Prawdzic Prawdzic
268
BLOG

Żydowska kochanka - czyli kto zrobił bękarta Pannie S.

Prawdzic Prawdzic Rozmaitości Obserwuj notkę 2

 

Odcinek 28 – rozkoszne „penetracje”  
 
W drugiej połowie lat siedemdziesiątych postanowiono, w celu wywiadowczej penetracji ubeckich środowisk, założyć prywatny, zakonspirowany burdel, do którego bojowniczki ruchu oporu miały zwabiać funkcjonariuszy ubecji, wyciągać od nich tajne informacje, werbować ich, robić z nich swoich agentów i szantażować opornych. No i zarabiać coś na tym, do wspólnej konspiracyjnej kasy. Miał to być kameralny burdelik, „Czerwony burdelik” (pod takim kryptonimem zapisali go w preliminarzach budżetowych Organizacji na 1978 rok. Miał być mały, schludny i przytulny, w którym zmęczeni ubecy, wypoczywaliby po służbie w towarzystwie uroczych dziewcząt. Te dziewczęta miały już się o to postarać, żeby goście wracali do nich chętnie i prędko. Na początek rozpuszczono pocztą pantoflową, wśród funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa plotkę-nie-plotkę, że w kamienicy przy ulicy Szewskiej, bodajże na drugim piętrze, studentki założyły towarzystwo pomocy zmęczonym panom, chcą pomagać w ich kłopocie, a i same coś niecoś zarobić. Te plotki rozpuszczały mamy i ciocie członków konspiry, pracujące w aparacie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
   Wytypowano dziesięć najładniejszych i wystawiono na sprzedaż, jako narzędzia rozkoszy.
 
    Tomasz odpowiadał oponentom, żenie wszyscy młodzi mieszczanie są kopiami swoich zwyrodniałych rodziców” - mówił. Wierzył, że większość jest takich, którzy chcą porzucić znane i bezpieczne wnętrze śmierdzącego salonu, żeby zanurzyć się w nowym i niepewnym, ale dającym radość istnienia. Większość jest takich, którzy chcą spróbować Miłości, której nie może być bez buntu wobec zastanych wartości. Czy zdajecie sobie sprawę – mówił – że każda nowa miłość jest porywaniem się z motyką na słońce? Młodzi kochankowie nie przeczuwają tego, jakimi są anarchistami. Boże mój!, by porzucić ojca, matkę, biznes i mieszczańskie pielesze, trzeba być anarchistą stawiającym wszystko na jedną kartę - miłości! To dopiero zmęczenie i powolny nacisk społeczeństwa powoduje erozję i zanik miłości. I za to, społeczeństwo idzie do piekła! Przecież niejeden z młodych, patrząc na wzajemną nienawiść swoich rodziców, jak się gryzą o pieniądze, jak sobą gardzą z powodu nierówności majątkowej, jak się nienawidzą dla czystej przyjemności, ma się ochotę powiesić, albo spalić ten dom, ten świat i “spróbować od nowa”.
     I to jest najzupełniej moralne! – powtarzał jak nawiedzony, broniąc swej miłości, bogatego panicza do ubogiej Iwony. 
 
    Kto nie zna życia, ten pomyśli, że natychmiast przyjechała komunistyczna milicja zgarnąć je do paki. Ale ci, co z nie jednego pieca chleb jedli wiedzą, że przyjechali ubecy, żeby pod pozorem szukania kolegi ze studiów, dostać się do wskazanego mieszkania i nawiązać pierwsze znajomości. Wprawdzie na miejscu się okazało, że w środku jest smród, syf i ubóstwo, ale przecież nie przyjechali tu dla kontemplacji pięknych krajobrazów. Napalonemu jeleniowi jest wszystko jedno w jakim lesie dopadnie swoją krowę. Wcale nie o to chodzi, czy jest wygodnie i elegancko, tylko byle prędko, bez ceregieli i do obrzydzenia. Jak pisał Faulkner, pizda biednej dziewczyny to nie hotel Ritza.
    W dodatku, dziewczyny były ładne i czyste, same wypieszczone mieszczańskie laleczki, co tylko podniecało tych jurnych facetów. Po skończonej służbie, rozognieni wódką, szukali jakichś przygód i nowych znajomości, które w ich tajnej pracy mogły się przydać.
 
 75)  Nawet później, gdy po rozstaniu, zamieszkała z Witoldem, a jeszcze przedtem, przed zabójstwem starego Kulbaki, z synem tego Kulbaki, Pawłem – była przez cały czas zakochana w Tomaszu, jakąś psią i bolesną, wręcz martyrologiczną, przeklętą miłością - bo opartą na mogiłach ich nienarodzonych dzieci.
 Sypiała z nim nadal, od czasu do czasu, po kryjomu przed kochankami, z którymi była, ”żeby mu ulżyć w napięciu płciowym” – bo się skarżył, że mu puchną jądra. Aż się nie chce wierzyć, że pod koniec XX wieku, wyzwolona z zabobonów i wykształcona kobieta, po czterech latach medycyny, magister psychologii klinicznej... sypiała z byłym narzeczonym, z troskliwej obawy, żeby broń Boże, od abstynencji płciowej nie dostał zapalenia nasieniowodów.
Jak wiejska baba, zauroczona paniczem ze dworu, pełna przesądów, gdy się kładła z Tomaszem, podkładała sobie, sekretnie pod materac, dudaimy, drogo kupione na bazarze, od Chińczyka, handlującego egzotycznymi medykamentami z dalekiego Wschodu. Tak bardzo chciała, jeszcze raz, być może ostatni, zajść z nim w ciążę, urodzić i nawet bez jego pomocy, wychować dziecko. Po wielu latach leczenia bezpłodności spowodowanej częstymi aborcjami i stosowaniem środków antykoncepcyjnych, pozostała jej tylko wiara w cudowną moc dzieciotwórstwa tybetańskich specjałów.
 
    Burdeliku na Szewskiej nie tylko nie zamknięto, ale przykazano dzielnicowemu otoczyć go troskliwą opieką. Dzielnicowy miał z tym niejaki kłopot, pod jaką nazwą zapisać ten inkryminowany lokal „mieszkalny”, jako stancję studencką czy mieszkanie prywatne, pewnej podstawionej szczwanej baby, która również trudniła się pokątnym nierządem, ale w końcu napisał, że jest to bursa studencka „Mała Dziurka”. Tak zresztą został zarejestrowany w dziekanacie jednej z krakowskich uczelni. Bywali w tym lokalu na Szewskiej nie tylko ubecy ale również przedstawiciele inteligencji twórczej, artyści i młodzi członkowie konspiracji. Niektórzy działacze tak wspominali ten okres mszy za ojczyznę i tworzenia się NZS-u: „Po wyżerce w klubie „Pod Beczką”, u Dominikanów, szło się późnym wieczorem do meliny na Szewską”.
    
 A Tomek? Oczywiście bardzo chciał żeby z nim sypiała, bo jej ciało wyjątkowo mu smakowało. Jej zdrową skórę mógłby jeść łyżką. Jej zapach, zapach jej ciała koił jego lęki i przenosił w lepszy, cudowny świat, gdzie nie musiał się obawiać niczego. Spał smacznie kładąc jak noworodek między jej piersi swoją łysiejącą głowę i wstawał wypoczęty jak ozdrowieniec.
Prawdę mówiąc, z żadną inną kobietą nie czuł tak dobrze seksualnego dopasowania, jakby byli dwoma brakującymi połówkami jednej całości. Jego członek był tak dobrze dopasowany dla jej pochwy, jakby był specjalnie stworzony w tym celu. Jego ruchy i proporcje ciała wyjątkowo harmonijnie współgrały z jej ciałem, nie przeszkadzając sobie, lecz się wzajemnie uzupełniając. Również w sferze duchowej rozumieli się bez słów, jakby się szukali w korcu maku. Ale na drodze do ich szczęśliwego małżeństwa stała, przez długie lata, niechęć jego komunistycznej matki – która ją nazywała “Dziadówką”. Długie lata nie mogła zaakceptować biednej kandydatki na synową z “krakówka” - którym pogardzała. Pogardzała tym miastem, bo było za mało żydowskie (nie to co jej przedwojenna Łódź lub Pabianice), a jakże mogło być inaczej, skoro do Warszawy zjeżdżali wszyscy Żydzi. W Krakowie było dla nich za mało rządowych posad i ważnych urzędów.
 Tomasza wszystko w niej pociągało, począwszy od zapachu krocza, a skończywszy na smaku śliny - nie wspominając już o tym, że członek mu nigdy przy niej nie sprawił zawodu. Co mu się niestety często z innymi kobietami zdarzało.
 
 Szefowie konspiry, którzy przybyli na inspekcję z Warszawy, obiecali zrobić Iwonę bajzel-mamą ale jakoś nic z tego nie wyszło. Przerazili się, gdy przedstawiła im kosztorys, potrzebny dla doprowadzenia lokalu do jakiej takiej używalności. Zamierzała przynajmniej ogarnąć to miejsce z brudu i założyć gustowne firanki, żeby lokatorzy z naprzeciwka nie zaglądali przez okna gościom do rozporków. Chciała na stolikach ustawić we flakonikach jakieś świeże kwiatki, ale skreślali jej pozycję za pozycją, jedną po drugiej. Nie mogąc się nadziwić jej rozrzutności. Wyobrażali sobie ubeckich oficerów jako niesłychanych chamów, którym wystarczy jedna silna żarówka, przy której będzie tak widno, „że będzie można iskać wszy”. Takie mieli pojęcie o przemyśle rozrywkowym      
 
    Ona zaś była w nim egzaltowanie zakochana jak młoda koza. Co ciekawe, cechy te, naiwnej idiotki uwidaczniały się tylko w jego obecności, wielbiła go, kiedy zbliżyła się do niego - był dla niej “siódmym cudem świata”, podczas gdy wobec Pawła potrafiła być chłodna i wyrachowana, a dla Witolda nieludzko okrutna.
A co najważniejsze, dla Tomka, że mieszkając z nim razem przez wiele lat studiowania, nie była samotna, waletując po różnych akademikach w zamian za świadczenie seksualnych usług. Nie była, ”normalną” studentką, skurwioną jak inne studentki, przyzwyczajone do piwa, prochów i szybkiego seksu na schodach. Żyła z nim wiele lat niby w małżeńskim stadle, ”po szwedzku”, trochę studiując, trochę na urlopach dziekańskich - często waletując, ale zawsze pod jego opieką, udając żonę. Mieszkali najczęściej w akademiku dla małżeństw, albo w garsonierach wynajmowanych na mieście, mających udawać namiastkę przytulnego domu.    
      
   Tym niemniej, postanowiono, że lokal przynajmniej należy odkurzyć i pochlapać ściany farbą a nad drzwiami wkręcić czerwoną żarówkę, dla większego podniecenia gości. Zamówiono nawet magnetofony do nagrywania podsłuchu i kamery filmowe, ale wobec wysokości kosztów uznano to za nieopłacalne. Bankierzy podziemia gospodarczego nie chcieli udzielić bezprocentowej pożyczki i sprawa upadła. Łatwiej było inwigilować ubeków przez znajome, tanie prostytutki. Znała je dobrze, bo miała zadanie przewerbować dla „Solidarności” dziesięć milicyjnych kurew. Żeby pracowały dla odzyskania przez Polskę niepodległości, tworząc solidne podstawy demokratycznego ustroju III Rzeczpospolitej. Wprawdzie słyszała, później, od jednej studentki, która mogła sobie w ten sposób dorobić, że zrealizowano jednak ten projekt, ale w znacznie skromniejszym zakresie. Z tym, że burdel-mamą została żona jednego ważnych przywódców Konspiry, szukając na wszystkim oszczędności
Prawdzic
O mnie Prawdzic

odwołuję te głupstwa. które poprzednio tu napisałem

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości