Prawdzic Prawdzic
160
BLOG

Żydowska kochanka - czyli kto zrobił bękarta Pannie S.

Prawdzic Prawdzic Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Odcinek 33 – starym pasiakiem śmierdzi!
 
Na dole już czekali na niego i obstąpili natychmiast, rzucając się jak brytany na niedźwiedzia, chwytając gdzie popadnie, a on nie mając szans wobec trzech krzepkich przeciwników, przewrócił się i został natychmiast przygnieciony ich ciężarem.
Wyrżnął potylicą o parkiet, aż ujrzał wszystkie gwiazdy i wszystko w nim raptem osłabło. Próbował się bronić, dość niemrawo, spychać ich z siebie, ale słabo… na koniec zrobiło mu się ciemno w oczach i dał za wygraną. Było mu się nawet przyjemnie, kiedy leżąc na wznak, poczuł na swym podbrzuszu miękkie krocze Beaty, która go przysiadła na oklep jak konia, okrakiem.
    Tłamsili go jak wór kartofli; ambasador usiadł mu ciężko na piersiach, bijąc niedbale po pysku, pytał dobrotliwie, czy będzie grzeczny i czy ma jeszcze ochotę do przebieranek. Pani Beata, szukała mu czegoś koło rozporka, ale nie wiedział co. Gmerała mu w portkach, jakby szukała urwanego guzika. Teodor się cieszył nie wiadomo z czego, klepiąc się z uciechy po udach.
Jeszcze przez chwilę natężał wszystkie siły, wierzgał bezradnie, jednak przywalony nimi, całkiem opadł z sił i oklapł zupełnie.
   Hic haert nebulo! – sapał Jan z lubością, rozkoszując się melodyjnym brzmieniem łaciny, jakby stworzonej dla estetycznej przyjemności słuchacza.
- Tu wpadł szubrawiec, tu go mam! - tłumaczył na poczekaniu, jak to mieli w zwyczaju, dając tym dowód wykształcenia i ogłady. 
 
Wroński dyszał i stękał, jakby chciał oddać ostatnie tchnienie, przygnieciony ciężkimi zadami. Nie bronił się wcale.
   Potem jednak znów próbował się wydostać spod ich ciastowatych tyłków – ale znów bez powodzenia. Oblepiali go sobą, jak jakieś “Gumisie” z plastelinowej masy, nie pozwalając mu oddychać, ani się ruszyć. Czuł się jak mucha zatopiona w smole.
  
    Zniecierpliwiona Beata, obawiając się, że nie dadzą mu rady, sykała przez zęby: “Niechże ten żydłak przyniesie wreszcie od prania te sznury. Trzeba związać tego wieprzka, zanim całą budę rozwali!”                                       
Z irytacji żadna stosowna łacińska sentencja na tę okazję nie przychodziła jej do głowy. Tak się bała, że ten obozowy burda rozpędzi wesele jej syna.                                                         
– Pomóż nam! – dyszał Jan z wysiłku, kiedy zobaczył kuśtykającego Wiktora.
Starski nie mógł zrozumieć co się dzieje, gapił się głupio jak Józefa gniotą i duszą, siedząc na nim jakby wysiadywali kurczęta, a z tyłu Teodor doskakuje jak pinczerek, szarpiąc go za pasiaste portki.
Stał przerażony, patrząc bezradnie, jak „Twardy” sinieje na twarzy, rzęzi i chrapie.                                               
- Pomóż, “Śniady”! – rzekł pan domu - No, nie gap się, musimy prędko rozebrać tego “Knura” – mówił - używając obraźliwej ksywy, jaką nadali Wrońskiemu w obozie, za nienasycony apetyt na seksualne przyjemności. Jak mówili Teodor z Janem: “na okudlone dziury”.
- Nie pomagaj tym draniom, “Fusytku” kochany! – Józef podlizywał się Żydowi, chrapiąc z wysiłku.
    Byłby się pewnie udusił, gdyby Wiktor nie odciągnął Janowej łapy od jego gardła.
 - Oj jak boli! – skarżył się słabnącym głosem, żałośnie, nie mogąc złapać tchu pod ciężarem ich wielkich zadków.
- To kaci, Wiktorku! Nie pomagaj! To kaci! Pedalili się z SS-manami, kupcząc ludźmi jak żywym towarem!” - użalał się na przyjaciół.                                                           
- Żeby ci, cholero, jęzor kołem stanął! – obruszył się profesor - A tyś niby był święty, tyś nie pieprzył SSmanek!? Miałeś każdą z SSmańskich dup – pan profesor klął niczym starszy sztubowy na “kurewskim bloku”.
 - Felflucht z takim pierońskim gorolem! – “Ostoja” przeklinał po niemiecku, rozpinając Lubasowi pasiak.
 
Beata upominała go, żeby trzymali go mocno, bo przecież już tak bywało, że nago uciekał do miasta.
- Gotów rozpieprzyć mi wesele.     
- Nie ucieknie - zapewniał ją Jan.
- Ooo kur.!. - Józef zaskowytał jak bity pies, kiedy zdejmowali mu kapotę, wykręcając rękami we wszystkich kierunkach, jakby były z plasteliny: – Nie tak mocno! …mi złamiecie kulasa! 
Wrońskiemu trzeszczało w stawach, ale nie zwracali na to najmniejszej uwagi
- O Jezu!, ale boli! Ale boli! Oj kur… boli, boli! Nie tak mocno skurwysyny.!.
- Zamknij mordę!! – nakazywał mu Jan, nie zwracając uwagi na trzeszczenie w Józefowych stawach.
- Weźcie ode mnie to wynicowane pudło – warknął Wroński, żeby Beata zostawiła jego rozporek w spokoju.                                   
- Ciągnij Wiktorze za ten cholerny rękaw! – zniecierpliwił się Jan przedłużającą się mordęgą. Żeby nie móc rozebrać jednego chłopa! – dodał tonem narzekania zirytowany, że za długo trwa ta zabawa i wymaga wiele wysiłku. Po zupacku, komenderował kalekim Wiktorem, żeby ciągnął za ten rękaw, a nie za tamten, tu a nie tam… bo to na chuj! – strofował przyjaciela.
    Aż nieprzyjemnie było słuchać
- Niedorajdy! – utyskiwał niezadowolony, że przyszło mu odwalać za nich, całą czarna robotę.
 
- Auu! Bo-ooli! - skowyczał Józef - Poskarżę się na was do ZBOWiDu!                                                                     - Twój ZBOWiD już rozwiązany, jako komunistyczna agentura Kremla! -dogadywał złośliwie emerytowany ambasador.                                              
- No, no... Traktujcie go łagodniej – mitygował ich pan Teodor, żeby nie zrobili mu krzywdy.                                       
- Ostrożnie, bo potargacie na nim całkiem nowy pasiak – upominał Jasia, że za mocno szarpie na Józefie pasiastą kapotę. A szarpał z taką werwą, że szwy trzeszczały.
Prawdzic
O mnie Prawdzic

odwołuję te głupstwa. które poprzednio tu napisałem

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości