wszedł w miejsce przestrzeni publicznej. Zastąpił normalną komunikacje ułożoną według normalnych reguł społecznego współżycia. To te firmy tak to poustawiały. Bo to jest dla nich dobre.

Konsolidacja cyfrowej władzy

Jednocześnie wkraczamy w etap trzeci - etap konsolidacji władzy. To się dzieje cały czas - choć oczywiście maski opadają tylko czasem. Składają się na ten proces wydarzenia z różnych porządków rzeczy. Pod koniec ubiegłego roku mieliśmy słynną interwencję cyfrowego kartelu w wybory w USA. Była też wojna Google’a z rządem Australii.

Albo spór Apple’a zwiecie z Komisją Europejską w sprawie wspólnych unijnych rozwiązań wykorzystujących lokalizację użytkowników telefonów do ochrony przed rozprzestrzenianiem koronawirusa, gdy cyfrowy kartel wykorzystał swoją PRowską potęgę do przedstawienia unijnych planów jako „zamachu na prywatność” i chęć rządów do stworzenia „wielkiego brata”. „W rzeczywistości - uważa Zuboff - chodziło o to, by utrzymać stan, w którym Google i inni są jedynym wielkim bratem. A konkurencja ze strony demokratycznych rządów na tym polu jest zwalczana z całą surowością”.

Ten proces trwa. W jego trakcie mniejsi gracze dostają czasem kuksańca. Raz celowo, czasem rykoszetem. Chodzi o to, by nikomu - absolutnie nikomu - nie mieściło się nawet w głowie podważanie, kto tu rządzi. By każdy (od Youtuberów po rządy) pamiętał, że boss jest tylko jeden. I macie się orientować na to, co lubi i czego nie lubi. Bo to on jest bossem. Nie wy. Taka jest ponura podszewka naszych czasów. I to są prawdziwe wyzwania dla wolności mediów. A reszta to teatr. Służący zazwyczaj odwróceniu uwagi od prawdziwych wyzwań dla wolności i demokracji w XXI wieku. 

Rafał Woś

Czytaj dalej

Premier Mateusz Morawiecki rozwiewa nadzieje medyków

Obajtek o "Fit for 55". Prezes PKN ORLEN nie ma wątpliwości w jednej, ważnej sprawie

Premier Mateusz Morawiecki będzie miał swój własny podcast

W pobliżu Usnarza Górnego postawiono płot. Co z koczującymi imigrantami?

Korwin-Mikke za zniesieniem pedofilii, gdy ofiara ma 8 lat? Szokująca teoria polityka

Rafał Woś
Dziennikarz Salon24 Rafał Woś
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka